8 grudnia 2016

Walka z szatanem

"Bóg się pysznym przeciwstawia, a pokornym łaskę daje. Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was. Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was. Obmyjcie ręce, grzesznicy, i oczyśćcie serca, ludzie o rozdwojonej duszy. Biadajcie i smućcie się, i płaczcie; śmiech wasz niech się w żałość obróci, a radość w przygnębienie. Uniżcie się przed Panem, a wywyższy was" (Jk 4,6-10). 

Największym problemem tego świata jest grzech. Największym problemem dla nas jest pozbycie sie grzechu. Jest to problem, którego nie jesteśmy w stanie sami rozwiązać. Jednak ci, którzy w związku z tym twierdzą, że człowiek nie może przestać grzeszyć, nie mają racji. Apostoł Jakub podaje prosty sposób na rozwiązanie tego problemu. "Przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was". Kontekst tej wypowiedzi wskazuje na to, w jaki sposób możemy się przeciwstawić diabłu. Okazuje się, że nie polega to na wykorzystaniu naszych możliwości w celu prowadzenia działań przeciwko szatanowi. "Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was". Nie mamy poddać się Bogu i przeciwstaić diabłu, Jakub nie pisze tu o dwóch różnych czynnościach, ale o jednej. Poddanie się Bogu jest przeciwstawieniem się diabłu. Tę myśl rozwija w kolejnych wersach: "zbliżcie się do Boga ... obmyjcie ręce ... oczyśćcie serca ... biadajcie i smućcie się ... uniżcie się przed Panem". I chociaż wydaje się to być proste, to jednak wcale takie nie jest. Dlaczego? Ponieważ wymaga to uświadomienia sobie prawdy o samym sobie, o swoim przywiązaniu do grzechów. O wiele łatwiej jest nam skierować nasze myśli na zewnątrz, skupić się na rozpoznawaniu grzechu jaki nas otacza, niż odnaleźć zło w nas samych. Jezus powiedział "wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego" nie dlatego, aby pokazać, że mamy dostrzegać w naszych charakterach tylko największe wady wielkości belki, a bliźnich wszystkie, nawet te wielkości źdźbła. Pokazał nam, że o wiele łatwiej dostrzegamy drobne wady u bliźnich, a w tym samym czasie nie widzimy naszych bardzo poważnych braków. Taka sytuacja świadczy o braku pokory, a "Bóg się pysznym przeciwstawia". Jeżeli chcemy uwolnić się od grzechów, jeżeli nie chcemy ulegać szatanowi, który robi wszystko, abyśmy grzeszyli, musimy ukorzyć się przed Bogiem i prosić Go o pomoc, ponieważ Bóg "pokornym łaskę daje". To jedyny skuteczny sposób na wygranie walki z szatanem i odrzucenie grzechów. Aby wygrać, trzeba poddać się Bogu. 


30 listopada 2016

Doskonałość w Chrystusie


"Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie, wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków" (Jk 1,2-4). Apostoł Jakub wskazuje nam drogę, którą powinniśmy kroczyć. Prowadzi ona do doskonałości, poprzez wytrwałość w wierze mamy dążyć do usunięcia naszych wad. Mamy do naszej dyspozycji Biblię, o której apostoł Paweł napisał: "Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany" (2 Tym 3,16-17). Paweł nie tylko mówi to samo, co Jakub, ale wskazuje też na to, co może nam w tym pomóc. W liście do Efezjan zwrócił uwagę na znaczenie wspólnoty, jaką jest kościół założony przez Chrystusa. "I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa" (Ef 4,11-15). Boża doskonałość to jedność wiary i poznania Jezusa, to "męska" doskonałość, pełna, świadoma i dojrzała, utrwalona na skale jaką jest Chrystus. W takiej doskonałości, jak określił to Paweł, "pełni Chrystusowej", człowiek przestaje być "miotany i unoszony wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp". Pełnia Chrystusowa jest tym, o czym Jezus mówi do Laodycejczyków, jest maścią, która przywraca wzrok i pozwala widzieć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Stosując tę nabytą u Jezusa maść, otrzymujemy zdolność dostrzegania grzechu zawsze i wszędzie. Nasz odrodzony wzrok duchowy dostrzega grzech już na początkowym etapie, kiedy w naszym życiu pojawiają się pokusy. Grzech, jak wyjaśnił Jezus w kazaniu na górze, ma miejsce nie wtedy, gdy grzeszymy czynem, ale wtedy, gdy nie odrzucamy pokusy i pozwalamy jej działać w naszym umyśle. I to z tego powodu najważniejszym zadaniem dla każdego z nas jest kształtowanie charakteru na podobieństwo Jezusowego. Nie jest to łatwe, ponieważ wymaga to ukorzenia przed Bogiem i pokory. "Pan jest dobry i prawy, Dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Prowadzi pokornych drogą prawa I uczy ich drogi swojej" (Ps 25,8-9). Najtrudniejszą walką dla każdego człowieka jest walka z samym sobą, ale tylko w taki sposób umożliwiamy Duchowi Świętemu wykonanie w nas wszystkich niezbędnych zmian. 
Grzech jest tym, co oddzieliło ludzi od Boga. To przez grzech nie mamy dzisiaj takich relacji z Bogiem, jakie mieli na początku Adam i Ewa. Każdy rodzaj grzechu powoduje, że te nienajlepsze relacje, które mamy dzisiaj z naszym Stwórcą, stają się jeszcze gorsze. Grzech jest jak choroba, która nas niszczy od środka i tak samo jak wiele chorób, nie ujawnia się zbyt szybko. Nie ma takiej choroby, która sprawia, że stajemy się zdrowsi. Tak samo jest z grzechem, nieważne jaki jest to grzech, każdy jego rodzaj jest dla nas szkodliwy, ponieważ zakłóca naszą łączność z Bogiem i odcina nas od źródła życia. Nigdy nie powinniśmy lekceważyć problemu grzechu, nigdy nie powinniśmy uznać, że grzech w naszym życiu jest czymś, co po prostu musi od czasu do czasu się pojawić. Takie myśli nie pochodzą od Boga. Nasz Pan wcale nie mówi do nas, abyśmy się nie przejmowali tym, że grzeszymy, ponieważ On nam i tak wszystko wybaczy. Każdy nasz grzech sprawia naszemu Stwórcy ból, tak jak grzechy dzieci sprawiają ból rodzicom. Każdy nasz grzech jest jak kolejny gwóźdź, którym Jezus był przybijany do krzyża. Grzesząc przyłączamy się do tych, którzy ukrzyżowali naszego Zbawcę. Pamiętajmy o tym każdego dnia, zwłaszcza wtedy, gdy zaczynamy traktować grzech jako nieodłączną część naszego życia.
Jezus przybył na ziemię między innymi po to, aby pokazać, że każdy człowiek może żyć takim życiem, jakim żył On. Jezus nie różnił się od nas niczym, poza jedną rzeczą. On nigdy nie zgrzeszył. Ale nie miał możliwości większych od tych, którymi dysponuje każdy z nas. To dzięki swojej wierze przeżył całe swoje życie na ziemi bez grzechu, w doskonałej łączności ze swoim Ojcem. Mając taką wiarę jaką miał On, każdy z nas może żyć tak, jak On żył. To szatan chce, abyśmy traktowali nasze grzechy jako nieodłączną część naszego życia, ponieważ wie, że tylko wtedy może nas kontrolować. Wykorzystuje każdą naszą słabość, każdą wadę charakteru aby wpływać na nasze decyzje. Człowiek, który jest pod wpływem szatana nie od razu wygląda tak, jak opętany, którego Jezus uzdrowił w synagodze w Kafarnaum, albo ten, którego uwolnił od legiona demonów w krainie Gerazeńczyków. Jednak wpływ szatana nie jest możliwy do ukrycia i objawia się niewłaściwymi owocami naszego życia. To one pokazują, że chociaż deklarujemy się jako naśladowcy Jezusa, to nie jesteśmy Mu posłuszni we wszystkich aspektach naszego życia. I tak jak kropla drąży skałę, tak samo szatan wykorzystując drobną rysę charakteru jest w stanie doprowadzić każdego człowieka do stanu całkowitego zniewolenia. A objawem naszych rys charakteru są właśnie grzechy. Dlatego powinniśmy patrząc na słowa apostoła Jana: "Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć" (1 J 3,9) widzieć wspaniałą obietnicę naszego Stwórcy, obietnicę uwolnienia z niewoli grzechu i to nie w odległej przyszłości, po zmartwychwstaniu, ale tu i teraz. Po zmartwychwstaniu otrzymamy wprawdzie nowe, doskonałe ciała, ale zachowamy nasze charaktery. O tej obietnicy apostoł Paweł napisał w liście do Rzymian: "Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi; kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu. Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy, wiedząc, że zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje" (Rz 6,3-8).


27 listopada 2016

Wolność

Posłuszeństwo. To słowo raczej nie kojarzy się z wolnością, ale raczej z ograniczeniem wolności. I o ile jest to prawdą w wielu dziedzinach naszego życia, w których jesteśmy zmuszeni dostosować nasz sposób postępowania do reguł, narzuconych nam przez innych ludzi, to w co najmniej w jednym przypadku posłuszeństwo świadczy o pełnej wolności. Jest to posłuszeństwo Bogu. Spróbuję to wyjaśnić na przykładzie przepisów ruchu drogowego.
Większość tych przepisów to różnego rodzaju zakazy i nakazy. Możemy do nich podchodzić na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że traktujemy te przepisy jak coś, co wymyślił człowiek, który wprawdzie chciał aby na drogach było bezpiecznie, ale nie uwzględnił wszystkich okoliczności i niektóre z nich są niepotrzebne, ograniczają naszą wolność. Wiemy, że takie sytuacje zdarzają się na naszych drogach, a przykładem mogą być niektóre nakazy ograniczenia prędkości. Te wyjątki nie zmieniają jednak faktu, że większość tych przepisów ma zapewnić nam bezpieczeństwo. Mimo to wielu kierowców napotykając na trasie znaki ograniczenia prędkości, nawet jeżeli zwalniają, stosując się do przepisów, to robią to z obowiązku, a nie z przekonania. Niektórzy kwestionując sens tego ograniczenia, nie zmniejszają prędkości i nie uważają tego za coś złego. Wyobraźmy sobie, że te przepisy zostały opracowane przez kogoś, kto jest doskonałym kierowcą i zna wszystkie możliwe zagrożenia na drogach. Takie przepisy nie zawierałyby błędów i stosowanie się do nich zawsze miałoby sens. Jak w takiej sytuacji mogliby się zachowywać kierowcy? Mieliby dwa wyjścia. Pierwsze polegałoby na stosowaniu się do przepisów z obowiązku. Widząc znak ograniczenia prędkości taki kierowca zwalnia, ale dlatego że przepis zmusza go do tego. Drugi sposób polega na tym, że kierowca wiedząc o tym, kto jest autorem przepisów, ma świadomość tego, że nie są one ograniczeniem jego wolności, ale zapewniają mu bezpieczeństwo. Widząc ograniczenie prędkości, zwalnia nie dlatego, że musi, ale dlatego że chce. Pierwszy kierowca patrzy na przepisy jako zbiór zakazów i nakazów, które chociaż mają sens, to jednak ograniczają go w tym, co robi, dlatego chociaż stosuje się do nich, to nie robi tego z przekonaniem. Drugi kierowca widzi przepisy jako przejaw troski o jego los, jako przejaw działania kogoś, kto wie lepiej od niego, co jest dla niego dobre. Widząc jakikolwiek znak drogowy jest wdzięczny temu, kto go postawił i z ochotą dostosowuje się do niego. 
I dokładnie tak samo jest z Bożym Prawem. Z jednej strony uważamy Boga za istotę doskonałą i sprawiedliwą, wierzymy w Jego Wszechmądrość i w to, że jest Stwórcą całego świata, przewyższającym nas, Jego stworzenia pod każdym względem. Z drugiej jednak strony często kwestionujemy na różne sposoby to, co Bóg do nas mówi. Na Boże Prawo patrzymy jak na zbiór zakazów i nakazów, ograniczających naszą wolność, a nie jako przejaw Jego troski o nas, jako odbicie Jego charakteru. Jednak to samo Prawo przyjęte do serca, staje się zakonem wolności, nie dlatego, że coś się w nim zmieniło, ale dlatego, że zmienił się nasz stosunek do Prawa. Prawo akceptowane tylko przez rozum jest prawem grzechu i śmierci, ponieważ w taki sposób jest przez nas odbierane i tak je rozumiemy. Jednak dokładnie to samo Prawo przyjęte do serca przestaje być odbierane jako zbiór nakazów i zakazów, ale jako przejaw Bożej miłości i jest w całości przez nas akceptowane. Przestrzeganie Prawa staje się wtedy czymś naturalnym, do czego w najmniejszym stopniu nie musimy się zmuszać. To grzech jest czymś, do czego musimy się zmusić. Człowiek, który widzi w Prawie przejaw Boskiej doskonałości, odrzuca każdą pokusę w momencie, kiedy się ona pojawia, ponieważ wie i czuje, że prowadzi ona do grzechu, a grzech w takim człowieku wywołuje dokładnie takie same uczucia jak u Boga. Jednak ten, kto wprawdzie zna Prawo, ale jest ono dla niego tylko przepisami, do których musi się stosować, sam stara się ocenić, czy to, co chce zrobić nie jest przypadkiem niezgodne z Prawem. A ta droga prowadzi do grzechu.
Autorem Prawa jest Bóg, ten sam, który jest Sprawiedliwością i Miłością. Jego Prawo jest doskonałe i trwa na wieki. "Wierność i prawo są dziełami rąk jego, Wszystkie jego nakazy są niezawodne" (Ps 111,7). "Bóg jest doskonały w postępowaniu swoim" (2 Sam 22,31). "Droga Boża jest doskonała, Słowo Pańskie jest wypróbowane. Jest tarczą wszystkim, którzy w nim ufają" (Ps 18,31). "Zakon Pana jest doskonały" (Ps 19,8). "Wszystkie jego nakazy są niezawodne, Ustanowione na wieki wieków" (Ps 111,7-8). I jest tylko jedna siła, zdolna do umieszczenia Bożego Prawa w naszych sercach. Może tego dokonać tylko Boża miłość. A otrzymać ją można tylko poprzez uświadomienie sobie własnej grzeszności, niedoskonałości i bezradności w uczynieniu się sprawiedliwym. Jeżeli ta świadomość zaowocuje naszą pokorą w stosunku do Boga i oddaniem się w Jego ręce, to otwiera to drogę Duchowi Świętemu do naszych serc i umysłów. Aby tak się stało wystarczy zrozumieć wielkość ofiary Jezusa, to jej świadomość doprowadza grzesznika do upadku na skałę, jaką jest Chrystus, aby skruszone zostało własne ego, a tym samym odrzucone zostały duma, pycha, zarozumiałość i wszystkie te cechy, które związane są z naszą grzeszną naturą. Boże Prawo znajdzie się w naszych sercach, co w połączeniu z trwaniem w Chrystusie, jak latorośl w krzewie winnym, rozwiązuje problem grzechu w naszym życiu. Posłuszeństwo staje się wtedy prawdziwą wolnością, wolnością od grzechu. 


26 listopada 2016

Powrót do domu

"Wkrótce, wkrótce już, za chwileczkę już, przekroczymy niebios próg! Minie trud i znój, minie z grzechem ciężki bój; przekroczymy wkrótce niebios próg!". Te słowa znanego hymnu "Wkrótce, wkrótce już" są piękną zapowiedzią tego, co niedługo może się stać udziałem każdego z nas. Niewątpliwie wielu z nas patrzy z nadzieją w przyszłość, nie tą najbliższą, o której wiemy, że będzie czasem największej próby dla Bożego ludu, ale tą, która rozpocznie się powtórnym przyjściem Jezusa. Jak będzie wyglądało życie w niebie, a po zakończeniu milenium na odrodzonej ziemi? "I śmierci już nie będzie, ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie, albowiem pierwsze rzeczy przeminęły" (Ap 21,4). "Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują" (1 Kor 2,9). Żyjąc tu i teraz nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić tego, jak będzie wyglądało życie w obecności Boga na nowej ziemi. Nasze wyobrażenia są tylko "cieniami rzeczy przyszłych". Wypatrując tego, co przyniesie przyszłość, zapominamy o tym, że Biblia na samym początku mówi nam o tym. Pierwsze dwa rozdziały Biblii to nie tylko opis stworzenia, ale też informacje o tym, jak wyglądało życie pierwszych ludzi. A przecież żyli oni przez pewien czas w warunkach, które Bóg przywróci po usunięciu grzechu. I o ile trudno jest tam znaleźć opis tego, co Adam z Ewą oglądali, to jednak jedno możemy z całą pewnością stwierdzić. Powrót do ogrodu Eden, bo tak można nazwać to, co czeka tych ludzi, którzy zostaną zbawieni, będzie związany z odrzuceniem tego wszystkiego, co spowodowało wygnanie ludzi z raju. Nastąpi powrót do tego stanu, jaki miał miejsce po stworzeniu świata. Utrata zaufania do Boga oraz chęć zaspokojenia własnych pożądliwości spowodowały nieposłuszeństwo wobec Boga, i w ten sposób pojawił się wśród ludzi grzech. Powrót do domu związany jest z odwróceniem tego wszystkiego. Odrzucenie grzechu, posłuszeństwo i pełne zaufanie do Boga są tym, co musi nastąpić na drodze do nieba. Odrzucenie grzechu musi nastąpić na skutek zmiany charakteru, nie może być wynikiem tylko i wyłącznie świadomej decyzji. Musi to być przede wszystkim "decyzja" nowego, odrodzonego serca, które w naturalny sposób czuje wstręt do wszystkiego, co jest związane z grzechem. Nowe serce napełnione Bożą miłością i nowy charakter, ukształtowany na wzór charakteru naszego Zbawiciela, są gwarantem posłuszeństwa Bogu. A czym jest samo posłuszeństwo? To życie w całkowitej zgodzie z Bożym Prawem. I o ile Biblia dopiero w Księdze Wyjścia przedstawia nam Boże Prawo w postaci Dekalogu, przekazanego przez Boga Mojżeszowi i Żydom, to jednak wiemy, że ludzie znali zasady tego prawa już od początku. Bóg powiedział do Izaaka o Abrahamie, że "był posłuszny głosowi mojemu i strzegł tego, co mu poleciłem, przykazań moich, przepisów moich i praw moich" (Rdz 26,5).. Gdyby ludzie nie znali Prawa, to Kain nie popełnił by grzechu zabijając swojego brata. Jednak jest jedno przykazanie, o którym Biblia mówi na samym początku. To sabat, o którym czytamy, że został ustanowiony na zakończenie procesu stworzenia. Sabat istnieje od samego początku naszego świata, a powrót do domu, do ogrodu Eden, do nowej ziemi, związany będzie z powrotem do właściwego przestrzegania także tego przykazania. Znaczenie sabatu zostało podkreślone przez Boga przed wręczeniem Mojżeszowi kamiennych tablic na górze Synaj, kiedy podczas pobytu na pustyni Izrael zaczął być zaopatrywany przez Boga w mannę. Każdego dnia dostawali odpowiednią ilość pożywienia, ale w dzień poprzedzający sabat, zaopatrzenie było podwójne, na dwa dni. I o ile nie można było przechować manny do następnego dnia, ponieważ ulegała zepsuciu, to manna przechowywana z piątku na sobotę zachowywała świeżość i nie ulegała rozkładowi. W ten sposób Bóg przywrócił Żydom pamięć o tym, który dzień jest dniem sabatu. Około miesiąc później Bóg przekazał Mojżeszowi przykazania, a wśród nich czwarte, które w swojej treści nawiązuje do stworzenia świata. 
Powrót do utraconego raju będzie powrotem do warunków, w jakich żyli Adam z Ewą, a ich zwyczajem, wprowadzonym przez Boga, było świętowanie dnia, który Bóg uświęcił swoim odpoczynkiem po zakończeniu stworzenia świata. Znaczenie sabatu zostało też podkreślone przez Jezusa, który tak jak Bóg po stworzeniu, odpoczął po wykonaniu dla nas odkupienia, pozostając w grobie przez cały sabat. 
Nasze przygotowanie do przyszłego życia musi zostać wykonane w tym życiu. To tu i teraz mamy czas na to, aby pozwolić Duchowi Świętemu zmienić nasze wnętrza tak, aby były przystosowane do życia w obecności Boga. Nasze charaktery i serca muszą zostać odmienione tak, aby już teraz przywrócić nam pełne zaufanie do Boga i posłuszeństwo Bożemu Prawu. A jednym z aspektów tego posłuszeństwa jest czwarte przykazanie. To zachowywanie sabatu wskazuje na to, czy w pełni akceptujemy Jezusa jako naszego Zbawiciela. To przestrzeganie sabatu wskazuje na to, czy jesteśmy posłuszni Bogu bez względu na okoliczności. Szatan robi wszystko aby zdeprecjonować czwarte przykazanie i niestety odnosi duże sukcesy na tym polu. Jednak mamy jeszcze czas, aby to zmienić. Zrozumienie tego zagadnienia dzisiaj, kiedy coraz większy nacisk jest kładziony na przestrzeganie niedzieli, jest coraz ważniejsze dla naszej przyszłości. Mamy do wyboru posłuszeństwo Bogu lub szatanowi. I chociaż wielu ludzi nie chce tego zaakceptować, to jednak Biblia wyraźnie wskazuje na to, że to sabat jest Bożą pieczęcią odróżniającą lud Boży od tych, którzy w sposób świadomy, odrzucając świadectwo Biblii, przyjmują znamię bestii, niedzielę, która została wprowadzona w opozycji do Bożego sabatu. 
Adam i Ewa święcili sabat, niedziela była dla nich pierwszym dniem tygodnia, przeznaczonym do pracy. I tak samo będzie wyglądało życie ludzi na nowej ziemi.


21 listopada 2016

Szymon trędowaty, Judasz i Maria

Wiemy z Biblii, że każdy z nas jest grzesznikiem, "Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego" (Rz 3,10-12). Nie każdy grzech jest jednak widoczny, są grzechy, które z różnych powodów są ukryte przed naszymi oczami. Być może dlatego niektórzy ludzie są oceniani jako sprawiedliwi, a inni jako grzesznicy. I co gorsze, niektórzy sami siebie oceniają jako lepszych od innych, ponieważ uważają innych za grzeszników, nie dostrzegając grzechów własnych. Taka sytuacja miała miejsce w domu Szymona trędowatego, faryzeusza którego Jezus wyleczył z trądu. Zaprosił on Jezusa na ucztę, "a oto pewna kobieta z tego miasta, grzesznica, dowiedziawszy się, iż zasiada przy stole w domu faryzeusza, przyniosła alabastrowy słoik olejku. I stanąwszy z tyłu u jego nóg, zapłakała, i zaczęła łzami zlewać nogi jego i włosami swojej głowy wycierać, a całując jego stopy, namaszczała je olejkiem. Ujrzawszy to faryzeusz, który go zaprosił, mówił sam w sobie: Gdyby ten był prorokiem, wiedziałby, kim i jaka jest ta kobieta, która go dotyka, bo to grzesznica" (Łk 7,37-39). Na tej uczcie byli też uczniowie Jezusa, a wśród nich Judasz Iskariota. I to on, widząc to, co zrobiła Maria, "rzekł: Czemu nie sprzedano tej wonnej maści za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?" (J 12,5). Szymon patrząc na Marię, widział w niej kogoś, kto jest gorszy od niego, ponieważ uważał, że on wiernie trzyma się Bożego prawa, natomiast Maria była znana jako nierządnica. Różnica między Szymonem a Marią nie polegała jednak na tym, że on był sprawiedliwy, a ona nie, ale na tym, że jej grzechy były widoczne, a jego ukryte. Podobnie było z Judaszem, który swoim zachowaniem, obyciem i wykształceniem robił dobre wrażenie, dzięki temu cieszył się dużym uznaniem wśród pozostałych uczniów, ale miał zepsute grzechem serce. Druga, poważniejsza różnica polegała na tym, że Maria zdawała sobie sprawę ze swoich grzechów i żałowała ich, czego nie można powiedzieć o Szymonie i Judaszu. Jezus wiedział o tym wszystkim, ale nie skrytykował wprost ani Szymona, ani Judasza. Zamiast tego użył przypowieści o dwóch dłużnikach, którym darowano dług.
Jaką naukę wynosimy z tego opisu? Co ważnego dostrzegamy w tym fragmencie Biblii? Myślę, że najważniejsze dla nas powinno być to, w jaki sposób zachował się wtedy Jezus, jak potraktował uczestników tego przyjęcia. Jezus doskonale znał myśli zarówno Marii, jak i Szymona i Judasza. Wiedział też o tym, co myślą pozostali. Znaczenie tego, co zrobił wtedy Jezus Ellen White przedstawiła w książce "Życie Jezusa". "Podobnie jak Natan wobec Dawida, tak Chrystus swe trafne uwagi wypowiedział pod osłoną przypowieści. Pozostawił swemu gospodarzowi wyciągnięcie wniosków. Szymon doprowadził do grzechu niewiastę, którą obecnie pogardzał (...) Szymon zaczął patrzeć na siebie w innym świetle (...) ogarnął go wstyd i zrozumiał wreszcie, że znajduje się w obecności Kogoś większego od siebie. (...) Wyraźnie, lecz jak zwykle z delikatną uprzejmością, Zbawiciel zapewnił swoich uczniów, że serce Jego odczuwa za każdym razem smutek, gdy Jego dzieci zaniedbują wyrażanie swej wdzięczności w słowach i uczynkach miłości. (...) Szymona poruszyła dobroć Jezusa, który nie zganił go ptwarcie w obecności zebranych. Nie został potraktowany tak, jak sobie życzył, aby postąpiono z Marią. Dostrzegł, że Jezus nie chce ujawniać jego winy innym, lecz pragnie przekonać jego umysł ukazaniem sprawy we właściwym świetle, a pełną litości dobrocią podbić jego serce.Surowe potępienie spowodowałoby niechęć Szymona do okazania skruchy, podczas gdy cierpliwe napomnienie przekonało go o popełnionym błędzie. Ujrzał ogrom swego długu w stosunku do Pana. Jego pycha została poniżona, doznał skruchy, a dumny faryzeusz stał się skromnym, gotowym do poświęcenia siebie uczniem" (Ellen White, "Życie Jezusa, s.509-510). Równie ważne jest to, w jaki sposób Jezus odniósł się do Judasza. "Czyn Marii był jaskrawym przeciwieństwem tego, co miał zrobić Judasz. Jak ostrą lekcję Chrystus mógł dać temu, który siał nasienie krytykanctwa i złego myślenia w serca uczniów! Jak słusznie oskarżyciel mógł stanąć w roli oskarżonego! Ten, który czyta pobudki każdego serca i rozumie każdy postępek, mógł odkryć przed uczestnikami uczty ciemne rozdziały z życia Judasza. Można też było ujawnić fałszywe pretensje, na jakich zdrajca oparł swe słowa, bowiem zamiast współczuć biednym, grabił ich z pieniędzy przeznaczonych na pomoc dla nich. Można było wzbudzić przeciw niemu oburzenie z powodu uciskania przez niego przez niego wdów, sierot i najemników. Lecz gdyby Chrystus zdemaskował Judasza, mogłoby to służyć jako powód do zdrady. I choć obciążony złodziejstwem, Judasz zyskałby współczucie nawet wśród uczniów. Zbawiciel nie zganił go, a tym samym uniknął dania mu pretekstu do zdrady. Lecz spojrzenie rzucone przez Jezusa Judaszowi przekonało go, że Zbawiciel odgadł jego obłudę i odczytał nikczemny , podły charakter. Pochwalając czyn Marii, który został tak ostro potępiony, Chrystus jednocześnie napomniał Judasza. Do tego czasu Zbawiciel nigdy nie udzielił mu bezpośredniej nagany" (Życie Jezusa, s.505).
Jaki wspaniały przykład do naśladowania. Jezus zawsze dawał szansę grzesznikowi na nawrócenie. Mówiąc o grzechach nigdy nie wskazywał na konkretne osoby, ale przedstawiał błędy grup, na przykład faryzeuszy albo całego narodu żydowskiego. Zawsze kierował się miłością i nigdy nie stawiał człowieka w sytuacji, w której podjęcie złej decyzji mogłoby wynikać z emocji, z urażonej ambicji. Miłosierdzie naszego Boga objawia się właśnie w taki sposób. "Chrystus mógłby zlecić aniołom niebieskim, aby wylali Jego gniew na nasz świat i zniszczyli tych, których przepełnia nienawiść do Boga. Mógłby wymazać z wszechświata te jego ciemne punkty. Lecz nie czyni tego. Dziś stoi przed ołtarzem otoczony dymem kadzideł i składa przed Bogiem modlitwy tych, którzy praną Jego pomocy" (Życie Jezusa, s.511).


3 listopada 2016

Sól ziemi i światłość świata

"Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana. Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5,13-16).
Mamy być solą i światłością dla tego świata. Jako naśladowcy Jezusa mamy być odbiciem doskonałego charakteru naszego Boga oraz Jego chwały. Nasze życie ma przynosić właściwe owoce, a ludzie którzy nas obserwują mają w naszym życiu widzieć wpływ i rękę Boga. To nie słowa, które przekazujemy ludziom, będą na nich wywierały wpływ. Słowa Jezusa wywierały olbrzymi wpływ na ludzi przede wszystkim ze względu na to, że Jego życie było ich potwierdzeniem. Ludzie słuchając o Bożej miłości do upadłej ludzkości, widzieli tę miłość w osobie Jezusa. Słuchając Go zwracali uwagę na moc, jaka Mu towarzyszyła, a dopiero potem na treść. "Nigdy jeszcze człowiek tak nie przemawiał, jak ten człowiek mówi" (J 7,46); "Albowiem uczył je jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie" (Mt 7,29). Aby z taką samą mocą mówić o jedynej drodze prowadzącej do zbawienia, o Jezusie, trzeba kroczyć tą drogą. A jedynym potwierdzeniem, że tak jest, są owoce naszego życia.
"Współczesny świat potrzebuje objawienia Jezusa Chrystusa w osobach Jego świętych. Bóg pragnie, by Jego naśladowcy stanęli przed światem jako lud święty. Dlaczego? Ponieważ świat ma zostać uratowany przez światło prawdy ewangelii. Gdy poselstwo prawdy — powołujące ludzi z ciemności do cudownej Bożej światłości — jest głoszone przez Kościół, życie jego wyznawców, uświęcone przez Ducha prawdy, ma być świadectwem prawdziwości głoszonego poselstwa. (...)
Świat potrzebuje przykładu praktycznego chrześcijaństwa. Fakt, iż ci, którzy uważają się za naśladowców Chrystusa, są widowiskiem dla niewierzącego świata, zobowiązuje ich do upewnienia się, czy mają prawdziwą więź z Bogiem. (...) Aby być światłem świata, potrzebują jasnego światła Słońca Sprawiedliwości stale świecącego nad nimi. (...)
Gdy lud Boży w pełni odłączy się od zła, Bóg będzie mógł sprawić, że światłość niebios spocznie na nich w obfitej mierze i oświeci świat. Wówczas nastąpi najpełniejsze ziszczenie proroctwa Izajasza. (...) „Pójdą narody do twojej światłości, a królowie do blasku, który jaśnieje nad tobą. (...) bogactwo morza przypłynie ku tobie, mienie narodów tobie przypadnie”. Izajasza 60,3.5"
EGW, The Review and Herald, 31 marzec 1910.
Na czym polega praktyczne chrześcijaństwo? To posiadanie takiego charakteru, jaki ma Jezus, to odnoszenie się do ludzi w taki sposób, w jaki czynił to Jezus. To myślenie o tym, o czym myślał Jezus. Jego wzrok i Jego myśli były stale skierowane na Ojca. Swoimi wypowiedziami kierował myśli słuchaczy ku niebu, nawet wtedy, gdy napominał i wskazywał na błędy i grzechy. Nawet słysząc prawdę o swoich grzechach, ci którzy nie zamykali swoich serc, widzieli w Jezusie obraz miłosiernego i kochającego Boga i to przyciągało ich do Niego. Czy jesteśmy naśladowcami Jezusa? Czy jesteśmy solą i światłością dla świata?


28 października 2016

Zwierciadło

Apostoł Paweł napisał: "My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem" (2 Kor 3,18). Każdy, kto pragnie aby w jego życiu wypełniła się obietnica Jezusa: "Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy" (J 14,23), zrobi wszystko, aby jego charakter był odbiciem chwały Boga. W tej wypowiedzi Jezus wyraźnie podkreślił w jaki sposób można uzyskać to podobieństwo. "Każdy kto mnie miłuje" - miłość jest tu postawiona przed posłuszeństwem, ponieważ prawdziwe posłuszeństwo Bogu może być efektem tylko i wyłącznie miłości. Każdy inny sposób przestrzegania przykazań jest nieskuteczny i jest powtórzeniem tego, co próbowali zrobić faryzeusze. Czy jesteśmy w stanie "zdobyć" w jakikolwiek sposób Bożą miłość? Nie, ona pochodzi od Boga i tylko On może nas nią obdarować. Ale możemy zrobić coś, co spowoduje, że będziemy zdolni do jej przyjęcia. "A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś" (J 17,3). Z Bożą miłością jest podobnie jak z miłością do ludzi. Pokochać można tylko kogoś, kogo się dobrze zna. Poznanie Boga prowadzi do Bożej miłości, dlatego Paweł mówił o oglądaniu jak w zwierciadle chwały Pana. Tym zwierciadłem jest dla nas Pismo Święte, to w nim odnajdziemy ten obraz, którego odbiciem mamy się stać. Im bliżej ponownego przyjścia Pana, tym ważniejsza jest nasza wiedza o Bogu. Czasy końca to okres największych zwiedzeń szatana i tylko oparcie się na Słowie Bożym może nas przed tym skutecznie obronić. "Jeśli kiedykolwiek był taki czas, gdy potrzebowaliśmy wiary i duchowego oświecenia, to trwa on teraz. Ci, którzy czuwają w modlitwie i studiują Pisma codziennie ze szczerym pragnieniem poznania i czynienia woli Bożej, nie zostaną wprowadzeni w błąd przez jakiekolwiek zwiedzenia szatana. Jedynie oni rozpoznają metody, które obiorą przebiegli ludzie, aby omamić i usidlić. Tak dużą ilością czasu i uwagi obdarza się świat, ubranie oraz jedzenie i picie, że nie zostaje czasu na modlitwę i studiowanie Biblii" {EGW, WU 46.2}. To modlitwa i studiowanie Biblii prowadzą do ukształtowania właściwych charakterów, a ich skutkiem jest to, że nasze życie jest odbiciem chwały Bożej, jest pełne owoców Ducha i nie ma w nich uczynków ciała. "Rozmawiajcie o sprawach niebiańskich. Mówcie o Jezusie, Jego piękności i chwale oraz o Jego nieustającej miłości do was i pozwólcie aby wasze serca ulatywały w miłości i wdzięczności dla Niego" {EGW, MAR 309.3}.
Jeżeli brakuje nam czasu na studiowanie Biblii, jeżeli tematy naszych rozmów i myśli nie są związane z Jezusem, a dotyczą spraw ziemskich, to najprawdopodobniej ulegliśmy zwiedzeniu szatana, który robi wszystko, aby nas odciągnąć od Boga. Jeszcze jest czas aby to zmienić, ale nie zostało go zbyt dużo. Wszystkie znaki wskazują na to, że przyjście Pana jest już bardzo bliskie.


25 września 2016

Zwiedzenia w czasach końca

Im bliżej powrotu naszego Pana, im bliżej tych wydarzeń, które będą miały miejsce gdy czterej aniołowie uwolnią wiatry ziemi, tym częściej pojawiać się będą wśród nas informacje na temat zwiedzeń. Zapowiadane przez Ellen White zwiedzenie omega, największe i najstraszniejsze ze wszystkich, z jakimi ludzie kiedykolwiek mieli do czynienia, spowoduje potężne wstrząsy i zmiany w naszym kościele. Chociaż niewiele wiemy o charakterze tego zwiedzenia, nie wiemy na czym będzie polegało, to jednak wiemy wystarczająco dużo na temat jego skutków. Spowoduje ono, że bardzo duża liczba adwentystów odejdzie z naszego kościoła. Będą to ci, o których Ellen White pisała, że są zapisani w księgach zborowych, ale nie ma ich w Księdze żywota Baranka. 
Nie chcę tu zastanawiać się nad tym, czym będzie czy też może nawet już jest zwiedzenie omega, nie chcę też doszukiwać się tego zwiedzenia w tych wydarzeniach, które możemy obserwować. Chcę zastanowić się nad czymś innym. 
Jaki jest podstawowy cel wszystkich szatańskich zwiedzeń oraz jakie są skutki przyjmowania zwiedzeń? W jaki sposób przyjęcie zwiedzenia wpływa na zwiedzionego człowieka? Myślę, że odpowiedzi na te pytania są bardzo ważne. Myślę, że są o wiele ważniejsze od odpowiedzi na pytanie czym jest zwiedzenie omega. Dlaczego? Jesteśmy ludźmi popełniającymi błędy, mamy natury wypaczone grzechem i nie możemy polegać na naszej wiedzy, nie możemy pokładać zaufania we własne możliwości prawidłowej oceny tego, co widzimy. Historia chrześcijaństwa pełna jest ludzi, którzy byli głęboko przekonani o swoim posłuszeństwie względem Boga, którzy byli pewni, że wykonują Bożą wolę, ale dzisiaj doskonale wiemy, że to szatan kierował ich życiem. Już samo to powinno być dla nas wystarczającym dowodem, że nasze wewnętrzne przekonanie może zostać wykorzystane przez szatana do tego, aby nas oszukać. Wszyscy znamy wielokrotnie cytowany fragment z ewangelii Mateusza: "Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mt 7,21-23). Mam wrażenie, że jako adwentyści często odnosimy te słowa przede wszystkim do tych, którzy są w kościołach charyzmatycznych, które kładą duży nacisk na dary Ducha Świętego, prorokowanie, uzdrawianie czy wypędzanie demonów. Jednak nie jest to do końca właściwa interpretacja tego fragmentu Biblii. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że ci, którzy będą się zwracać do Jezusa tymi słowami, będą przede wszystkim ludźmi głęboko przekonanymi o tym, że wierzą w Boga, że są mu posłuszni, że wykonują Jego wolę. To ludzie, którzy ulegli szatańskiemu zwiedzeniu, ponieważ odeszli, albo nawet nigdy nie zbliżyli się do Boga ("Nigdy was nie znałem"), ale nie zdawali sobie z tego sprawy. Byli przekonani nie tylko o tym, że są chrześcijanami, ale byli pewni że zostaną zbawieni. Mogą się w tej grupie znaleźć także ci, którzy doskonale wiedzieli o tym, że w czasach końca będą miały miejsce największe szatańskie zwiedzenia. Mogą to też być ci, którzy badali to zagadnienie, starali się dowiedzieć na czym będą polegały zwiedzenia, ale zdobyta wiedza nie uratowała ich. Czy jest to możliwe? Myślę, że historia chrześcijaństwa dostarcza wystarczającej ilości dowodów na to, że jest to możliwe. 
Wygląda to trochę na błędne koło. Wiemy, że szatan nas atakuje, a mimo to Biblia mówi nam, że tylko niewielu nie ulegnie szatanowi i jego zwiedzeniom. Czy jest jakaś skuteczna metoda obrony? Prawie każdy w tym miejscu odpowie, że trzeba trzymać się Słowa Bożego, być posłusznym Jezusowi, oddać się w Jego ręce, trzymać się Prawdy, itp. To wszystko prawda, ale co może dać nam pewność, że nie tylko znamy te zasady, ale je zastosowaliśmy w naszym życiu? Jak możemy upewniać się, że rzeczywiście trzymamy się Słowa Bożego, jesteśmy posłuszni Jezusowi, że oddaliśmy się w Jego ręce, trzymamy się Prawdy? Nasze słowa czy też nasze wewnętrzne przekonanie o niczym jeszcze nie świadczą. Możemy znajdować w Biblii fragmenty potwierdzające słuszność naszych przekonań, ale to też za mało. Czy szatan na pustyni nie kusił Jezusa używając Pism? 
W tym miejscu wrócę do postawionych wcześniej pytań. Zadałem je nieprzypadkowo. Przypomnę tu jedną wypowiedź Jezusa: "Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, wycina się i rzuca w ogień. Tak więc po owocach poznacie ich" (Mt 7,15-20). Nieprzypadkowo poprzedza ona podaną już wypowiedź z Mt 7,21-23. Ci ludzie, którzy ulegli zwiedzeniu i będą zdziwieni, a nawet zrozpaczeni, kiedy zobaczą, że bramy nieba są przed nimi zamknięte, zapomnieli o tym, że potwierdzeniem życia w Prawdzie i posłuszeństwa Bogu są owoce naszego życia. 
Co jest celem ataków szatana, co chce uzyskać? Od początku świata zwalczał ludzi wiernych Bogu i będzie to robił szczególnie w czasach końca. Będzie chciał zniszczyć wszystkich tych, którzy strzegą przykazań Bożych i trwają przy świadectwie o Jezusie. Będzie używał różnych sposobów, ale doskonale wie o tym, żę nic nie wskóra dopóki lud Boży trwa w łączności z Bogiem. Dlatego robi i będzie robił wszystko, aby odwrócić naszą uwagę od tego, co utrzymuje nasze niczym niezakłócone relacje z Bogiem. "Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie" (J 15,5). Szatan zrobi wszystko, aby oderwać nas od naszego Krzewu Winnego, bo tylko wtedy może nas pokonać. Tak więc celem wszystkich szatańskich zwiedzeń jest zniszczenie naszych relacji z Bogiem. A w jaki sposób można się przekonać, że utraciło się połączenie z Bogiem, jak każdy z nas może sprzawdzić, że trwa w Prawdzie? "Po owocach ich poznacie". Powinniśmy sprawdzać czy to, z czym się spotykamy, na przykład nowe poglądy czy też nowe interpretacje Słowa Bożego, prowadzi nas do Boga poprzez pozytywny wpływ na nasze zdrowie duchowe, czy są to rzeczy, które nas budują, poszerzają naszą wiedzę o Bogu, wpływają na przekształcanie naszych charakterów i przyjmując je stajemy się coraz bardziej podobni do Jezusa, czy też jest odwrotnie. Jeżeli nasza uwaga jest kierowana w inną stronę i przestajemy patrzeć na Jezusa, to jest to szatańskie zwiedzenie. Czasem jest trudno określić, że tak się dzieje, dlatego też musimy jeszcze sprawdzać, i to każdego dnia, jakie owoce zaczynamy wydawać w naszym życiu pod wpływem tego, co przyjmujemy. Każdy, kto ulega zwiedzeniu staje się złym drzewem i nie może dawać dobrych owoców. Niektóre złe owoce mogą robić wrażenie dobrych, ale złe owoce zawsze w końcu ujawnią swoją prawdziwą naturę. Kiedy dostrzegamy w naszym życiu jakąkolwiek z tych cech, o których Biblia mówi, że są złymi owocami, to jest to dowód na to, że ulegamy zwiedzeniu. Niedoskonałości naszych charakterów świadczą o tym, że nie pozwoliliśmy Jezusowi na ich usunięcie. A szatan wykorzystuje to doskonale. Pamiętajmy, że jest on istotą o nieosiągalnej dla nas inteligencji. Żaden człowiek nie może się pod tym względem z nim równać. Jakiekolwiek zaufanie we własne możliwości świadczy o braku pokory i skazuje nas na porażkę. 
Możemy tworzyć coś, co nazwałbym nauką o poznawaniu zła. Możemy zgłębiać różne działania podejmowane przez szatana i tych, którzy świadomie lub nieświadomie (tak przy okazji to uważam, że tych drugich jest zdecydowanie więcej) oddali się pod jego władzę i łudzić się, że ta wiedza zabezpieczy nas przed zwiedzeniem. Jednak jest to iluzja, którą szatan skwapliwie podtrzymuje w tych, którzy w to wierzą. Uważam, że kto zajmuje się tą nauką, zapisał się do niewłaściwej szkoły. Biblia podaje nam wystarczającą wiedzę na temat zła, aby trwając w łączności z Bogiem, poprzez Ducha Świętego nie popełniać błędów. Zwróćmy uwagę na to, co stanowi treść Biblii. Jest ona przede wszystkim objawieniem prawdy o charakterze Boga. Mówi nam o tym, w jaki sposób pojawiliśmy się na świecie, kto jest naszym Stwórcą. Z Biblii dowiadujemy się o tym, jak doszło do upadku ludzi i jaki plan Bóg przygotował przed stworzeniem świata, aby nas z tego upadku wyciągnąć i przywrócić do społeczności z Nim. Biblia mówi nam o pięknie charakteru i miłości Boga do nas, upadłych ludzi, mówi też o wpływie grzechu na nasze życie. Wskazuje na tego, który jest przyczyną zła na ziemi, wskazuje też na tego, który jedynie jest w stanie nas uratować. Ile miejsca w Biblii zabierają opisy samego szatana i jego działań? Poznajemy przede wszystkim skutki tego, co on robi, poznajemy owoce jakie przynoszą ci, którzy ulegają szatańskim zwiedzeniom. Zdobywając wiedzę zachowujmy biblijne proporcje w poznawaniu różnych aspektów naszego życia. Nasz duch i nasz charakter są kształtowane według tego obrazu, na który najczęściej patrzymy. Jakość naszego ciała i ducha zależy od jakości pokarmu, które im dostarczamy. Nie należy oczekiwać, że odżywiając się śmieciami będziemy zdrowi, nie oczekujmy też, że karmiąc ducha czymś, co nie pochodzi z ust Bożych, będziemy mieli zdrowego ducha. A poznamy to po owocach. List do Galacjan 5,16-26, List do Efezjan 4,25-32, 1 List do Koryntian 13 to tylko niektóre z tych fragmentów Biblii, na podstawie których każdy z nas może ocenić, czy jest dobrym i wiernym sługą, wykonującym wolę Boga, ponieważ to nasze właściwie ukształtowane charaktery są tego potwierdzeniem, a nie słowa, które wypowiadamy. 
Co do poglądów, to prostą metodą na sprawdzanie ich pochodzenia jest porównanie ich z Biblią i ich odrzucaniem zawsze, gdy stwierdzamy lub tylko podejrzewamy, że są niezgodne z Pismem Świętym. Każdy, kto jest pod wpływem Ducha Świętego może to stwierdzić, ponieważ Duch wykorzystując Słowo Boże dokładnie nam wszystko pokaże. 
Nie pozwólmy szatanowi, aby odciągnął nas od Biblii, nie dajmy się mu omamić tak, aby choćby w najmniejszym stopniu odejść od tego, co mówi Biblia oraz Duch Proroctwa. Pamiętajmy o tym, co szatan chce uzyskać poprzez zwiedzenia.


21 września 2016

Jezus zaprasza nas na ucztę

Jezus spotykał się z różnymi ludźmi, czasami przyjmował zaproszenia od faryzeuszy. W trakcie jednego z takich spotkań, opowiedział przypowieść o wielkiej wieczerzy. Znajdziemy ją w 14 rozdziale ewangelii Łukasza. Mamy tam gospodarza, który przygotował wielką wieczerzę, na którą zaprosił wielu ludzi. Kiedy wszystko było gotowe, wysłał posłańców, aby powiadomić zaproszonych, że mogą już przyjść. Niestety ci, którzy zostali wcześniej zaproszeni, wynajdywali różne powody dla których nie chcieli przyjść. Wtedy gospodarz wysłał swoje sługi aby przyprowadzili na ucztę tych, którzy wprawdzie nie byli wcześniej zaproszeni, ale w domu gospodarza było przygotowane dla nich miejsce. Słudzy mieli przykazane, żeby wręcz przymuszać do przyjścia na ucztę. Jednak o tych, którzy zostali zaproszeni jako pierwsi i odrzucili to zaproszenie, gospodarz powiedział, że żaden z nich "nie skosztuje mojej wieczerzy".
Gospodarzem jest tu oczywiście Bóg. Kim są ci, którzy odrzucili zaproszenie gospodarza? Zastanówmy się przez chwilę, kogo w pierwszej kolejności zaprosił gospodarz? Kogo my zapraszamy do naszych domów? Bóg kieruje swoje zaproszenie do tych, którzy Go znają, a przynajmniej tak twierdzą. Słyszą Jego głos, czyli czytają Biblię, starają się postępować według przekazanych w niej zasad, jednak okazuje się, że Bóg i Jego Słowo nie są w ich życiu najważniejsi. Gdyby naprawdę znali Boga, to rozumieliby powagę sytuacji i znaczenie otrzymanego zaproszenia. Jednak w ich życiu inne sprawy mają wyższy priorytet i w chwili próby odrzucają Boga. Ta grupa jest symbolem tych, którzy uważają się za chrześcijan, należą do chrześcijańskich kościołów, ale nie poznali Boga i nie wypełniali Jego woli. W przypowieści gospodarz podkreślał, że w jego domu jest wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich. Uczta nie była przygotowana tylko dla tych, którzy byli zaproszeni bezpośrednio przez gospodarza. Oni mieli nie tylko przyjąć zaproszenie, ale zapraszać kolejnych ludzi, tych, którzy słabo lub wcale nie znali gospodarza. To jest nasze zadanie, Jezus mówił w tej przypowieści o nas. To naszym zadaniem jest zapraszać ubogich, ułomnych, ślepych i chromych. Bo nie chodzi tu o tych, których ciała są ułomne, ale duch. Mamy zapraszać do Boga ubogich duchowo, ślepych duchowo, tych których duchowe życie jest chrome i ubogie. Mamy ich szukać wszędzie, nie tylko w mieście, na placach i ulicach, ale także między opłotkami i na drogach. "Idąc na cały świat, głoście ewangelię" (Mk 16,15). Mamy ich wręcz przymuszać do przyjęcia zaproszenia, co oznacza, że nie powinniśmy się zniechęcać i szybko rezygnować, gdy nie widzimy efektów naszej pracy, ale cierpliwie ponawiać głoszenie dobrej nowiny, połączone z głoszeniem poselstwa trzech aniołów. Niech końcowe słowa tej przypowieści przypominają nam o naszej wielkiej odpowiedzialności: "Albowiem mówię wam, że żaden z owych zaproszonych mężów nie skosztuje mojej wieczerzy". Jezus wyjaśnił dokładnie na czym polega przyjęcie Jego zaproszenia na ucztę. W kolejnych wersach ewangelii Łukasza mówi do nas: "Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim" (Łk 14,26-27). Nie chodzi tu oczywiście o to, abyśmy nienawidzili naszych bliskich, ale o to, że kiedy życie zmusza nas do wyboru między Jezusem a kimś, kto jest nam bardzo bliski, a jednak nie chce przyjść do Niego, to właściwy wybór jest tylko jeden. I jest nim Jezus. Jeżeli nie jesteśmy gotowi do podejmowania takich decyzji, to nie jesteśmy naśladowcami Jezusa. Miłość Boża polega na tym, że jesteśmy gotowi oddać życie za innych, aby przyszli do Boga, ale jeżeli oni tego nie chcą, to możemy albo podzielić ich los, albo wybrać Jezusa. Co jest dla nas ważniejsze? A co oznacza dźwiganie własnego krzyża? Czy można podążać za Jezusem i nie dźwigać go? Tak naprawdę nie można, ale wielu ludzi myśli, że jest to możliwe. Odrzucają od siebie świadomość własnej grzeszności i słabości, zapominają o tym, kim są i starają się podążać za Bogiem. To niewłaściwa droga, ponieważ nie uwalnia nas od brzemienia grzechu. Dźwiganie krzyża polega na przyjściu do Jezusa ze wszystkimi naszymi grzechami i wadami, wyznanie Mu wszystkiego i błaganie Go o Jego łaskę. "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie" (Mt 11,28-30).
Tylko On może uczynić nasz krzyż miłym i lekkim. To jest właściwa odpowiedź na zaproszenie Jezusa na Jego ucztę. Przyjmując je pozwalamy Bogu na odnowienie naszych serc, zmianę naszych charakterów, a to umożliwia nam przekazywanie zaproszeń kolejnym ludziom. Przyjmując "wodę życia" od Jezusa sami stajemy się "źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu" (J 4,14).



11 września 2016

Jezus uzdrawia ślepych

Bartymeusz, ślepy żebrak, siedział przy drodze z Jerycha do Jerozolimy. Kiedy usłyszał, że tą drogą idzie Jezus, zaczął wołać go: "Jezusie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną!" Jezus usłyszał go, a następnie go uzdrowił, przywracając mu wzrok. Jednak ten opis, po przyjrzeniu się dokładniej jego szczegółom, okazuje się być czymś więcej, niż tylko relacją z kolejnego uzdrowienia. Wołanie Bartymeusza było głośne i natarczywe. Wielu ludziom nie podobało się to, że ślepy żebrak donośnym głosem błaga o pomoc. Znaleźli się tacy, którzy chcieli go uciszyć, on jednak nie pozwolił się uciszyć. Podobne zachowanie Jezus przedstawił w przypowieści o wdowie i niesprawiedliwym sędzi. Tenże sędzia powiedział: "Ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę", a Jezus tak wyjaśnił znaczenie tej przypowieści: "Czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy?". Bartymeusz wiedział, że jest mu potrzebna pomoc Jezusa, wiedział, że tylko On mógł mu pomóc. Miał świadomość tego, że tej pomocy potrzebuje. I co najważniejsze, wierzył w to, że może tę pomoc otrzymać. O jaką pomoc mu chodziło, czego oczekiwał od Jezusa? Kiedy stanął przed tym, którego prosił o pomoc, Jezus zapytał go: "Co chcesz, abym ci uczynił?". Pytanie na pozór dziwne, ale zauważmy, że proszącym jest ślepy żebrak. Człowiek, który nie dość, że nic nie widzi, to w dodatku nic nie posiada. Popatrzmy na szerszy kontekst tej sytuacji. Ma ona miejsce na drodze z Jerycha do Jerozolimy. Co wiemy o Jerychu? To miasto nie miało być odbudowane po tym, jak zostało zniszczone w czasie zdobywania Kanaanu. Już wtedy Jozue przepowiedział, że w przyszłości Jerycho zostanie odbudowane, ale w sposób, którego Bóg nie zaakceptuje: "Przeklęty będzie przed Panem mąż, który podejmie odbudowę tego miasta, Jerycha! Na swoim pierworodnym założy jego fundament i na swoim najmłodszym postawi jego bramy" (Joz 6,26). I dokładnie tak się stało. Za czasów króla Achaba, Chiel z Betelu odbudował Jerycho. "Na Abiramie, swoim pierworodnym, założył jego fundamenty, a na Segubie, swoim najmłodszym, jego bramy" (1 Krl 16,34). Z kolei Jerozolima to miasto, w którym miał zostać złożony w ofierze Jezus, kamień węgielny przyszłego, wiecznego królestwa. Droga z Jerycha do Jerozolimy jest pewnym symbolem, pokazującym porzucenie tego, co nie jest akceptowane przez Boga i oparcie się na tym, który jest drogą, prawdą i życiem, czyli na Jezusie. Akcja przypowieści o miłosiernym Samarytaninie także toczy się przy tej drodze. Co ciekawe, ten który został na tej drodze prawie zabity, szedł z Jerozolimy do Jerycha. Jaki ma to wymiar symboliczny? Może to oznaczać, że człowiek ten staczał się w swoim życiu coraz niżej, bowiem droga z Jerozolimy do Jerycha dosłownie opada w dół, Jerycho jest położone około 800 m poniżej Jerozolimy. Droga do Jerycha może też być synonimem podążania za grzesznymi praktykami, które są ochydą dla Boga. Tak czy inaczej człowiek ten znalazł się w rozpaczliwym położeniu, jednak została mu udzielona pomoc. Został obrabowany i poraniony, nie był w stanie nawet prosić o pomoc. Nie miał nic, co mógłby zaoferować za udzielenie mu pomocy, a jednak miłosierny Samarytanin zaopiekował się nim. Mamy wiele podobieństw pomiędzy tymi dwoma sytuacjami. Ta sama droga z Jerycha do Jerozolimy, dwaj ludzie znajdujący się w tragicznej sytuacji, oraz Jezus, który w przypowieści został przedstawiony jako miłosierny Samarytanin. I tak jak w przypowieści, tak i w życiu, Jezus nie odwrócił się od potrzebującego. Powtórzę teraz pytanie, czego Bartymeusz oczekiwał od Jezusa, jakiej pomocy? Odpowiadając na pytanie: "Co chcesz, abym ci uczynił?", odpowiedział: "Mistrzu, abym przejrzał". I w następnym wersie znajduje się dokładne wyjaśnienie, wskazówka pokazująca prawdziwe oczekiwania Bartymeusza. Jezus po uzdrowieniu powiedział mu: "Idź, wiara twoja uzdrowiła cię". I co zrobił ten, który właśnie odzyskał wzrok? "I wnet odzyskał wzrok, i szedł za nim drogą". Poszedł za Jezusem. Poszedł drogą do Jerozolimy. Zaczął oddalać się od Jerycha i przybliżać do Jerozolimy. Zaczął podążać w górę śladami Jezusa, jak owca idąca za pasterzem, słuchająca Jego głosu. Czynem odpowiedział na propozycję, którą Jezus składa każdemu człowiekowi: "Pójdź za mną". Ilu z nas podąża do Jerycha? Ilu z nas jest ślepych i potrzebuje odzyskać wzrok, aby zacząć widzieć tę jedyną drogę prowadzącą do zbawienia? Pamiętając o słowach Jezusa z listu do Laodycei, czyli do nas: "Nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły" (Ap 3,17), można stwierdzić, że jest wśród nas naprawdę wielu potrzebujących pomocy Jezusa. Jezus pomógł Bartymeuszowi, ślepemu żebrakowi i biedakowi, chce też pomóc każdemu z nas. Ale tak jak Bartymeusz, musimy z wiarą prosić Go o pomoc, musimy przede wszystkim odczuwać potrzebę uzyskania pomocy od Jezusa. Nie łudźmy się, że jesteśmy bogaci i niczego nie potrzebujemy. Jezus powiedział do swoich uczniów: "Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owoc; BO BEZE MNIE NIC UCZYNIĆ NIE MOŻECIE" (J 15,5).



12 marca 2016

Łotr, chrzest i krzyż

Jezus, w trakcie rozmowy z Nikodemem, powiedział: „Jeśli kto się nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego” (J 3,5). Wskazał tym samym na warunek, który musi spełnić każdy człowiek, aby być zbawionym. Jakie jest znaczenie tych słów, co oznacza narodzenie się z wody i z Ducha? Czy chodzi tu między innymi o chrzest wodą przez zanurzenie? Jan Chrzciciel powiedział o Jezusie: „Ten, który po mnie idzie, jest mocniejszy niż ja; jemu nie jestem godzien i sandałów nosić; On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mt 3,11). Mówiąc to podkreślił różnicę między nim a Mesjaszem. Jan chrzcił tylko wodą, nie miał możliwości chrztu Duchem i ogniem, to mógł robić tylko Jezus. Co dokładnie robił Jan? Po pierwsze wzywał do upamiętania. Po drugie chrzcił ludzi przez zanurzenie, a ci, którzy dawali się ochrzcić, wyznawali swoje grzechy. Po trzecie zapowiedział, że to co robi jest tylko wstępem do tego, co będzie robił Jezus. Porównując obie wypowiedzi (J 3,5 i Mt 3,11) można zauważyć, że zawierają one dwa różne ujęcia drogi prowadzącej do zbawienia. Jezus przedstawił następującą kolejność: narodziny z wody -> narodziny z Ducha -> wejście do Królestwa Bożego. U Jana widać następujące elementy: upamiętanie -> chrzest połączony z wyznaniem grzechów -> chrzest Duchem -> chrzest ogniem. Wynika z tego, że narodziny z wody to coś więcej niż sam chrzest przez zanurzenie, ponieważ mamy tu upamiętanie, chrzest oraz wyznanie grzechów. Dodatkowe światło rzuca na ten problem apostoł Paweł, który w liście do Efezjan napisał: „Zwleczcie z siebie starego człowieka wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodnicze żądze i odnówcie się w duchu umysłu waszego, a obleczcie się w nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy” (Ef 4,22-24). Zostały tu przedstawione owoce wejścia i podążania drogą do zbawienia, którymi jest całkowita przemiana człowieka, przede wszystkim „odnowienie w duchu umysłu”. Narodziny z wody, które, zgodnie z wyjaśnieniem Jana Chrzciciela, wymagają upamiętania, wyznania grzechów i chrztu, prowadzą do takich zmian w życiu, które dzięki akceptacji działania Ducha Świętego dają w efekcie końcowym nowego człowieka. Czy Jezus mówiąc o narodzinach z wody miał na myśli sam chrzest przez zanurzenie? Wydaje mi się, że mówiąc to, wskazywał na Jana Chrzciciela i to, do czego Jan nawoływał. Sam akt chrztu jest zewnętrznym przejawem decyzji o przyjęciu Boga. W związku z tym ważnym pytaniem jest, czy w narodzinach z wody koniecznym warunkiem jest sam chrzest przez zanurzenie. Czy można być zbawionym bez tego chrztu? Sądzę, że tak, ale jest to możliwe tylko wtedy, gdy miały miejsce te elementy, które wskazał Jan Chrzciciel, czyli upamiętanie i wyznanie grzechów, oraz miało miejsce to, co sam chrzest symbolizuje, a co apostoł Paweł opisał w liście do Efezjan, czyli nawrócenie. Do takiego wniosku doszedłem analizując sytuację łotra wiszącego na krzyżu obok Jezusa, który usłyszał obietnicę zbawienia. Ważnym pytaniem jest to, czy łotr narodził się z wody poprzez chrzest wodą, czy też tego elementu zabrakło. Biblia nie mówi nic na ten temat, ale możemy założyć, że być może w przeszłości łotr został ochrzczony na przykład przez Jana Chrzciciela. Tylko że zgodnie z jego własnymi słowami został sprawiedliwie osądzony (Łk 23,40-43), więc nawet jeżeli był ochrzczony, to jaką wartość miał ten akt? Skoro jego życie wyglądało tak, że skończył na krzyżu, to chyba żadną. Dopiero na krzyżu nastąpiło to, co chrzest przez zanurzenie symbolizuje i nastąpiła zmiana, która umożliwiła mu przejście drogi do zbawienia. To na krzyżu upamiętał się, wyznał grzechy i nawrócił się, umożliwiając Duchowi Świętemu dokończenie procesu odnowienia. Tak więc sam chrzest jest symbolem tego, co powinno się z nami stać, jest wyrażeniem przez nas chęci przekształcenia na wzór Jezusa. Dopiero po tym, gdy nastąpi ta przemiana, może dojść do drugiego etapu, według słów Jezusa, mianowicie „chrztu Duchem”. Wyjaśnienie tej części znajduje się w ewangelii Jana, 14 rozdział i 23 wiersz: „Jeśli kto mnie miłuje...” – czyli ten, kto się upamiętał, wyznał grzechy, uwierzył w Jezusa i przyjął Go; „... słowa mojego przestrzegać będzie” – to znaczy doprowadzi go to do całkowitego posłuszeństwa Prawu Bożemu; „... i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy” – co jest celem, do którego zmierza każdy wierzący. Jest nim całkowite oddanie się Bogu, według Pawła obleczenie się w „nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy”. A co z chrztem ogniem, o którym mówił Jan Chrzciciel? Z wcześniejszego porównania (J 3,5 i Mt 3,11) wynika, że chrzest ogniem związany jest z wejściem do Królestwa Bożego. Nie jest on warunkiem zbawienia, zgodnie ze słowami Jezusa, ale jest jego efektem.W Pwt 4,24 czytramy: „Gdyż Pan, twój Bóg, jest ogniem trawiącym”, a w Hbr 12,12: „Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym”. Co „trawi” ten ogień? Oczywiście grzech. W otoczeniu Boga nie ma miejsca na grzech. W kontekście tych rozważań, słowa Jezusa z Łk 12,49-50 nabierają specjalnego znaczenia: „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż to się dopełni”. Jezus mówi o ogniu, który miał przynieść, ale stwierdził, że jeszcze tego nie zrobił, ponieważ jego boskość, Chwała Boża, którą miał od zawsze, była okryta ludzkim ciałem. Podczas kolejnego przyjścia na ziemię Jego Chwała, czyli ogień trawiący, będą całkowicie widoczne i wtedy ten ogień będzie płonął. A o jakim chrzcie mówił tu Jezus? Jedną z możliwości jest to, że po swojej śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowzięciu, Jezus znalazł się przed Bogiem po raz pierwszy w ludzkim ciele. W taki sam sposób znajdą się tam wszyscy mający udział w pierwszym zmartwychwstaniu. I został wtedy „ochrzczony ogniem”, tak samo jak po zmartwychwstaniu zostaną ochrzczeni wszyscy ludzie. Tylko że dla niesprawiedliwych skończy się to drugą, wieczną śmiercią, ponieważ zginą razem ze swoimi grzechami.



23 lutego 2016

Post, uczta weselna i nowonarodzenie

W trzech ewangeliach przedstawione zostało powołanie celnika na ucznia. I wszystkie trzy opisy zawierają te same elementy: powołanie Mateusza (Lewiego) na ucznia, ucztę w jego domu, reakcję faryzeuszy i odpowiedź Jezusa. W tych krótkich relacjach znajduje się bardzo dużo ważnych dla nas nauk.
Wybierając nowego ucznia z grona celników, Jezus pokazał, że nawet najbardziej pogardzani w społeczeństwie mogą zostać Jego uczniami. Jest tylko jeden warunek, muszą przyjąć zaproszenie. Dokładnie tak, jak zrobił to Mateusz, a także inni uczniowie. Oni po prostu zostawili swoje dotychczasowe życie i poszli za Chrystusem: „A potem wyszedł i ujrzał celnika, imieniem Lewi, siedzącego przy cle. I rzekł do niego: Pójdź za mną. I pozostawiwszy wszystko, wstał i poszedł za nim” (Łk 5,27-28). To samo zrobili też Piotr, Jakub i Jan: „A wyciągnąwszy łodzie na ląd, opuścili wszystko i poszli za nim” (Łk 5,11). Jest to dla nas dobra wiadomość, ponieważ niezależnie od naszego dotychczasowego stanu, każdy z nas może zostać Jego uczniem. Zła wiadomość jest taka, że są powody, dla których wielu ludzi nie przyjmuje zaproszenia do szkoły Jezusa i odrzuca je. Wśród uczniów Jezusa przeważali ludzie prości, którzy nie zajmowali wysokich pozycji. Kiedy faryzeusze zarzucali Jezusowi i jego uczniom, że ucztują z celnikami i grzesznikami, usłyszeli następującą odpowiedź: „Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, którzy się źle mają”. Czy to znaczy, że Jezus ocenił celników i grzeszników jako chorych, a faryzeuszy jako zdrowych? Zdecydowanie nie, właściwy sens tej odpowiedzi jest taki, że ci pierwsi zdawali sobie sprawę ze swojego stanu i chcieli przyjąć Jezusa do swojego życia, a ci drudzy uważali się za zdrowych, nie widząc swojego prawdziwego stanu. To tak jak często zdarza się w życiu. Nie zawsze ten, który jest chory, wie o swojej chorobie i często dowiaduje się o niej, kiedy choroba jest już bardzo zaawansowana. „Ci, którzy się źle mają” wiedzą o tym, że potrzebują lekarza, a „zdrowi” to nie ci, którzy nie są chorzy, ale ci, którym się wydaje, że są zdrowi.
Kolejnym zarzutem postawionym Jezusowi i Jego uczniom było to, że w odróżnieniu od uczniów Jana i faryzeuszy, nie pościli. „Oni zaś rzekli do niego [Jezusa]: Uczniowie Jana często poszczą i odprawiają modły, podobnie i uczniowie faryzeuszów, twoi zaś jedzą i piją. A Jezus rzekł do nich: Czy możecie sprawić, by uczestnicy wesela, dopóki oblubieniec jest z nimi, pościli?”. Zastanawiając się nad tym, co Jezus chciał im przekazać w tych słowach, warto cofnąć się do Starego Testamentu i przeczytać 58 rozdział Izajasza, mówiący właśnie o poście. „Czy to jest post, w którym mam upodobanie, dzień, w którym człowiek umartwia swoją duszę, że się zwiesza swoją głowę jak sitowie, wkłada wór i kładzie się w popiele? Czy coś takiego nazwiesz postem i dniem miłym Panu? Lecz to jest post, w którym mam upodobanie, że rozwiązuje się bezprawne więzy, że zrywa się powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo”. Tak rozumiany post polega na usunięciu z naszego życia słowa „JA”, zaprzestaniu myślenia o sobie i wzorowaniu się tylko na Chrystusie. Jak w świetle takiej definicji postu należy rozumieć wypowiedź Jezusa? Może to,że Jego uczniowie nie pościli, będąc uczestnikami uczty weselnej, nie polegało na tym, że „jedli i pili”, ale na tym, że w obecności oblubieńca myśleli o sobie. Dopiero po odejściu oblubieńca nastąpiła zmiana w ich życiu. Być może Jezus pytając faryzeuszy o to, czy mogą sprawić, aby uczestnicy wesela pościli, chciał zwrócić słuchaczom uwagę właśnie na to znaczenie postu. Myślę, że potwierdzają to podobieństwa, których Jezus użył, aby wyjaśnić swoją wypowiedź. Podobieństwo o łataniu starej szaty wskazuje na to, że kiedy jesteśmy okryci „starą szatą”, nie mamy na sobie szaty sprawiedliwości Chrystusa. Jakiekolwiek próby łatania jej nie są w stanie zmienić jej na tą, którą nam oferuje Jezus. Jedyne wyjście to zmiana starej szaty na nową, starą trzeba odrzucić. Z kolei podobieństwo o starym i młodym winie pokazuje, że pełna akceptacja nauk Jezusa wymaga nowego „bukłaka”, czyli nowego ciała. Stare musi zostać ukrzyżowane i musimy narodzić się na nowo. Musimy w Chrystusie stać się nowymi ludźmi, odrzucić to wszystko, co nie pochodzi od Boga. „I nikt napiwszy się starego, nie chce od razu młodego, mówi bowiem: Stare jest lepsze”. Czy jest to pochwała „starego wina”? Nie, jest to raczej ostrzeżenie dla nas, że zbytnie przywiązanie do spraw ziemskich powoduje, że niechętnie przyjmujemy nauki płynące z nieba. Jak często proste prawdy biblijne są ignorowane i zastępujemy je tradycją, dlaczego łatwiej jest nam słuchać innych ludzi zamiast Słowa Bożego? Próbujemy łatać nasze chrześcijaństwo nie pozbywając się starej szaty naszych przyzwyczajeń. Chcemy przyjmować Prawdę napełniając Słowem Bożym stare ciało, pomijając to, co jest kluczowe w nowonarodzeniu: ukrzyżowanie i uśmiercenie starego ciała. „Czyż nie wiecie, że my wszyscy ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi. Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu” (Rz 6,3-7).
Każdy musi sobie odpowiedzieć sam na kilka ważnych pytań. Czy odrzuciłem już moją starą szatę i przyjąłem nową, ofiarowaną przez Jezusa? Czy nadal wolę stare wino od nowego? Czy jestem jak stary bukłak, który nie może być napełniony nowym winem? Czy nadal uważam, że „stare jest lepsze”? Jezus powiedział do Nikodema: „Kto się nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (J 3,3). W niebie nie ma miejsca na stare bukłaki.



1 lutego 2016

Kamień

Kapłani i starsi ludu izraelskiego rozmawiając z Jezusem cały czas próbowali nakłonić go do powiedzenia czegoś, co mogłoby umożliwić im oskarżenie Chrystusa o bluźnierstwo i dzięki temu doprowadzić do Jego śmierci. To był prawdziwy cel pytania o to, jaką mocą się posługiwał i kto mu ją dał (Mt 21,23). Jezus odpowiedział im, ale nie tak jak tego oczekiwali. Wyjaśniając im to, czego nie potrafili zrozumieć, opowiedział im między innymi podobieństwo o dzierżawcach winnicy, w którym wskazał na siebie i na swoją śmierć. Kontynuując nawiązał do słów z psalmu 118 i powiązał postać odrzuconego i zabitego syna właściciela winnicy z kamieniem węgielnym, odrzuconym przez budowniczych. I w tym momencie wypowiedział dwie fundamentalne prawdy: "Dlatego powiadam wam, że Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce. I kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo by on upadł, zmiażdży go" (Mt 21,43-44). Mówiąc o odebraniu Królestwa Bożego Jezus miał na myśli nie tylko tych Żydów, którzy na skutek odrzucenia Mesjasza pozbawili się szansy na zbawienie, ale też wszystkie późniejsze pokolenia ludzi, wszystkie "plemiona, narody, języki i ludy". Każdy, kto nie wydaje owoców godnych Królestwa Bożego, pozbawia sam siebie możliwości przebywania w tym Królestwie. Tylko ci, którzy uwierzą całym sercem i "upadną na kamień", roztrzaskując tym samym skorupę grzechu, pychy, zarozumiałości, egoizmu i dumy, odrzucając grzech, będą mogli cieszyć się zbawieniem. Pozostali znajdą się w tym miejscu, na które ten kamień spadnie i zmiażdży ich. Będzie to ten sam kamień, który widział w swoim śnie król Nebukadnesar, który gdy spadł, to "rozsypało się w kawałki żelazo, glina, miedź, srebro i złoto, i było to wszystko jak plewa na klepisku w lecie; i rozniósł to wiatr, tak że nie było po nich śladu" (Dn 2,35). Jeszcze można "upaść na kamień" i oddając się w ręce Jezusa doprowadzić do zmiany serca i charakteru tak, aby być gotowym na przyjęcie do Królestwa Bożego. Jest jeszcze na to czas, ale jest go coraz mniej. Przyjdzie taki moment, w którym ten kamień "bez udziału rąk" ruszy, aby zakończyć historię grzechu, a wtedy będzie już za późno na nawrócenie. Wtedy "kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca" (Ap 22,11).



28 stycznia 2016

Jaki jest Bóg? Kilka słów na temat niektórych atrybutów Boga

Biblia przedstawia nam obraz Boga, mówi nam o tym, jak On jest i jakie są Jego atrybuty. Jednym z nich jest nieśmiertelność. Pismo Święte mówi wyraźnie, że tylko Bóg jest nieśmiertelny: "Jedyny władca, Król królów, Pan panów, jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej" (1 Tm 6,15-16). Adam i Ewa mieli żyć wiecznie, ale nie dlatego, że Bóg stworzył ich nieśmiertelnymi. Gdyby posiadali taką samą nieśmiertelność jak Bóg i nie mogli by umrzeć, nawet grzech nie mógłby im odebrać wiecznego życia. W takim przypadku Bóg nie mógłby powiedzieć Adamowi: "Z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy tylko zjesz z niego, na pewno umrzesz" (Rdz 2,17). Nieśmiertelność była darem od Boga dla pierwszego człowieka, czyli Adama i Ewy, darem, z którego mogli zrezygnować i tak właśnie się stało. Tylko Bóg jest nieśmiertelny i tylko Bóg nie może umrzeć. Wszystkie stworzenia Boże są śmiertelne, a swoje życie zawdzięczają Jedynemu Dawcy Życia. Biorąc to pod uwagę łatwo jest zrozumieć sens wypowiedzi Jezusa na temat Jego śmierci: "Ja kładę życie swoje (...) Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli.Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać" (J 10,17-18). Jest to jedna z wielu wypowiedzi Jezusa, w których mówi o swojej Boskości. Czy ktokolwiek oprócz Boga ma władzę nad życiem?

Innym atrybutem Stwórcy jest Jego wszechobecność. Możemy przeczytać o tym na przykład w psalmie 139: "Jeśli wstąpię do nieba, Ty tam jesteś, A jeśli przygotuję sobie posłanie w krainie umarłych, i tam jesteś. Gdybym wziął skrzydła rannej zorzy i chciał spocząć na krańcu morza, nawet tam prowadziłaby mnie ręka twoja, dosięgłaby mnie prawica twoja. A gdybym rzekł: Niech ciemność mnie ukryje i nocą stanie się światło wokoło mnie, to i ciemność nic nie ukryje przed tobą, a noc jest jasna jak dzień. Ciemność jest dla ciebie jak światło". Czy jest ktoś, kto tak jak Bóg, może być obecny w wielu miejscach w tym samym czasie? Na pewno nie jest to człowiek, tego atrybutu nie mają też aniołowie. Jedynie Bóg jest obecny wszędzie. I tu kolejna wypowiedź Jezusa, związana właśnie z wszechobecnością. Podczas rozmowy z uczniami, powiedział im: "Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie. Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,19-20). Ciekawe jest porównanie tej wypowiedzi z tą, w której powiedział do Żydów: "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, pierwej niż Abraham był, Jam jest" (J 10,58). Otóż w tekstach greckich w obu przypadkach użyte zostało to samo słowo "eimi" oznaczające "Ja jestem". Tak więc mówiąc o swojej obecności wszędzie tam, gdzie w Jego imieniu zgromadzi się choćby dwóch ludzi, nawiązał też do imienia Boga, którym Stwórca przedstawił się Mojżeszowi.




27 stycznia 2016

Przemienienie Jezusa i późny deszcz

"W czasie przemienienia Jezus został uwielbiony przez Swojego Ojca. Posłuchajmy, jak On mówi: "Teraz został uwielbiony Syn Człowieczy i Bóg został uwielbiony w nim" (J 13,31). W ten sposób, jeszcze przed zdradzeniem i ukrzyżowaniem Go, Chrystus otrzymał nowe siły do wytrwania w Swych ostatnich, straszliwych cierpieniach. Gdy członkowie ciała Chrystusowego zbliżać się będą do swej ostatniej walki "czasu trwogi Jakubowej", dorosną do pełni Chrystusowej i w wielkiej mierze staną się uczestnikami Jego Ducha. Gdy trójanielskie poselstwo urośnie do głośnego wołania, i kiedy wielka moc i chwała towarzyszyć będą zakończeniu dzieła na ziemi, ludowi Bożemu udzielona zostanie ta sama chwała. To właśnie będzie późny deszcz, który ożywi ich i wzmocni, aby mogli przetrwać czas ucisku. Ich twarze będą jaśnieć chwałą tej światłości, która towarzyszy poselstwu trzeciego anioła"
Ellen White, "Ze skarbnicy świadectw", t.1, s.103
Jak widać, późny deszcz będzie wzmacniał i ożywiał tych, którzy będą z mocą głosić trójanielskie poselstwo, a nie wywoływał to głoszenie. Nie mamy czekać na późny deszcz, aby rozpocząć działanie, ale mamy działać, aby być wzmocnieni późnym deszczem. Kto wierzy w to, że dopiero po obfitym wylaniu Ducha Świętego mamy rozpocząć głoszenie poselstwa, ten uległ wielkiemu zwiedzeniu.


Czytanie Biblii w naszych czasach

Jednym z powodów, dla których tak wielu ludzi posiadających Biblię, nie chce jej czytać, jest to, że są tam takie miejsca, które przypominają nam o tym, że to Bóg jest Królem i Władcą, i że zbliża się moment, w którym każdy człowiek dostanie to, na co sobie zasłużył. Każdy z nas zostanie sprawiedliwie osądzony, nie przez ludzki sąd, w którym często dochodzi do niesprawiedliwych wyroków, ale przez Boga. Biblia wskazuje wyraźnie na kilka rzeczy. Po pierwsze na to, że chociaż zbawienie dostępne jest dla każdego z nas, to tylko nieliczni będą zbawieni: "A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują" (Mt 7,14). Po drugie z treści Pisma Świętego wynika jednoznacznie, że czasu zostało bardzo mało, wskazuje na to wypełnienie się znaków przyjścia Chrystusa. Po trzecie, Biblia mówi o tym, jaki będzie los tych, którzy nie przyjęli Prawdy. Wreszcie po czwarte, wśród tych, którzy nie zostaną zbawieni, będzie wielu chrześcijan, którzy mocno wierzyli, że dobrze znają Boga: "W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mt 7,22-23).
Czytając Słowo Boże trudno jest nie trafić na Boże ostrzeżenia, jednak chociaż nikt nie chce skończyć w jeziorze ognia i siarki, to większość nic nie robi, aby tam nie trafić. Sprawdzają się słowa apostoła Pawła, który napisał o nas: "Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom" (2 Tm 4,3-4).
Pamiętajmy o tym, co powiedziała Ellen White na temat Świadectw, że nie mają one zastępować Biblii, ale do niej prowadzić. Warto czytać różne książki, słuchać dobrych kazań czy też oglądać dobre filmy, ale podstawą naszego życia duchowego musi być studiowanie Słowa i DP. Bez tego nie będziemy w stanie przygotować ludzkości do drugiego przyjścia naszego Pana. "Świat szuka samozadowolenia; mnożą się błędne wierzenia. Sidła zastawione przez szatana, w celu zniszczenia dusz ludzkich, są coraz liczniejsze. Wszyscy, którzy w poczuciu bojaźni Bożej pragną doskonalenia się w świętości, powinni uczyć się umiarkowania i samoopanowania" (EGW, "Życie Chrystusa, s.62). Tylko wtedy będziemy należeć do tych, o których Ellen White napisała:
"Widziałam, że Bóg w cudowny sposób zachowa swój lud w czasie ucisku. I tak, jak Jezus w Getsemane wynurzał w agonii swą duszę, tak oni dniem i nocą z przejęciem i udręką będą wołać do Boga o ratunek. Zostanie wydany dekret, który postawi ich przed wyborem: odrzucić dzień Pański, czwarte przykazanie i święcić pierwszy dzień tygodnia, albo stracić życie. Oni nie ustąpią jednak i nie podepczą Sabatu Pańskiego, nie podporządkują się dekretowi papieża. Zostaną otoczeni przez zastępy szatana i niezbożnych ludzi, którzy będą się cieszyć, sądząc, że nie mają możliwości ucieczki przed nimi. Ale wśród tych triumfów i wrzasku rozlegnie się seria potężnych grzmotów. Pociemniałe niebiosa rozświetlone zostaną płomiennym światłem i wspaniałością chwały, jaka zabłyśnie w chwili, gdy Bóg przemówi ze Swego świętego przybytku.
Zadrżą podstawy ziemi, zachwieją się i runą z ogromnym łoskotem budynki. Morze zagotuje się jak woda w garnku, cała ziemia drży. Niewola sprawiedliwych zakończyła się, w uroczystych słowach odzywają się jeden do drugiego: "Jesteśmy zbawieni. To jest głos Boga". Z głęboką czcią słuchają tego głosu. Słowa wypowiedziane przez Boga słyszą także występni, lecz nie rozumieją Jego głosu. Boją się i drżą, podczas gdy święci radują się. Szatan, jego aniołowie i ludzie niezbożni, którzy cieszyli się, że lud Boży znalazł się w ich mocy, i że mogą go zmieść z powierzchni ziemi, są teraz świadkami najwyższej chwały tych, którzy czcili i zachowywali Święty Zakon Boży. Spoglądają na jaśniejące blaskiem i odbijające obraz Jezusa twarze sprawiedliwych. Ci, którzy tak gorliwie dążyli do zniszczenia świętych, nie mogą znieść blasku chwały, jaka spoczywa na zbawionych. Padają na ziemię jak martwi. Szatan i jego aniołowie uciekają sprzed oblicza uwielbionych świętych. Ich moc w dręczeniu ich skończyła się na zawsze" (Ze skarbnicy świadectw, t.1, s.103-104)






26 stycznia 2016

PAN PRZYGOTUJE DROGĘ - John Loughborough

Krótko po tym, jak przyjąłem trójanielskie poselstwo, byłem pod mocnym wrażeniem, że powinienem pójść i je głosić. Jednak zwlekałem z tym tak długo, dopóki nie nagromadzę wystarczającą ilość środków, aby odpowiednio zabezpieczyć życie mojej żony. Interes, który prowadziłem, zanim przyjąłem poselstwo, mimo moich poważnych wysiłków nie prosperował zbyt dobrze. Byłem po prostu bankrutem. Na pewnym zgromadzeniu w Rochester, na którym byłem obecny, s. White miała widzenie. Potem, opowiadając nam to widzenie, powiedziała:
"Brat Loughborough zdecydował się być kaznodzieją, jednak najpierw postanowił zdobyć większą ilość pieniędzy na utrzymanie. Pan mi powiedział, że najpierw masz się zdecydować głosić poselstwo, a Pan przygotuje ci drogę, abyś mógł utrzymać siebie i swoją rodzinę". Po tym zebraniu poszedłem do domu, uklęknąłem obok łóżka i powiedziałem Panu:

"Panie, pójdę i zaufam Tobie, że Ty mi przygotujesz drogę!". Gdy podjąłem tę decyzję, w kieszeni miałem tylko 3 centy. W ogóle nie miałem pojęcia, skąd otrzymam pieniądze. Jednak przy tym wszystkim byłem szczęśliwy.
Następnego ranka żona powiedziała do mnie: "John, trzeba kupić zapałki i nici".
Wyjąłem z kieszeni ową 3 centówkę i powiedziałem do żony: "Mario, tutaj są wszystkie pieniądze, jakie jeszcze mam; idź i kup za 1 centa zapałki, za 1 centa nici, a pozostały cent przynieś mi, abym nie pozostał bez centa przy duszy".
Na to zapytała: "Co teraz uczynimy?". Odpowiedziałem: "Ja idę głosić Prawdę, a Pan zatroszczy się o nas, jak to zresztą obiecał w widzeniu w ostatni sabat".
Wówczas poszła do swego pokoju i tam przez godzinę płakała, a potem poszła kupić to, czego potrzebowała. Nie upłynęła minuta po jej wyjściu, a do warsztatu wszedł jakiś obcy mężczyzna i zamówił za 60 dolarów zamknięcia okienne. Właśnie takie interesy chciałem zrobić, zanim miałem pójść do pracy ewangelizacyjnej; niestety wcześniej nie udawało mi się. Człowiek ów po zamówieniu powiedział: "Jutro przyjdę z pieniędzmi i zapłacę; teraz jeszcze muszę pójść do fabryki (dwie ulice dalej) i załatwić pewne formalności". Zysk z tego zamówienia wynosił ponad 30 dolarów.
Gdy moja żona wróciła z zakupów, zastała mnie nucącego radośnie pod nosem. Powiedziała do mnie: "Wyglądasz na bardzo szczęśliwego". Na to odpowiedziałem: "Tak", a potem opowiedziałem jej, co zaszło. Gdy to usłyszała, ponownie poszła do swego pokoju, aby się wypłakać; jednak tym razem były to łzy radości. Po tym fakcie stała się osobą głęboko wierzącą w Świadectwa.
W wyniku tych wczesnych doświadczeń z Duchem Proroctwa i Świadectwami, stało się dla mnie jasną rzeczą, że są one potężnym dowodem autentyczności proroka, ponieważ jego przepowiednie się urzeczywistniają. W latach 1853-1868 nie było poza mną żadnego kaznodziei w naszych szeregach, który tak często podróżował z braterstwem White'ów od miasta do miasta. Miałem przywilej ponad 40 razy przyglądać się tak zwanym "publicznym widzeniom". Zapisałem ponad 100 ważnych przepowiedni s. White, które wszystkie, bez wyjątku, spełniły się w najdrobniejszych szczegółach. "Któż może powiedzieć, że staje się coś, czego Pan nie nakazał?" (Lm 3,37); "Wszystko co mówi, sprawdza się (1 Sm 9,6).
(J.N.Loughborough in F.C.Gilbert, Divine Predictions Fulfilled; p.25-27)