24 lipca 2018

Debata o sabacie

  Po obejrzeniu debaty na temat sabatu chcę podzielić się moimi refleksjami związanymi z tym, co powiedział pastor Gregg.

  Jedna z jego tez głosi, że sabat został ustanowiony jako specjalny znak wyróżniający Żydów spośród innych narodów, dlatego też nie musi być przestrzegany przez tych, którzy nie są Żydami. Inaczej mówiąc przestrzeganie sabatu dotyczy tylko Żydów. Może to kogoś zdziwi, ale całkowicie się z tym zgadzam. Dlaczego wobec tego przestrzegam sabatu i dlaczego jestem adwentystą? Dla mnie to proste, a wyjaśnienie tego znajduje się w pismach apostoła Pawła. "Albowiem nie ten jest Żydem, który jest nim na zewnątrz, i nie to jest obrzezanie, które jest widoczne na ciele, ale ten jest Żydem, który jest nim wewnętrznie, i to jest obrzezanie, które jest obrzezaniem serca, w duchu, a nie według litery" (Rz 2,28-29). 
Zewnętrzne obrzezanie było znakiem przynależności do literalnego Izraela, obrzezanie serca jest znakiem przynależności do duchowego Izraela. Zewnętrzne obrzezanie nie może z nikogo uczynić człowieka wierzącego, nie może nikomu "dać" wiary. To tak jakby sama przynależność do kościoła dawała gwarancję, że człowiek całkowicie utożsamia się z zasadami tego kościoła. Doskonale wiemy, że tak nie jest. Nikt też chyba nie ma wątpliwości, że obrzezanie serca jest warunkiem koniecznym do tego, aby być chrześcijaninem. A według apostoła Pawła obrzezanie serca jest znakiem przynależności do Izraela, oczywiście nie literalnego, ale duchowego. A jednym ze skutków takiej przynależności jest wewnętrzna potrzeba przestrzegania wszystkiego, o czym mówi Bóg. Nasz Stwórca nie wybrał Izraela aby był wybranym narodem sam dla siebie, ale aby był wzorem do naśladowania dla wszystkich narodów. Celem Boga było aby Izrael był światłem dla innych, aby inne narody na skutek działania tego światła stawały się takie jak Izrael, a więc także przestrzegały tych samych praw, jakie obowiązywały Żydów. I oczywiście nie chodzi tu o prawa, które Żydzi "dołożyli" do tych, otrzymanych od Boga, ale o przykazania Boże. 
Tak więc zgadzam się z tym, że sabat jest specjalnym znakiem dla Żydów, ale ja chcę i pragnę być Żydem z obrzezanym sercem, pastor Gregg natomiast nie chce utożsamiać się z Izraelem, nie uważa się za Żyda.

  Jezus powiedział do Żydów, którzy mówili mu, że są dziećmi Abrahama: "Jeżeli jesteście dziećmi Abrahama, spełniajcie uczynki Abrahama" (J 8,39). Po chwili musiał im powiedzieć wprost, że nie Abraham jest ich ojcem, ale ktoś inny: "Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według 
pożądliwości ojca waszego" (J 8,44). Jezus wyraźnie pokazał tu, że formalna przynależność do Izraela nie ma żadnego znaczenia. Mówił też o tym Jan Chrzciciel: "Niech wam się nie zdaje, że możecie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam wam bowiem, że Bóg może z tych kamieni 
wzbudzić dzieci Abrahamowi" (Mt 3,9). 
Pastor Greg bardzo dobrze zrozumiał, że sabat jest znakiem szczególnym wyróżniającym Izrael spośród innych narodów, jednak odnosi to do dosłownego, a nie duchowego Izraela. Interpretuje to w taki sposób, że etniczny Izrael jest tylko częścią bardziej ogólnego duchowego Izraela. Taka interpretacja sugeruje, że Bóg ma dwa różne sposoby oceniania ludzi, jeden dla dosłownych Żydów, drugi dla pozostałych nacji. Jaki był powód powołania Izraela? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa do zrozumienia znaczenia czwartego przykazania. Wyjaśnienia apostoła Pawła są wystarczająco jasne, aby odkryć, że dla Boga ważna jest nie przynależność etniczna, ale duchowa. Prawdą jest, że w wielu kulturach i religiach występują podobne normy moralne, ale jest tak nie dlatego, że są one ponadczasowe i uniwersalne, niezależne od światopoglądu, ale z tego, że wszyscy wywodzimy się z tego samego pnia. Paweł przedstawił to w liście do Rzymian. Izrael porównał 
do szlachetnego drzewa oliwnego, a pozostałe narody do dzikich drzewek oliwnych. Czy mówi tu o literalnym Izraelu? Tak i nie, ponieważ według jego słów taka wszczepiona gałąź staje się pełnoprawnym uczestnikiem "korzenia i tłuszczu oliwnego". Po wszczepieniu staje się pełnowartościową 
gałęzią oliwną. Co istotne sam fakt bycia "wszczepionym" nie daje gwarancji "trwania" w szlachetnym drzewie, ponieważ każda gałąź może zostać wyłamana. Specjalnym, szczególnym znakiem takiego wszczepienia jest nasz stosunek do sabatu. Pełna akceptacja czwartego przykazania nie jest warunkiem wszczepienia, takim warunkiem jest ukorzenie się przed Bogiem, wyznanie Mu wszystkich grzechów, takim warunkiem jest pokora i zaufanie do Boga, zaakceptowanie Go jako Boga i Zbawiciela. Proces wszczepiania nie jest procesem jednorazowym, może trwać bardzo długo. Chyba nikt nie wątpi w to, że każdy chrześcijanin rozwija się duchowo i w miarę upływu czasu jego relacje z Bogiem są coraz ściślejsze, coraz bliższe, a wiedza na temat Boga coraz większa. Coraz większe i lepsze jest zrozumienie zasad Bożego Królestwa. Wśród nich jest też czwarte przykazanie, którego zrozumienie Bóg daje każdemu człowiekowi w odpowiednim dla tego człowieka momencie. Do nas należy przyjęcie tego wyjaśnienia i zaakceptowanie go 
w taki sam sposób, jak wszystko co nam przekazuje Bóg.
Prawda jest taka, że dla wielu chrześcijan istnieją w Piśmie Świętym prawdy, które są niewygodne i trudne do zaakceptowania. Często w takich przypadkach następuje odrzucenie prostego zrozumienia Bożego Słowa, a pretekstem do tego są zazwyczaj pewne wyrwane z biblijnego kontekstu cytaty. Każdy chrześcijanin posługuje się Biblią, jednak mamy różne zrozumienie tego samego Bożego Słowa. Czy to znaczy, że nie ma jednej konkretnej prawdy? Prawda jest jedna, a jeżeli widać różnice w interpretacjach Biblii, to świadczy to o tym, że wielu z nas się myli. Nie może
być tak, że wszyscy mają rację.

  Pastor Gregg uważa, że apostoł Paweł porównał prawo przekazane Mojżeszowi do dziecka, które stało się mężczyzną (List do Galacjan).Interpretuje to, co napisał apostoł Paweł tak, że jako dzieci podlegamy pewnym ograniczeniom, ale kiedy dorastamy i stajemy się dorośli, te ograniczenia 
przestają działać, zostają zniesione. Inaczej mówiąc, jako dzieci nie możemy robić pewnych rzeczy, są dla nas zakazane, jednak jako dorośli możemy już robić to, co wcześniej było zakazane, ponieważ osiągnięcie pełnoletności uwalnia nas od przestrzegania tego, czego musieliśmy 
przestrzegać jako dzieci. Jednak jaki jest cel wychowywania? Czy przypadkiem nie chodzi o to, abyśmy jako dorośli w naturalny sposób przestrzegali tych zasad, które zostały nam wpojone, kiedy byliśmy dziećmi? Czy rodzice nie oczekują tego, że ich dzieci jako dorośli ludzie będą żyć dokładnie tak, jak zostali wychowani? Jako dzieci nie rozumieliśmy tych zasad, które były nam przekazywane, jednak osiągnięcie dojrzałości to nie tyle uwolnienie od ograniczeń narzucanych nam przez rodziców, ale pełna akceptacja tych zasad, przestrzeganie ich nie z powodu "nadzoru", ale z potrzeby serca, które uwierzyło w to, że wszystkie te zasady są dobre. Nie ma tu mowy o zmianie zwyczajów, chodzi raczej o zmianę nastawienia, zmianę motywacji. Wypełnienie prawa nie polega na tym, że prawo przedawniło się, przestało obowiązywać, stało się nieważne. Wypełnienie nie dotyczy prawa moralnego, dekalogu, ale prawa ceremonialnego, które wskazywało na Chrystusa, zapowiadając Jego przyjście, i w momencie kiedy On przyszedł i stało się to wszystko, na co prawo ceremonialne wskazywało, to prawo wypełniło się, Czwarte przykazanie nie jest częścią prawa ceremonialnego, ale moralnego, wypisanego ręką Boga na kamiennych tablicach.

  Jest jeszcze jedna wypowiedź pastora Gregga, do której chcę się ustosunkować. Powiedział on mianowicie: "Nie wątpię w to, że Jezus zachowywał prawo przez cały czas, choć Biblia wspomina o niektórych prawach, które złamał. Pozwolił, aby dotknął go trędowaty, albo kobieta cierpiąca na krwotok, albo jeszcze inni ludzie, którzy byli nieczyści". Sugeruje w ten sposób, że można nie przestrzegać prawa. Problem w tym miejscu polega na tym, że prawo nie zabraniało dotykania osób nieczystych, nie zabraniało też dotykania zmarłych, ale mówiło, że takie dotknięcie powoduje, że człowiek stawał się nieczysty, to znaczy stan nieczystości przechodził na tego, który dotykał. Musimy tu pamiętać o tym, że przepisy mówiące o nieczystości, a także o zarażeniu się nieczystością, mają podwójne znaczenie. Pierwsze z nich jest dosłowne. Dotykając trędowatego narażamy się na zarażenie trądem. O tym, że dotykanie zmarłych może być niebezpieczne dla zdrowia także już dzisiaj wiadomo, choć przez całe wieki ludzie nie zdawali sobie z tego sprawy. Jest jednak drugie znaczenie, symboliczne, wskazujące na niebezpieczeństwo, na jakie narażamy się podczas kontaktu z grzechem. Nieczystość jest w tym przypadku symbolem grzechu. I znowu, czy Biblia zabrania nam kontaktować się z grzesznikami? Nie, zakaz dotyczy wchodzenia w bliskie, intymne relacje z tymi, którzy jawnie odrzucają Boże prawo, z tymi, którzy nie wierzą w Boga, ponieważ grozi to zarażeniem się ich chorobą. Jezus dotykając osoby nieczyste nie złamał prawa, ale pokazał, że nie musimy obawiać się takich kontaktów, o ile zachowujemy taką łączność z Bogiem, jaką Syn miał z Ojcem. Sugestia, że Jezus nie musiał przestrzegać prawa bo jest Panem tego prawa jest bardzo niebezpieczna, ponieważ prowadzi do wniosku, że prawo można zmieniać w zależności od okoliczności. Skoro mamy być naśladowcami Jezusa, a On w pewnych sytuacjach łamał prawo, to znaczy, że my możemy robić to samo. Jeżeli prawo można zmieniać, to w takim razie dlaczego Jezus zmarł na krzyżu? Czy nie wystarczyłaby zmiana taka prawa, dzięki której grzech przestaje być grzechem? Mówiąc o tym, że uczniowie Jezusa, oraz On sam, nie przestrzegali sabatu pastor Gregg nie zauważył, że powtarza to, co mówili Żydzi. To według nich uczniowie oraz sam Jezus, nie przestrzegali sabatu. Żydzi nie mieli właściwego zrozumienia tego, czym jest przestrzeganie sabatu. I nie chodzi tu o to, co Nowy Testament o tym mówi, ponieważ mówił o tym choćby prorok Izajasz w 58 rozdziale swojej księgi. Żydzi oskarżali też Jezusa o to, że podaje się za Boga, czy w związku z tym mamy uznać, że Jezus nie jest Bogiem? Bardzo ważne jest aby podczas studiowania Biblii nie przyjmować, że każde zdanie w Piśmie Świętym jest prawdą, ponieważ Biblia często "cytuje" wypowiedzi tych, którzy nie mieli racji, dokładnie tak, jak w przypadku Żydów oskarżających Jezusa o bluźnierstwo. Biblia często mówi o ludzkich działaniach, które nie były właściwe, ale ich nie komentuje, co może sugerować, że nie były one złe. Jednak zawsze należy takie wypowiedzi badać w ich szerszym kontekście. Abraham kilka razy skłamał, przedstawiając swoją żonę jako swoją siostrę. Czy Bóg to akceptował? Biblia nie mówi tego wprost, ale czytając choćby dekalog nie trudno się zorientować, że Abraham w ten sposób grzeszył. Fakt na temat Jezusa jest taki, że On nigdy nie zgrzeszył, a przypisywanie Mu grzechów wynikało z niewłaściwego zrozumienia Bożego prawa oraz tego, na czym polega jego przestrzeganie. Podam tu jeszcze inny przykład. Pastor Gregg wspomniał, że większość ludzi dzisiaj ma nie jeden, ale dwa dni odpoczynku od pracy. Większość z nas nie pracuje ani w soboty ani w niedziele. Jednak czwarte przykazanie mówi o tym, że mamy pracować sześć dni, a nie pięć. Czy w związku z tym łamiemy Boże prawo, kiedy nie pracujemy przez dwa dni? Jeżeli przyjmiemy, że praca o której mowa w czwartym przykazaniu, to praca zarobkowa, to tak. Czy jednak o takiej pracy mówi Bóg? Zgodnie z taką definicją matka wychowująca dzieci, jeżeli nie jest nigdzie zatrudniona, nie pracuje i ma siedem dni odpoczynku. Czy ktoś chciałby odpoczywać w taki sposób? Czwarte przykazanie nie mówi o takiej pracy, o której mówi pastor Gregg. Są to wszystkie te nasze zajęcia, które są związane z naszą ziemską egzystencją. Każdy z nas ma swoje obowiązki wynikające z potrzeby zaspokajania fizycznych potrzeb osób bliskich oraz własnych. To one są ważną częścią naszego życia przez sześć dni w tygodniu. Jednak Bóg wie, że do zachowania zdrowia duchowego potrzebujemy czegoś więcej, niż te kontakty z Nim, jakie mamy każdego dnia. Potrzebny jest nam jeden specjalny dzień, w którym odkładamy ważne sprawy z całego tygodnia i koncentrujemy się na Bogu. Zmieniamy proporcje, raz w tygodniu powstrzymujemy się od robienia tego, na co mamy czas przez sześć dni, i koncentrujemy się na Bogu. Odkładamy na bok to wszystko, co można odłożyć i staramy się odpocząć duchowo w obecności naszego Stwórcy i Zbawcy. A takim odpoczynkiem jest wykonywanie woli Boga. Jezus powiedział: "Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mnie posłał, i dokonać jego dzieła" (J 4,34). Jezus często też odpoczywał modląc się do Boga, czyli rozmawiając z Bogiem, bowiem modlitwa to nie monolog, ale dialog z Bogiem. Przebywanie w obecności Boga, kiedy inne sprawy nas nie rozpraszają, to najlepsza forma odpoczynku. I niekoniecznie musi być związana z brakiem fizycznej aktywności. Jezus w sabat nauczał, uzdrawiał i wypędzał demony. Czy łamał w ten sposób prawo? Nie, to Żydzi tak uważali, ale według Boga było to doskonałym wypełnieniem prawa. 

  Pastor Gregg przypomniał też jak uczniowie Jezusa zrywali kłosy zboża i jedli. Kiedy faryzeusze oskarżyli ich o łamanie sabatu, Jezus odpowiedział im podając znane im dwa przykłady. Pierwszy to Dawid, który jadł chleby pokładne, które zgodnie z prawem mogli jeść tylko kapłani. Drugi to kapłani, którzy w pracując w sabat dopuszczają się złamania prawa. Czy mówiąc o tym, co zrobił Dawid, Jezus usankcjonował łamanie prawa? Czytając uważnie tę historię trudno jest doszukać się tej akceptacji. Jezus nie powiedział, że Dawid nie złamał prawa. Przypomniał tylko pewien fakt z życia największego króla Izraela. Przypomniał to wydarzenie, aby pokazać, że nawet największym zdarza się upaść i złamać Boże prawo, ale Bóg jest miłosierny i wybacza nam, o ile korzymy się przed nim i odwracamy się od grzechu. Powiedział tym samym, że skoro Bóg wybaczył ten grzech Dawidowi, ponieważ Dawid zrobił to pod wpływem potrzeby chwili i wprawdzie popełnił grzech, ale potem odwrócił się od niego. Skoro więc Bóg mu wybaczył, dlaczego Żydzi krytykują uczniów za coś, co wcale nie jest grzechem? Jest to tylko niezgodne z ich interpretacją przestrzegania sabatu, która jednak nie była zgodna z duchem czwartego przykazania. "I gdybyście byli zrozumieli, co to jest: Miłosierdzia chcę, a nie ofiary, nie potępialibyście niewinnych" (Mt 12,7). To ostatnie zdanie obala twierdzenie pastora Gregga, że uczniowie złamali sabat. Jezus powiedział o nich, że są niewinni. Uczniowie zrobili coś, co miało akceptację Boga, taką samą jaką mieli kapłani, kiedy w świątyni robili coś, co można by uznać za złamanie sabatu. Kapłani nie łamali prawa, a Jezus podkreślił ten fakt słowami "a są bez winy" (Mt 12,5). Takiego stwierdzenia nie ma odnośnie Dawida i jego uczynku. Jednak kapłani stosowali inne kryteria oceniając ludzi, inne zaś kiedy oceniali samych siebie i to było jednym z powodów tego konfliktu.

  Okazuje się, że nadal bardzo ważne jest właściwe zrozumienie Bożego prawa, właściwe zrozumienie tego, co mówi Biblia. Nie można zbyt pochopnie wyciągać wniosków z tego, co czytamy, ale musimy każdy taki wniosek skonfrontować z całym Pismem Świętym. Każda wątpliwość musi być rozwiana z użyciem Biblii, a nie naszej wiedzy i rozumu. Biblia nie potrzebuje wsparcia nauki, doskonale wyjaśnia sama siebie. Od nas zależy, czy te wyjaśnienia przyjmiemy, czy też je odrzucimy.



17 lipca 2018

Znaki uczniostwa

  Jezus Chrystus przed swoim wniebowzięciem przekazał swoim uczniom misję do wykonania. Powiedział: "Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody" (Mt 28,19). Powiedział też w jaki sposób ci, którzy są Jego uczniami, mają "czynić" kolejnych uczniów. Mają to robić chrzcząc ich w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc ich przestrzegania wszystkiego, co Jezus im przekazał. Jezus powiedział też w jaki sposób uczniowie oraz ci, którzy będą obserwować uczniów, będą mogli rozpoznać, że wypełniają Jego wolę. "A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją" (Mk 16,17-18). 

  Obserwując to, co dzieje się dzisiaj w wielu różnych kościołach, zauważyć można dwie tendencje. Jedna z nich to skupienie się na tym co powinniśmy robić, druga z nich koncentruje się na nadnaturalnych znakach o których czytamy w ewangelii Marka. Pierwsza tendencja sprowadza się do obniżania rangi nadnaturalnych wydarzeń, druga do obniżania rangi posłuszeństwa Bogu. Obie możliwości mają ze sobą coś wspólnego, mianowicie obie sprowadzają się do wybiórczego przyjmowania Bożego Słowa. Pewne wypowiedzi w Piśmie Świętym są traktowane jako najważniejsze, a inne są interpretowane jako mniej istotne. Czy takie podejście jest właściwe?

  Kiedy szatan kusił Jezusa na pustyni, On odpowiedział mu: "Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych" (Mt 4,4). Co to znaczy "każdym słowem"? Czy to stwierdzenie daje nam prawo do tego, aby nie tyle lekceważyć, ale nie zwracać uwagi na pewne wersety w Biblii? Jeżeli Jezus powiedział o przestrzeganiu wszystkiego, o czym mówił, to nie można twierdzić, że kwestia posłuszeństwa Bogu nie jest taka istotna. Ona jest istotna, wręcz fundamentalna, ponieważ jest tą kwestią, która podzieliła świat. To z powodu nieposłuszeństwa swojemu Stwórcy Boże stworzenia uległy zepsuciu. Plan zbawienia ma na celu przywrócenie stanu pierwotnego, w którym nie było problemu nieposłuszeństwa. Jeżeli ktokolwiek ma wrażenie, że można być nieposłusznym, inaczej mówiąc grzeszyć, a mimo to być zbawionym, to niech sprawdzi, dlaczego Adam i Ewa zostali wygnani z ogrodu Eden. Temat grzeszenia jest kolejnym kontrowersyjnym tematem, jednak nie chcę go tu rozwijać. Powiem tylko, że Biblia nie wyklucza nas ze zbawienia dlatego, że popełnialiśmy grzechy, ale dlatego, że nie chcemy przestać grzeszyć. Tak więc kwestia posłuszeństwa jest bardzo ważna. Istotne jest w niej to, jak jest ona rozumiana. Historia Izraela pokazuje, że nie chodzi tu o zewnętrzne posłuszeństwo, jakiego skrupulatnie przestrzegali faryzeusze, ale o posłuszeństwo będące potrzebą serca, posłuszeństwo będące efektem miłości. "Bóg jest miłością" (1 J 4,8) i beż tej miłości, czyli bez Boga, prawdziwe posłuszeństwo nie jest możliwe.

  Problem z posłuszeństwem polega też na tym, że zbyt często skupiamy się na jego zewnętrznych objawach, a pomijamy to, co jest w naszych sercach. Apostoł Jan napisał: "Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe" (1 J 5,3). Jak często w naszym życiu nie czujemy tego? Jak często myślimy o tym, że bycie posłusznym Bogu jest bardzo uciążliwe, że przestrzeganie przykazań jest takie trudne? Zgodnie z tym, co mówi Biblia, jeżeli jesteśmy uczniami Jezusa to nie powinno tak być. Może powinniśmy w takim przypadku dojść do wniosku, że problem nie leży po stronie uciążliwych Bożych wymagań, ale po naszej stronie? Może nie pozwoliliśmy Bogu na to, aby usunął z nas nasze przywiązanie do grzechu? Jezus żył wśród nas i jako człowiek objawił nam doskonałe posłuszeństwo Bogu. Dlaczego to zrobił? Aby udowodnić nam i całemu światu, że jest to możliwe, o ile trwamy w stałej łączności z Bogiem. "Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie" (J 15,5). Tak więc skupiając się tylko na zewnętrznych objawach posłuszeństwa możemy zgubić najważniejszą jego część, stan naszych serc. Prowadzi to do coraz większego formalizmu i odrzucaniu tych fragmentów Biblii, które na ten formalizm wskazują. Apostoł Paweł napisał o uczynkach ciała i o owocu Ducha. Prawdziwe posłuszeństwo objawia się owocem Ducha, czyli miłością, radością, pokojem, cierpliwością, uprzejmością, dobrocią, wiernością, łagodnością, wstrzemięźliwością (Gal 5,22-23). Z prawdziwym posłuszeństwem związany jest też całkowity brak uczynków ciała, nie ma w nim miejsca na wszeteczeństwo, nieczystość, rozpustę, bałwochwalstwo, czary, wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwo, pijaństwo, obżarstwo. Co istotne, ujawnienie się choćby jednej z tych rzeczy powoduje, że nie możemy mówić o posłuszeństwie.

  Jednym ze skutków niewłaściwie rozumianego posłuszeństwa jest też odrzucenie nadnaturalnych znaków, które powinny towarzyszyć nam, ludziom uważającym się za uczniów Jezusa. Skoro nie widzimy wśród nas takich znaków, to o wiele łatwiej jest stwierdzić, że nie są one konieczne, że nie jest to odpowiedni czas na nie, niż przyznać, że to my nie jesteśmy przygotowani na to, aby Duch Święty mógł poprzez nas objawiać Bożą chwałę przy pomocy takich darów jak uzdrawiania, wypędzania demonów czy mówienia językami. Czy twierdząc to mamy rację? Każdy z nas powinien każdego dnia badać samego siebie pod kątem tego, co jest dla nas najważniejsze, co zajmuje nasze myśli, jakie są nasze pragnienia? Czy w naszym życiu na pierwszym miejscu zawsze jest Bóg? Jeżeli tak, to zgodnie ze słowami Jana, posłuszeństwo Bogu nie powinno być dla nas uciążliwe. Posłuszeństwo powinno sprawiać nam radość i zadowolenie, powinno być tym, czego pragnie nasze serce. Jeżeli tak nie jest, to nie możemy nazywać się uczniami Jezusa.

  Druga opcja, czyli skupianie się tylko na nadprzyrodzonych znakach wskazujących na działanie Ducha Świętego, także obarczona jest podobnym niebezpieczeństwem jak pierwsza. Oparcie się na takich znakach jak wypędzanie demonów, mówienie językami czy uzdrawianie, może skutkować odejściem od tych wypowiedzi Pisma Świętego, które wskazują na znaczenie posłuszeństwa. Te znaki mają towarzyszyć uczniom, co oznacza, że wśród uczniów powinny być obecne, ale nie oznacza to, że mają być obecne w życiu każdego ucznia, nie oznacza to też, że nie muszą występować inne znaki. A jednym z nich jest właśnie posłuszeństwo, które bardzo często jest lekceważone.

  Na koniec chcę podać cytat z książki Ellen White "Życie Jezusa":

  "Gdy Zbawiciel powiedział: „Idźcie (...) i czyńcie uczniami wszystkie narody”, powiedział także: „A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą. Węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją.” Marka 16,17.18. Ta obietnica jest tak samo dalekosiężna jak misja. Nie wszystkie dary udzielane są każdemu wierzącemu. Duch Święty rozdziela je „każdemu poszczególnie, jak chce” (1 Koryntian 12,11), ale dary te są obiecane każdemu wierzącemu, odpowiednio do jego potrzeb w służbie dla Pana. Obietnica ta jest równie pewna i niezawodna jak za czasów apostolskich. „A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli”. Jest to przywilej dzieci Bożych, które powinny wiarą uchwycić się wszystkiego, co może ją potwierdzić.
„Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją”. Nasz świat jest wielkim szpitalem, ale Chrystus przyszedł, aby uzdrawiać chorych i ogłosić wyzwolenie więźniom szatana. Jezus był ucieleśnieniem zdrowia i siły, udzielał więc swego życia chorym, nieszczęśliwym i opętanym przez demony. Nie odwrócił się od żadnego z tych, którzy przyszli do Niego, aby otrzymać Jego uzdrawiającą moc. Wiedział, że ci, którzy prosili Go o pomoc, sami sprowadzili na siebie chorobę, ale nie odtrącał ich i uzdrawiał. A gdy moc Chrystusa wlewała się w te biedne dusze, poczynały one rozumieć swój grzech i wielu równocześnie z uzdrowieniem fizycznym doznało uzdrowienia duchowego. Ewangelia wciąż posiada tę samą moc, dlaczegóż więc i my dzisiaj nie moglibyśmy być świadkami tych samych skutków?"
{ZJ 590.4-591.1}

  Niech każdy z nas spróbuje sobie sam odpowiedzieć na to ostatnie pytanie.



11 lipca 2018

Problem z sercem

  "W królestwie Bożym nie zdobywa się pozycji poprzez faworyzowanie. Nie zdobywa się jej ani nie osiąga poprzez odgórne nadanie. Wynika ona z charakteru. Korona i tron są znamionami osiągniętego stanu; stanowią dowód na to, że ‘ja’ zostało pokonane dzięki naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi" (DA 549)
  "Ten, który chodził po wzburzonych falach i słowem uciszał ich wściekły ryk, który wypędzał demony, rozpoznające w Nim Syna Bożego, który przerwał sen śmierci i zachwycał tłumy swymi słowami mądrości, nie był w stanie dosięgnąć serc tych, których zaślepiły uprzedzenia i nienawiść i którzy uparcie odrzucali światło" (DA 541)

  Te dwa fragmenty z książki "Pragnienie wieków" pokazują jak ważny jest stan naszych serc, jak ważna jest zmiana charakteru. Kluczem do właściwego posłuszeństwa Bogu nie jest przestrzeganie literalnie rozumianych przykazań, ale potrzeba ich przestrzegania wypływająca z głębi serca.
Ten kto stara się żyć zgodnie z prawem, jednak nie odczuwa wewnętrznego pragnienia do takiego życia i jednocześnie nie czuje w sobie niechęci, wręcz nienawiści do samego grzechu, jest z góry skazany na porażkę. Najlepszym tego dowodem jest historia Izraela. Czy ktoś ma wątpliwości co do tego, że faryzeusze starali się ze wszystkich sił przestrzegać Bożych przykazań? Apostoł Paweł potwierdza to w swoich listach. Jednak ich starania były efektem zaakceptowania prawa przez rozum. Żydzi znali literę prawa, ich rozumienie ograniczało się do zachowania i nie obejmowało sfery emocjonalnej. To tak, jakby mężczyzna chciał być dobrym mężem jedynie dzięki temu, że wykonuje wszystko to, co według niego powinien robić dobry mąż. Jednak to co robi wynika z wiedzy jaką ma na temat zachowania dobrego męża, a nie z potrzeby serca. Nie jest skutkiem uczucia, które powinno być fundamentem jego związku. Dokładnie tak samo jest z wiarą i posłuszeństwem. Droga do prawdziwej wiary prowadzi przez nasze serca.

  Jednym z głównych celów misji Jezusa na ziemi było wywarcie takiego wpływu na nasze serca, aby te zapragnęły odwrócenia się od tego co złe, od grzechu. Apostoł Piotr podczas kazania w świątyni, powiedział do słuchających go Żydów: "Wam to Bóg najpierw, wzbudziwszy Syna swego, posłał go, aby wam błogosławił, odwracając każdego z was od złości waszych" (Dz 3,26). Pragnieniem Jezusa było i jest, abyśmy się odwrócili od grzechu, aby nasze serca przestały pragnąć tego, co złe, a zaczęły tęsknić za tym, co dobre. Nie jest to coś, o czym mówi tylko Nowy Testament. "Niech Pan, Bóg nasz, będzie z nami, jak był z naszymi ojcami, niech nas nie opuści ani nas nie porzuci. Niech raczej skłoni nasze serca ku sobie, abyśmy postępowali wszystkimi jego drogami, przestrzegając jego przykazań i ustaw, i praw, jakie nadał naszym ojcom (...) Niech będzie wasze serce szczere wobec Pana, Boga naszego, abyście postępowali według jego ustaw i przestrzegali jego przykazań" (1 Krl 8,57.61).
Są tylko dwie możliwości. Albo na skutek poznania prawdy o Bogu i jego miłości do nas, upadłych ludzi, nasza duma i egoizm zostaną skruszone i z pokorą oddajemy się Bogu, albo duma i egoizm wygrywają na skutek braku poznania prawdy o Bogu. Ta druga opcja kończy się niestety źle. Dokładnie tak, jak w przypadku tych Żydów, "których zaślepiły uprzedzenia i nienawiść i którzy uparcie odrzucali światło". Ich serca uległy zatwardzeniu, zamykając tym samym Bogu dostęp do nich, a otworzyły się szeroko na wpływ szatana. Stali się niewolnikami szatana, który tak ich zaślepił, że nie potrafili przyjąć prawdy. 

  Dzisiaj nic się nie zmieniło, walka nadal toczy się o nasze serca. Jezus do niczego nas nie zmusza, ale pokornie stoi u drzwi do naszych serc i puka: "Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego" (Ap 3,20). Trzeba po pierwsze usłyszeć Jego głos, a następnie podjąć świadomą decyzję i otworzyć drzwi. Otwarciem drzwi jest tak naprawdę chęć i potrzeba przyjścia do Jezusa, potrzeba otrzymania od Niego pomocy niezbędnej do uwolnienia z niewoli grzechu. Kto nie odczuwa tej potrzeby, kto nie widzi nic złego w tym, co robi, ten nie otwiera drzwi Jezusowi. 


7 lipca 2018

Kazanie

Niedawno miałem okazję wygłosić moje pierwsze kazanie. Ze względu na to, że należę do zboru w Irlandii, wygłosiłem je w języku angielskim, dodałem jednak do niego polskie napisy
Tytuł kazania, "Jakie jest twoje imię", nawiązuje do spotkania Jakuba z aniołem (Księga Rodzaju 32,24-27).