25 września 2016

Zwiedzenia w czasach końca

Im bliżej powrotu naszego Pana, im bliżej tych wydarzeń, które będą miały miejsce gdy czterej aniołowie uwolnią wiatry ziemi, tym częściej pojawiać się będą wśród nas informacje na temat zwiedzeń. Zapowiadane przez Ellen White zwiedzenie omega, największe i najstraszniejsze ze wszystkich, z jakimi ludzie kiedykolwiek mieli do czynienia, spowoduje potężne wstrząsy i zmiany w naszym kościele. Chociaż niewiele wiemy o charakterze tego zwiedzenia, nie wiemy na czym będzie polegało, to jednak wiemy wystarczająco dużo na temat jego skutków. Spowoduje ono, że bardzo duża liczba adwentystów odejdzie z naszego kościoła. Będą to ci, o których Ellen White pisała, że są zapisani w księgach zborowych, ale nie ma ich w Księdze żywota Baranka. 
Nie chcę tu zastanawiać się nad tym, czym będzie czy też może nawet już jest zwiedzenie omega, nie chcę też doszukiwać się tego zwiedzenia w tych wydarzeniach, które możemy obserwować. Chcę zastanowić się nad czymś innym. 
Jaki jest podstawowy cel wszystkich szatańskich zwiedzeń oraz jakie są skutki przyjmowania zwiedzeń? W jaki sposób przyjęcie zwiedzenia wpływa na zwiedzionego człowieka? Myślę, że odpowiedzi na te pytania są bardzo ważne. Myślę, że są o wiele ważniejsze od odpowiedzi na pytanie czym jest zwiedzenie omega. Dlaczego? Jesteśmy ludźmi popełniającymi błędy, mamy natury wypaczone grzechem i nie możemy polegać na naszej wiedzy, nie możemy pokładać zaufania we własne możliwości prawidłowej oceny tego, co widzimy. Historia chrześcijaństwa pełna jest ludzi, którzy byli głęboko przekonani o swoim posłuszeństwie względem Boga, którzy byli pewni, że wykonują Bożą wolę, ale dzisiaj doskonale wiemy, że to szatan kierował ich życiem. Już samo to powinno być dla nas wystarczającym dowodem, że nasze wewnętrzne przekonanie może zostać wykorzystane przez szatana do tego, aby nas oszukać. Wszyscy znamy wielokrotnie cytowany fragment z ewangelii Mateusza: "Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mt 7,21-23). Mam wrażenie, że jako adwentyści często odnosimy te słowa przede wszystkim do tych, którzy są w kościołach charyzmatycznych, które kładą duży nacisk na dary Ducha Świętego, prorokowanie, uzdrawianie czy wypędzanie demonów. Jednak nie jest to do końca właściwa interpretacja tego fragmentu Biblii. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że ci, którzy będą się zwracać do Jezusa tymi słowami, będą przede wszystkim ludźmi głęboko przekonanymi o tym, że wierzą w Boga, że są mu posłuszni, że wykonują Jego wolę. To ludzie, którzy ulegli szatańskiemu zwiedzeniu, ponieważ odeszli, albo nawet nigdy nie zbliżyli się do Boga ("Nigdy was nie znałem"), ale nie zdawali sobie z tego sprawy. Byli przekonani nie tylko o tym, że są chrześcijanami, ale byli pewni że zostaną zbawieni. Mogą się w tej grupie znaleźć także ci, którzy doskonale wiedzieli o tym, że w czasach końca będą miały miejsce największe szatańskie zwiedzenia. Mogą to też być ci, którzy badali to zagadnienie, starali się dowiedzieć na czym będą polegały zwiedzenia, ale zdobyta wiedza nie uratowała ich. Czy jest to możliwe? Myślę, że historia chrześcijaństwa dostarcza wystarczającej ilości dowodów na to, że jest to możliwe. 
Wygląda to trochę na błędne koło. Wiemy, że szatan nas atakuje, a mimo to Biblia mówi nam, że tylko niewielu nie ulegnie szatanowi i jego zwiedzeniom. Czy jest jakaś skuteczna metoda obrony? Prawie każdy w tym miejscu odpowie, że trzeba trzymać się Słowa Bożego, być posłusznym Jezusowi, oddać się w Jego ręce, trzymać się Prawdy, itp. To wszystko prawda, ale co może dać nam pewność, że nie tylko znamy te zasady, ale je zastosowaliśmy w naszym życiu? Jak możemy upewniać się, że rzeczywiście trzymamy się Słowa Bożego, jesteśmy posłuszni Jezusowi, że oddaliśmy się w Jego ręce, trzymamy się Prawdy? Nasze słowa czy też nasze wewnętrzne przekonanie o niczym jeszcze nie świadczą. Możemy znajdować w Biblii fragmenty potwierdzające słuszność naszych przekonań, ale to też za mało. Czy szatan na pustyni nie kusił Jezusa używając Pism? 
W tym miejscu wrócę do postawionych wcześniej pytań. Zadałem je nieprzypadkowo. Przypomnę tu jedną wypowiedź Jezusa: "Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, wycina się i rzuca w ogień. Tak więc po owocach poznacie ich" (Mt 7,15-20). Nieprzypadkowo poprzedza ona podaną już wypowiedź z Mt 7,21-23. Ci ludzie, którzy ulegli zwiedzeniu i będą zdziwieni, a nawet zrozpaczeni, kiedy zobaczą, że bramy nieba są przed nimi zamknięte, zapomnieli o tym, że potwierdzeniem życia w Prawdzie i posłuszeństwa Bogu są owoce naszego życia. 
Co jest celem ataków szatana, co chce uzyskać? Od początku świata zwalczał ludzi wiernych Bogu i będzie to robił szczególnie w czasach końca. Będzie chciał zniszczyć wszystkich tych, którzy strzegą przykazań Bożych i trwają przy świadectwie o Jezusie. Będzie używał różnych sposobów, ale doskonale wie o tym, żę nic nie wskóra dopóki lud Boży trwa w łączności z Bogiem. Dlatego robi i będzie robił wszystko, aby odwrócić naszą uwagę od tego, co utrzymuje nasze niczym niezakłócone relacje z Bogiem. "Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie" (J 15,5). Szatan zrobi wszystko, aby oderwać nas od naszego Krzewu Winnego, bo tylko wtedy może nas pokonać. Tak więc celem wszystkich szatańskich zwiedzeń jest zniszczenie naszych relacji z Bogiem. A w jaki sposób można się przekonać, że utraciło się połączenie z Bogiem, jak każdy z nas może sprzawdzić, że trwa w Prawdzie? "Po owocach ich poznacie". Powinniśmy sprawdzać czy to, z czym się spotykamy, na przykład nowe poglądy czy też nowe interpretacje Słowa Bożego, prowadzi nas do Boga poprzez pozytywny wpływ na nasze zdrowie duchowe, czy są to rzeczy, które nas budują, poszerzają naszą wiedzę o Bogu, wpływają na przekształcanie naszych charakterów i przyjmując je stajemy się coraz bardziej podobni do Jezusa, czy też jest odwrotnie. Jeżeli nasza uwaga jest kierowana w inną stronę i przestajemy patrzeć na Jezusa, to jest to szatańskie zwiedzenie. Czasem jest trudno określić, że tak się dzieje, dlatego też musimy jeszcze sprawdzać, i to każdego dnia, jakie owoce zaczynamy wydawać w naszym życiu pod wpływem tego, co przyjmujemy. Każdy, kto ulega zwiedzeniu staje się złym drzewem i nie może dawać dobrych owoców. Niektóre złe owoce mogą robić wrażenie dobrych, ale złe owoce zawsze w końcu ujawnią swoją prawdziwą naturę. Kiedy dostrzegamy w naszym życiu jakąkolwiek z tych cech, o których Biblia mówi, że są złymi owocami, to jest to dowód na to, że ulegamy zwiedzeniu. Niedoskonałości naszych charakterów świadczą o tym, że nie pozwoliliśmy Jezusowi na ich usunięcie. A szatan wykorzystuje to doskonale. Pamiętajmy, że jest on istotą o nieosiągalnej dla nas inteligencji. Żaden człowiek nie może się pod tym względem z nim równać. Jakiekolwiek zaufanie we własne możliwości świadczy o braku pokory i skazuje nas na porażkę. 
Możemy tworzyć coś, co nazwałbym nauką o poznawaniu zła. Możemy zgłębiać różne działania podejmowane przez szatana i tych, którzy świadomie lub nieświadomie (tak przy okazji to uważam, że tych drugich jest zdecydowanie więcej) oddali się pod jego władzę i łudzić się, że ta wiedza zabezpieczy nas przed zwiedzeniem. Jednak jest to iluzja, którą szatan skwapliwie podtrzymuje w tych, którzy w to wierzą. Uważam, że kto zajmuje się tą nauką, zapisał się do niewłaściwej szkoły. Biblia podaje nam wystarczającą wiedzę na temat zła, aby trwając w łączności z Bogiem, poprzez Ducha Świętego nie popełniać błędów. Zwróćmy uwagę na to, co stanowi treść Biblii. Jest ona przede wszystkim objawieniem prawdy o charakterze Boga. Mówi nam o tym, w jaki sposób pojawiliśmy się na świecie, kto jest naszym Stwórcą. Z Biblii dowiadujemy się o tym, jak doszło do upadku ludzi i jaki plan Bóg przygotował przed stworzeniem świata, aby nas z tego upadku wyciągnąć i przywrócić do społeczności z Nim. Biblia mówi nam o pięknie charakteru i miłości Boga do nas, upadłych ludzi, mówi też o wpływie grzechu na nasze życie. Wskazuje na tego, który jest przyczyną zła na ziemi, wskazuje też na tego, który jedynie jest w stanie nas uratować. Ile miejsca w Biblii zabierają opisy samego szatana i jego działań? Poznajemy przede wszystkim skutki tego, co on robi, poznajemy owoce jakie przynoszą ci, którzy ulegają szatańskim zwiedzeniom. Zdobywając wiedzę zachowujmy biblijne proporcje w poznawaniu różnych aspektów naszego życia. Nasz duch i nasz charakter są kształtowane według tego obrazu, na który najczęściej patrzymy. Jakość naszego ciała i ducha zależy od jakości pokarmu, które im dostarczamy. Nie należy oczekiwać, że odżywiając się śmieciami będziemy zdrowi, nie oczekujmy też, że karmiąc ducha czymś, co nie pochodzi z ust Bożych, będziemy mieli zdrowego ducha. A poznamy to po owocach. List do Galacjan 5,16-26, List do Efezjan 4,25-32, 1 List do Koryntian 13 to tylko niektóre z tych fragmentów Biblii, na podstawie których każdy z nas może ocenić, czy jest dobrym i wiernym sługą, wykonującym wolę Boga, ponieważ to nasze właściwie ukształtowane charaktery są tego potwierdzeniem, a nie słowa, które wypowiadamy. 
Co do poglądów, to prostą metodą na sprawdzanie ich pochodzenia jest porównanie ich z Biblią i ich odrzucaniem zawsze, gdy stwierdzamy lub tylko podejrzewamy, że są niezgodne z Pismem Świętym. Każdy, kto jest pod wpływem Ducha Świętego może to stwierdzić, ponieważ Duch wykorzystując Słowo Boże dokładnie nam wszystko pokaże. 
Nie pozwólmy szatanowi, aby odciągnął nas od Biblii, nie dajmy się mu omamić tak, aby choćby w najmniejszym stopniu odejść od tego, co mówi Biblia oraz Duch Proroctwa. Pamiętajmy o tym, co szatan chce uzyskać poprzez zwiedzenia.


21 września 2016

Jezus zaprasza nas na ucztę

Jezus spotykał się z różnymi ludźmi, czasami przyjmował zaproszenia od faryzeuszy. W trakcie jednego z takich spotkań, opowiedział przypowieść o wielkiej wieczerzy. Znajdziemy ją w 14 rozdziale ewangelii Łukasza. Mamy tam gospodarza, który przygotował wielką wieczerzę, na którą zaprosił wielu ludzi. Kiedy wszystko było gotowe, wysłał posłańców, aby powiadomić zaproszonych, że mogą już przyjść. Niestety ci, którzy zostali wcześniej zaproszeni, wynajdywali różne powody dla których nie chcieli przyjść. Wtedy gospodarz wysłał swoje sługi aby przyprowadzili na ucztę tych, którzy wprawdzie nie byli wcześniej zaproszeni, ale w domu gospodarza było przygotowane dla nich miejsce. Słudzy mieli przykazane, żeby wręcz przymuszać do przyjścia na ucztę. Jednak o tych, którzy zostali zaproszeni jako pierwsi i odrzucili to zaproszenie, gospodarz powiedział, że żaden z nich "nie skosztuje mojej wieczerzy".
Gospodarzem jest tu oczywiście Bóg. Kim są ci, którzy odrzucili zaproszenie gospodarza? Zastanówmy się przez chwilę, kogo w pierwszej kolejności zaprosił gospodarz? Kogo my zapraszamy do naszych domów? Bóg kieruje swoje zaproszenie do tych, którzy Go znają, a przynajmniej tak twierdzą. Słyszą Jego głos, czyli czytają Biblię, starają się postępować według przekazanych w niej zasad, jednak okazuje się, że Bóg i Jego Słowo nie są w ich życiu najważniejsi. Gdyby naprawdę znali Boga, to rozumieliby powagę sytuacji i znaczenie otrzymanego zaproszenia. Jednak w ich życiu inne sprawy mają wyższy priorytet i w chwili próby odrzucają Boga. Ta grupa jest symbolem tych, którzy uważają się za chrześcijan, należą do chrześcijańskich kościołów, ale nie poznali Boga i nie wypełniali Jego woli. W przypowieści gospodarz podkreślał, że w jego domu jest wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich. Uczta nie była przygotowana tylko dla tych, którzy byli zaproszeni bezpośrednio przez gospodarza. Oni mieli nie tylko przyjąć zaproszenie, ale zapraszać kolejnych ludzi, tych, którzy słabo lub wcale nie znali gospodarza. To jest nasze zadanie, Jezus mówił w tej przypowieści o nas. To naszym zadaniem jest zapraszać ubogich, ułomnych, ślepych i chromych. Bo nie chodzi tu o tych, których ciała są ułomne, ale duch. Mamy zapraszać do Boga ubogich duchowo, ślepych duchowo, tych których duchowe życie jest chrome i ubogie. Mamy ich szukać wszędzie, nie tylko w mieście, na placach i ulicach, ale także między opłotkami i na drogach. "Idąc na cały świat, głoście ewangelię" (Mk 16,15). Mamy ich wręcz przymuszać do przyjęcia zaproszenia, co oznacza, że nie powinniśmy się zniechęcać i szybko rezygnować, gdy nie widzimy efektów naszej pracy, ale cierpliwie ponawiać głoszenie dobrej nowiny, połączone z głoszeniem poselstwa trzech aniołów. Niech końcowe słowa tej przypowieści przypominają nam o naszej wielkiej odpowiedzialności: "Albowiem mówię wam, że żaden z owych zaproszonych mężów nie skosztuje mojej wieczerzy". Jezus wyjaśnił dokładnie na czym polega przyjęcie Jego zaproszenia na ucztę. W kolejnych wersach ewangelii Łukasza mówi do nas: "Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim" (Łk 14,26-27). Nie chodzi tu oczywiście o to, abyśmy nienawidzili naszych bliskich, ale o to, że kiedy życie zmusza nas do wyboru między Jezusem a kimś, kto jest nam bardzo bliski, a jednak nie chce przyjść do Niego, to właściwy wybór jest tylko jeden. I jest nim Jezus. Jeżeli nie jesteśmy gotowi do podejmowania takich decyzji, to nie jesteśmy naśladowcami Jezusa. Miłość Boża polega na tym, że jesteśmy gotowi oddać życie za innych, aby przyszli do Boga, ale jeżeli oni tego nie chcą, to możemy albo podzielić ich los, albo wybrać Jezusa. Co jest dla nas ważniejsze? A co oznacza dźwiganie własnego krzyża? Czy można podążać za Jezusem i nie dźwigać go? Tak naprawdę nie można, ale wielu ludzi myśli, że jest to możliwe. Odrzucają od siebie świadomość własnej grzeszności i słabości, zapominają o tym, kim są i starają się podążać za Bogiem. To niewłaściwa droga, ponieważ nie uwalnia nas od brzemienia grzechu. Dźwiganie krzyża polega na przyjściu do Jezusa ze wszystkimi naszymi grzechami i wadami, wyznanie Mu wszystkiego i błaganie Go o Jego łaskę. "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie" (Mt 11,28-30).
Tylko On może uczynić nasz krzyż miłym i lekkim. To jest właściwa odpowiedź na zaproszenie Jezusa na Jego ucztę. Przyjmując je pozwalamy Bogu na odnowienie naszych serc, zmianę naszych charakterów, a to umożliwia nam przekazywanie zaproszeń kolejnym ludziom. Przyjmując "wodę życia" od Jezusa sami stajemy się "źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu" (J 4,14).



11 września 2016

Jezus uzdrawia ślepych

Bartymeusz, ślepy żebrak, siedział przy drodze z Jerycha do Jerozolimy. Kiedy usłyszał, że tą drogą idzie Jezus, zaczął wołać go: "Jezusie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną!" Jezus usłyszał go, a następnie go uzdrowił, przywracając mu wzrok. Jednak ten opis, po przyjrzeniu się dokładniej jego szczegółom, okazuje się być czymś więcej, niż tylko relacją z kolejnego uzdrowienia. Wołanie Bartymeusza było głośne i natarczywe. Wielu ludziom nie podobało się to, że ślepy żebrak donośnym głosem błaga o pomoc. Znaleźli się tacy, którzy chcieli go uciszyć, on jednak nie pozwolił się uciszyć. Podobne zachowanie Jezus przedstawił w przypowieści o wdowie i niesprawiedliwym sędzi. Tenże sędzia powiedział: "Ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę", a Jezus tak wyjaśnił znaczenie tej przypowieści: "Czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy?". Bartymeusz wiedział, że jest mu potrzebna pomoc Jezusa, wiedział, że tylko On mógł mu pomóc. Miał świadomość tego, że tej pomocy potrzebuje. I co najważniejsze, wierzył w to, że może tę pomoc otrzymać. O jaką pomoc mu chodziło, czego oczekiwał od Jezusa? Kiedy stanął przed tym, którego prosił o pomoc, Jezus zapytał go: "Co chcesz, abym ci uczynił?". Pytanie na pozór dziwne, ale zauważmy, że proszącym jest ślepy żebrak. Człowiek, który nie dość, że nic nie widzi, to w dodatku nic nie posiada. Popatrzmy na szerszy kontekst tej sytuacji. Ma ona miejsce na drodze z Jerycha do Jerozolimy. Co wiemy o Jerychu? To miasto nie miało być odbudowane po tym, jak zostało zniszczone w czasie zdobywania Kanaanu. Już wtedy Jozue przepowiedział, że w przyszłości Jerycho zostanie odbudowane, ale w sposób, którego Bóg nie zaakceptuje: "Przeklęty będzie przed Panem mąż, który podejmie odbudowę tego miasta, Jerycha! Na swoim pierworodnym założy jego fundament i na swoim najmłodszym postawi jego bramy" (Joz 6,26). I dokładnie tak się stało. Za czasów króla Achaba, Chiel z Betelu odbudował Jerycho. "Na Abiramie, swoim pierworodnym, założył jego fundamenty, a na Segubie, swoim najmłodszym, jego bramy" (1 Krl 16,34). Z kolei Jerozolima to miasto, w którym miał zostać złożony w ofierze Jezus, kamień węgielny przyszłego, wiecznego królestwa. Droga z Jerycha do Jerozolimy jest pewnym symbolem, pokazującym porzucenie tego, co nie jest akceptowane przez Boga i oparcie się na tym, który jest drogą, prawdą i życiem, czyli na Jezusie. Akcja przypowieści o miłosiernym Samarytaninie także toczy się przy tej drodze. Co ciekawe, ten który został na tej drodze prawie zabity, szedł z Jerozolimy do Jerycha. Jaki ma to wymiar symboliczny? Może to oznaczać, że człowiek ten staczał się w swoim życiu coraz niżej, bowiem droga z Jerozolimy do Jerycha dosłownie opada w dół, Jerycho jest położone około 800 m poniżej Jerozolimy. Droga do Jerycha może też być synonimem podążania za grzesznymi praktykami, które są ochydą dla Boga. Tak czy inaczej człowiek ten znalazł się w rozpaczliwym położeniu, jednak została mu udzielona pomoc. Został obrabowany i poraniony, nie był w stanie nawet prosić o pomoc. Nie miał nic, co mógłby zaoferować za udzielenie mu pomocy, a jednak miłosierny Samarytanin zaopiekował się nim. Mamy wiele podobieństw pomiędzy tymi dwoma sytuacjami. Ta sama droga z Jerycha do Jerozolimy, dwaj ludzie znajdujący się w tragicznej sytuacji, oraz Jezus, który w przypowieści został przedstawiony jako miłosierny Samarytanin. I tak jak w przypowieści, tak i w życiu, Jezus nie odwrócił się od potrzebującego. Powtórzę teraz pytanie, czego Bartymeusz oczekiwał od Jezusa, jakiej pomocy? Odpowiadając na pytanie: "Co chcesz, abym ci uczynił?", odpowiedział: "Mistrzu, abym przejrzał". I w następnym wersie znajduje się dokładne wyjaśnienie, wskazówka pokazująca prawdziwe oczekiwania Bartymeusza. Jezus po uzdrowieniu powiedział mu: "Idź, wiara twoja uzdrowiła cię". I co zrobił ten, który właśnie odzyskał wzrok? "I wnet odzyskał wzrok, i szedł za nim drogą". Poszedł za Jezusem. Poszedł drogą do Jerozolimy. Zaczął oddalać się od Jerycha i przybliżać do Jerozolimy. Zaczął podążać w górę śladami Jezusa, jak owca idąca za pasterzem, słuchająca Jego głosu. Czynem odpowiedział na propozycję, którą Jezus składa każdemu człowiekowi: "Pójdź za mną". Ilu z nas podąża do Jerycha? Ilu z nas jest ślepych i potrzebuje odzyskać wzrok, aby zacząć widzieć tę jedyną drogę prowadzącą do zbawienia? Pamiętając o słowach Jezusa z listu do Laodycei, czyli do nas: "Nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły" (Ap 3,17), można stwierdzić, że jest wśród nas naprawdę wielu potrzebujących pomocy Jezusa. Jezus pomógł Bartymeuszowi, ślepemu żebrakowi i biedakowi, chce też pomóc każdemu z nas. Ale tak jak Bartymeusz, musimy z wiarą prosić Go o pomoc, musimy przede wszystkim odczuwać potrzebę uzyskania pomocy od Jezusa. Nie łudźmy się, że jesteśmy bogaci i niczego nie potrzebujemy. Jezus powiedział do swoich uczniów: "Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owoc; BO BEZE MNIE NIC UCZYNIĆ NIE MOŻECIE" (J 15,5).