27 marca 2017

Rocznica Reformacji

  W tym roku obchodzimy 500 rocznicę Reformacji. 31 października 1517 roku Marcin Luter ogłosił 95 tez, które przeciwstawiały się naukom głoszonym przez kościół katolicki, przede wszystkim nauce o odpustach, pokucie i zbawieniu. Oto kilka z tych tez:
***
  W żaden sposób nie można pod wyrazem "pokutujcie" rozumieć Sakramentu pokuty, to jest spowiedzi i zadośćuczynienia, które kapłan sprawuje.
  Ani rozumem, ani z Pisma nie udowodniono, żeby dusze w czyśćcu znajdowały się w stanie niezdolnym do zasługi i do wzrostu miłości.
  I to zdaje się być niemożliwe do udowodnienia, jakoby dusze w czyśćcu, przynajmniej niektóre, były pewne swego zbawienia i o nie się nie troszczyły, jakkolwiek my pewni tego jesteśmy zupełnie.
  Ludzkie brednie opowiadają ci, którzy głoszą, że gdy grosz w skrzynce zabrzęczy, dusza z czyśćca uleci.
  Jest to pewne, że gdy grosz w skrzynce brzęknie, urosnąć może skąpstwo i chęć zysku; skuteczność modlitwy przyczynnej Kościoła zależy natomiast od upodobania Bożego.
  Ci, którzy sądzą, iż mogą zapewnić sobie zbawienie przez listy odpustowe, będą wiecznie potępieni wraz z mistrzami swymi.
  Każdy chrześcijanin, prawdziwie żałujący za swoje grzechy, ma i bez listu odpustowego zupełne odpuszczenie męki i winy.
  Odpust zachwalany przez kaznodziejów, jako wielka łaska, jest istotnie łaską wielką, gdyż im przynosi wiele pieniędzy.
  W rzeczywistości jednak jest najmniejszą łaską w porównaniu z łaską Bożą i błogosławieństwem krzyża.
  Dlaczego papież dla świętej miłości i dla cierpień, jakie dusze w czyśćcu ponoszą, dusz tych naraz nie wyzwoli z czyśćca; gdy tymczasem dla tak małej przyczyny, jaką jest budowa kościoła św. Piotra, za pieniądze tyle dusz wyzwala?
  Cóż to jest za jakaś nowa doskonałość Boża i pobożność papieska, że bezbożnemu wolno za pieniądze wyzwalać dusze pobożne, a nie chcą dusz tych wyzwalać z miłości i bez pieniędzy?
  Będąc bogatym ponad magnatów, czemu to papież nie za swoje własne pieniądze, lecz za pieniądze ubogich wiernych buduje kościół św. Piotra?
***
  Chociaż minęło prawie 500 lat, nic się w tym temacie nie zmieniło i nadal mając pieniądze można sobie zapewnić odpuszczenie grzechów poprzez nabycie odpustu. Jednak to, co Marcin Luter ogłosił 31 października było tylko wstępem do tego, co zrobił później. Luter nie chciał walczyć z papieżem, nie chciał zakładać nowego kościoła, chciał tylko oczyścić kościół z błędów. Jednak sytuacja rozwinęła się tak, że Luter zaczął widzieć coraz więcej. Jego późniejsze wypowiedzi poruszały o wiele poważniejsze problemy niż te, o których pisał w swoich 95 tezach. I co ciekawe, nie był pierwszym, który to zauważył. Ponad sto lat wcześniej w Anglii, Jan Wiklif także chciał usunięcia błędów i przez to stał się wrogiem papiestwa, które bezskutecznie próbowało pozbawić go życia. Papież Grzegorz XI wysłał do Anglii trzy bulle, nakazujące usunięcia Wiklifa i żądające jego śmierci. 
  "Opatrzność Boża nadal kierowała wydarzeniami, by zapewnić reformatorowi warunki działania. Po śmierci Grzegorza XI władzę objęło dwóch zwalczających się papieży. Każdy z nich, powołując się na swą nieomylność, żądał posłuszeństwa dla siebie. Każdy też wzywał wierzących do walki przeciw drugiemu, grożąc opornym klątwami, a zjednując zwolenników obietnicami nagrody w niebie. 
  Sytuacja ta znacznie osłabiła siłę papiestwa. Przeciwne strony zajęte były wzajemnym zwalczaniem się, toteż Wiklif przez jakiś czas miał spokój. Klątwy i oszczerstwa rzucane były przez jednego i drugiego papieża, a potoki krwi lały się po obydwu stronach. Kościół zżerany był przez skandale i przestępstwa. Tymczasem reformator w swym bezpiecznym ukryciu na probostwie w Lutterworth pilnie pracował, by umysły ludzi odwrócić od zwalczających się papieży, a skierować na Jezusa, Księcia Pokoju. 
  Rozłam w papiestwie wraz z przeciwnościami i zepsuciem, które ukazał, przygotował drogę reformacji. Ludzie zorientowali się, czym w rzeczywistości jest papiestwo. W swej pracy na temat owego rozłamu Wiklif wezwał wierzących, by rozważyli, czy właściwie obaj papieże nie powiedzieli prawdy, nazywając się wzajemnie antychrystami. „I Bóg nie chciał już dłużej pozwolić — mówił Wiklif — by szatan panował w jednym kapłanie, dlatego (...) uczynił rozłam między dwoma, by w imieniu Chrystusa łatwiej można było zwyciężyć obu” {EGW, WB 47.4-5}.
  Marcin Luter przeszedł podobną drogę jak Jan Wiklif. "W tym czasie Luter tylko częściowo porzucił błędy papiestwa. Gdy jednak porównywał Słowo Boże z papieskimi dekretami, napełniało go zdziwienie. „Studiuję dekrety papieskie — pisał — i nie wiem, czy sam papież jest antychrystem, czy też jego apostołem, bowiem Chrystus jest w tych dokumentach przedstawiony w fałszywym świetle i zaiste powtórnie ukrzyżowany”. Luter nadal jednak był zwolennikiem Kościoła rzymskiego i nie myślał o odłączeniu się od niego" {EGW, WB 74.2}. 
  Porównywanie dekretów papieskich z Biblią doprowadziły go do tego, że gdy papież ogłosił bullę, która miała zniszczyć reformatora, Luter powiedział: "„Gardzę nią i atakuję, gdyż jest niezbożna i fałszywa (...) sam Chrystus jest w niej potępiony (...). Cieszę się jednak, że muszę doznawać takiego zła dla najlepszej sprawy. Już teraz czuję o wiele więcej wolności w sercu, bowiem wreszcie wiem, że papież jest antychrystem, a jego tron tronem samego szatana”. — D’Aubigné VI, 9" {EGW, WB 75.3}. O samym papieżu powiedział: "To straszne, że człowiek, który sam nazywa się zastępcą Chrystusa, postępuje jak władca świecki, z wystawnością, której żaden król ani cesarz nie może dorównać. Czy żyje on jak biedny Jezus lub pokorny Piotr? Mówią, że jest panem tego świata, ale Chrystus, którego namiestnikiem papież się mieni, powiedział: «Królestwo moje nie jest z tego świata». Czy zatem władza namiestnika może być większa od władzy zwierzchnika?” — D’Aubigné VI, 3" {EGW, WB 74.7}.
  Trudno się w związku z tym dziwić, że Luter stał się wrogiem nr 1 papiestwa i Rzym starał się ze wszystkich sił pozbawić go życia, likwidując jednocześnie te zmiany, które godziły w interesy Rzymu. A jedną z nich był dekret sejmu w Spirze, który w 1526 roku zapewnił każdemu państwu niemieckiemu wolność w sprawach religii. Cesarz Karol V, zwolennik Rzymu, chciał anulować ten dekret i w tym celu w roku 1529 "zwołał sejm w Spirze, celem wytępienia herezji" {EGW, WB 104.3}. Głównym celem cesarza było zlikwidowanie zagwarantowanej prawem tolerancji religijnej. Kościół wspierany przez cesarza "żądał, aby te państwa, które uznały reformację, poddały się bez zastrzeżeń władzy rzymskiej. Reformatorzy ze swej strony domagali się zapewnionej im poprzednio wolności religijnej" {EGW, WB 105.2}.
  "Wreszcie zaproponowano ugodę; tam gdzie reformacja nie dotarła, edykt z Wormacji powinien być jak najsurowiej przestrzegany, „tam zaś, gdzie odstąpiono od niego tak dalece, że ponowne wprowadzenie edyktu nie obeszłoby się bez buntów, ludzie nie powinni przynajmniej dokonywać nowych reform, podnosić kwestii spornych, zakazywać odprawiania mszy oraz pozwalać katolikom na przyjęcie luteranizmu”. Propozycja została przyjęta przez sejm ku wielkiemu zadowoleniu przedstawicieli Kościoła rzymskiego" {EGW, WB 105.3}.
  Warto zwrócić uwagę na te punkty, które dotyczyły tych państw, w których jeszcze obowiązywała tolerancja religijna, zagwarantowana dekretem sejmu z 1526 roku. W tych krajach miało być:
  1. wstrzymane wprowadzanie dalszych reform
  2. zabronione omawianie kwestii spornych
  3. zabroniona krytyka odprawiania mszy
  4. miał obowiązywać zakaz przyjmowania luteranizmu przez katolików
  Gdyby do tego doszło, to jak napisał D'Aubigne w "Historii Reformacji"; "reformacja nie mogłaby się szerzyć tam (...) gdzie jeszcze nie była znana, ani zakorzenić tam, gdzie już istniała (...) Nawrót rzymskiej władzy przywróciłby siłą rzeczy dawne nadużycia i powstałaby sytuacja, w której łatwo byłoby przez fanatyzm i sianie niezgody dokończyć zniszczenia dzieła już i tak wstrząsanego wieloma burzami” {D'Augigne XIII, 5}. "Wolność słowa zostałaby tym samym przekreślona, a nawracanie - zakazane {EGW, WB 105.4}.
  "Książęta ewangeliccy postanowili przedstawić sejmowi swoje poglądy na piśmie, które zawierałoby także teksty z Biblii na poparcie ich żądań. Zadanie to powierzono Lutrowi, Melanchtonowi i ich współpracownikom. Protestanci przyjęli sporządzone wyznanie wiary i zebrali się, aby złożyć pod tym ważnym dokumentem swoje podpisy. Była to uroczysta chwila, a zarazem czas próby. Reformatorzy obawiali się, by nie potraktowano ich sprawy jako kwestii politycznej. Byli przekonani, że reformacja nie powinna wywierać żadnego innego wpływu oprócz tego, który wypływa ze Słowa Bożego. Gdy książęta podeszli, by podpisać swe wyznanie wiary, Melanchton oświadczył: „Przedłożenie tych propozycji jest zadaniem teologów i duchownych; autorytet możnych zachowajmy dla innych spraw”. „Niech Bóg broni — odpowiedział Jan z Saksonii — żebyście mnie z tego wyłączyli. Postanowiłem czynić to, co jest sprawiedliwe, nie martwiąc się o koronę. Chcę wyznać Pana. Krzyż Jezusa Chrystusa jest dla mnie więcej wart niż mój elektorski kapelusz i płaszcz”. Powiedziawszy to, złożył swój podpis pod dokumentem. Inny z książąt, biorąc pióro do ręki powiedział: „Jeśli honor Pana Jezusa Chrystusa wymaga tego, jestem gotów (...) oddać życie i dobra”. „Prędzej zrzeknę się mych poddanych i majątku, prędzej opuszczę kraj z kijem pielgrzyma w ręce, niż przyjmę inną naukę prócz tej, którą zawiera niniejsze wyznanie”. Taka była wiara i odwaga tych nieustraszonych ludzi Bożych.
  Nadszedł oznaczony czas i trzeba było stanąć przed cesarzem Karol V zasiadł na tronie, otoczony przez elektorów oraz książąt, i oddał głos protestanckim reformatorom. Odczytano ich wyznanie wiary. Na tym uroczystym zebraniu jasno przedstawiono prawdy ewangelii i obnażono błędy Kościoła papieskiego. Słusznie określono ten dzień jako „największy w dziele reformacji i jeden z najwspanialszych w dziejach chrześcijaństwa i ludzkości” {EGW, WB 109.2-3}.
  "Pewien biskup oświadczył: „Wszystko to, co luteranie tutaj powiedzieli, jest prawdą; nie możemy temu zaprzeczyć”. „Czy możecie zbić jakimiś słusznymi argumentami uczynione przez elektora i jego przyjaciół wyznanie?” — zapytał doktora Ecka, na co ten odpowiedział: „Pismami proroków i apostołów — nie, ale pismami ojców Kościoła i soborów — tak”. „Zatem luteranie tkwią w Piśmie Świętym — rzekł pytający — my zaś poza nim” {EGW, WB 110.1}.
  W tamtych czasach kościół rzymski miał pozycję i władzę, jakiej nie miał żaden król czy cesarz, ale rozwój Reformacji spowodował, że papiestwo znalazło się w odwrocie, zaczęło tracić swoją pozycję. I chociaż jeszcze dużo czasu minęło, zanim otrzymało "śmiertelną ranę", to jednak stopniowo traciło władzę i przywileje. Dzisiaj sytuacja jest inna. Papiestwo nie jest w odwrocie, ale stopniowo odzyskuje to, co straciło na skutek Reformacji. Jednak łatwo jest dzisiaj zauważyć pewne podobieństwa pomiędzy czasami Lutra a naszymi. 
  Są to tendencje w tych kościołach protestanckich, które powstawały na przestrzeni wieków, a które dzisiaj są coraz bardziej widoczne. Jest to niechęć protestantów do wprowadzania reform, mogących odnowić życie duchowe. Jest to niechęć do omawiania kwestii spornych, zwłaszcza tych, które podkreślają doktrynalne różnice między kościołem katolickim a protestantami. Jest to też niechęć, a coraz częściej zakaz krytykowania tego, co w kościele katolickim jest niezgodnego z Pismem Świętym. I są to także działania, których efektem jest wstrzymywanie ewangelizacji wśród katolików. Jest to zadziwiająca zbieżność z tym, co miało miejsce w czasach Lutra. Jednak wtedy protestanci nie ulegli naciskowi i nie przyjęli pokoju oraz "gałązki oliwnej" zaoferowanej przez Rzym. A my zrobimy, jaką decyzję podejmiemy? Czy będziemy ulegać coraz liczniejszym głosom nawołującym do jedności w oparciu o kościół katolicki, czyli do ekumenii, i do pomijania różnic dzielących papiestwo od protestantyzmu? Coraz częściej zacierane są fundamentalne prawdy i nie dające się pogodzić sprzeczności. Coraz częściej w imię "miłości" ucisza się tych, którzy nie chcą zapomnieć o tych rzeczach, które były powodem powstania Reformacji. Są one nadal aktualne, nic się w tym miejscu nie zmieniło, tylko że my coraz chętniej o tym zapominamy. Wybieramy "pokój i bezpieczeństwo", chociaż wcale tego pokoju i bezpieczeństwa nie ma. Przekonamy się o tym bardzo dobitnie wtedy, gdy papiestwo odzyska swoją utraconą pozycję, a wszystko wskazuje na to, że nastąpi to wkrótce.
  Podczas sejmu w Spirze protestanci, włącznie z książętami, byli gotowi poświęcić wszystko dla obrony prawdy, byli gotowi oddać swoje majątki, władzę a nawet życie. Czy dzisiaj jesteśmy gotowi do tego samego? 


7 marca 2017

Nowy krzyż

  Współczesne chrześcijaństwo ma coraz mniej wspólnego z tym, co głosił Jezus, który powiedział: "Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie" (Łk 9,23). Powiedział też, że "jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie" (Mt 11,30), a wielu chrześcijan, powołując się na te słowa, próbuje pogodzić swoje upodobanie do przyjemności jakie daje ten świat, z wiarą w Jezusa. Jednak nie taki jest sens tych słów Jezusa. Jego jarzmo jest miłe a brzemię lekkie dla tych, którzy na skutek przemiany serc i charakterów nie odczuwają służby dla Boga jako uciążliwej i ograniczającej ich życie. Nie uważają oni poświęcenia dla innych za coś trudnego i ciężkiego, ale właśnie za coś, co jest miłe i lekkie, coś, co można robić bez problemów i wyrzeczeń.

 Niejeden chrześcijanin, który uważa się za naśladowcę Jezusa, nie widzi nic złego w tym, że na przykład ogląda telewizję czy też jeździ na wycieczki albo wczasy do atrakcyjnych miejsc. Uważają, że Bóg na pewno nie ma nic przeciwko temu, aby ich życie było przyjemne. I mają rację o tyle, że Bóg nikomu tych rzeczy nie zabrania, pozostawiając nam decyzje dotyczące naszego życia. Jednak z drugiej strony nasz Stwórca wyraźnie wskazuje na to, co powinno być w naszym życiu najważniejsze. A my często do tych ważnych, Bożych tematów podchodzimy jak do czegoś, co wymaga wielkiego wysiłku, czasu, którego nam brakuje, oraz poświęcenia czegoś, co chcielibyśmy robić, ale musimy z tego zrezygnować. Z tego powodu współczesne chrześcijaństwo zmodyfikowało swoje spojrzenie na temat krzyża i w ten sposób powstała pewna filozofia, próbująca połączyć coś, czego połączyć się nie da. Dobrze przedstawia ten problem ta wypowiedź:

 "Nowy krzyż nie zabija grzesznika, tylko zmienia jego orientację. Naprowadza go na czystszy i weselszy sposób życia, zachowując jego miłość do samego siebie. Do wojowniczego mówi: "Chodź i walcz dla Chrystusa." Wyniosłemu powiada: "Przyjdź i chlub się w Panu." Żądnemu rozkoszy proponuje: "Przyjdź i rozkoszuj się wspólnotą chrześcijańską." Poselstwo ewangelii naginane jest do aktualnie panującej mody, aby uczynić je atrakcyjne dla publiczności. Filozofia ukryta za tą rzeczą może być szczera, ale jej szczerość nie zapobiega temu, że jest ona fałszywa. Jest fałszywa, ponieważ jest ślepa. Gubi ona zupełnie całe znaczenie krzyża" (A.Tozer "Radykalny krzyż").

 Filozofia ta to nic innego jak kolejne zwiedzenie szatana, który podsuwa ją tym, którzy chcą się uważać za chrześcijan i naśladowców Jezusa, a jednocześnie nie chcą zmieniać swoich serc i charakterów, uważając się za ludzi wystarczająco dobrych, a Boga za wystarczająco miłosiernego, aby w tym stanie jakim są, przyjął ich do swego Królestwa. Ewangelia mówi nam jednak coś innego i wyraźnie wskazuje na to, że bez tej wewnętrznej przemiany jest to niemożliwe. "Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie". Kiedy próbujemy zaprzeć się samego siebie i odwrócić się od dotychczasowego życia, ale wciąż posiadamy stare serca i charaktery, to cały nasz wysiłek jest całkowicie bezowocny. Odczuwamy tylko coraz większy dyskomfort i nasz stan, to co czujemy, nie ma nic wspólnego z zapewnieniem Jezusa: "Weźcie na siebie moje jarzmo (...) a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11,29). Brak chęci do zmiany z jednej, i chęć korzystania z Bożych błogosławieństw z drugiej strony to nic innego, jak działanie opisane przez Izajasza: "W owym dniu uchwyci się siedem kobiet jednego mężczyzny, mówiąc: Swój własny chleb będziemy jadły i swoim własnym odzieniem będziemy się przyodziewały, niech tylko twoim imieniem się nazywamy, zdejmij z nas naszą hańbę!" (Iz 4,1). I wielu z nas, tak jak zapowiedział to Izajasz, nie chce tak naprawdę jeść chleb żywota, nie chce okrywać się szatą sprawiedliwości Jezusa, ale chce nazywać się Jego imieniem. Przykra prawda jest jednak taka, że na tej drodze nie można uzyskać ukojenia duszy, obiecanego przez Jezusa. I prawdą też jest to, że ta droga nie prowadzi do Królestwa Niebios.