28 listopada 2017

Małe rzeczy

  Jak często drobiazgi mają istotny wpływ na nasze życie? Kiedy się nad tym zastanowić to okazuje się, że bardzo często. To na co zazwyczaj nie zwracamy uwagi lub uważamy za mało istotne może w decydujący sposób wpłynąć na to, jak potoczy się nasze życie.

  Ponieważ interesuję się tym, czy Robert Kubica wróci do ścigania się w Formule 1, czytam wiadomości związane w wyścigami. W ostatnim tegorocznym GP w Abu Zabi jeden z kierowców, Carlos Sainz jr, z powodu błędu mechanika, który źle dokręcił jedno z kół, musiał zakończyć swój udział w wyścigu. Inny przykład, ale tym razem o bardzo poważnych konsekwencjach. Kiedy w ogrodzie Eden Ewa na chwile opuściła Adama, on prawdopodobnie nie zwrócił na to uwagi. Być może zdarzało się wcześniej, że na krótki czas rozchodzili się, aby pracować w dwóch różnych miejscach. Być może tym razem było podobnie, Adam po prostu uznał to za nieistotny drobiazg, przecież jak zwykle po krótkim czasie Ewa znowu znajdzie się obok niego. Jednak tym razem ten nieistotny drobiazg miał bardzo poważne konsekwencje, które odczuwamy do dzisiaj.

  Inny przykład. Kiedy Żydzi zapragnęli posiadania króla, co w praktyce oznaczało, że odrzucili Boga jako swojego króla, Stwórca wyraził zgodę, ale ostrzegł ich przed konsekwencjami. Przekazał też ostrzeżenia dla przyszłego króla i jego następców: "Tylko niech nie trzyma sobie wiele koni i niech nie prowadzi ludu z powrotem do Egiptu, aby mnożyć sobie konie, gdyż Pan powiedział do was: Nie wracajcie już nigdy na tę drogę. Niech też nie bierze sobie wiele żon, aby nie odstąpiło jego serce" (Pwt 17,16-17). Czy król Dawid był dobrym królem? Czy był posłuszny Bogu? Nigdy Izrael nie miał lepszego króla, a jednak Dawid nie był całkowicie posłuszny Bogu. Jeszcze w czasach, gdy królem był Saul, a Dawid ukrywał się przed nim na pustyni, przyszły król Izraela poznał piękną i mądrą kobietę imieniem Abigail. Kiedy zmarł Nabal, jej mąż, Dawid poślubił Abigail. W tym momencie miał już dwie żony, ponieważ wcześniej jego żoną została Michal, córka Saula. Faktem jest, że jako małżeństwo nie żyli ze sobą zbyt długo, ponieważ Dawid z obawy o swoje życie uciekł przed Saulem bez Michal. Biblia mówi jednak, że kiedy Dawid wziął sobie Abigail za żonę, to w tym samym czasie pojął też za żonę Achinoam z Jeezreel. Po śmierci Saula Dawid wraca do Izraela i bierze sobie kolejne żony, a jego rodzina się powiększa: "Dawidowi urodzili się w Hebronie synowie: jego pierworodnym był Amnon z Achinoam Jezreelitki. Jego drugim synem był Kileab z Abigail, (...) trzecim Absalom, syn Maachy, córki Talmaja, króla Geszur. Czwartym Adoniasz, syn Chaggity, piątym Szefatia, syn Abitali, szóstym Jitream z Egli, żony Dawida" (2 Sam 3,2-5). Długa lista, ale z czasem zrobiła się jeszcze dłuższa. Zadajmy sobie pytanie, jaki wpływ na to, co wydarzyło się później w życiu Dawida, miał fakt, że nie do końca był posłuszny Bogu i nie posłuchał Bożego ostrzeżenia, "Niech też nie bierze sobie wiele żon". Wydaje mi się, że to "drobne" odstępstwo od Bożych rad miało w przyszłości poważne konsekwencje. Syn Dawida, Salomon, następny król Izraela, jeszcze bardziej odszedł od przestrzegania tej zasady: "Król Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich: córkę faraona, Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki, Chetytki. (...) Miał on siedemset żon prawowitych i trzysta nałożnic, a te jego kobiety omamiły jego serce" (1 Krl 11,1) A Bóg przez Mojżesza ostrzegał: Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, (...) wypędzi przed tobą wiele narodów (...). Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie wydasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom" (Pwt 7,1-3). I dokładnie tak się stało z Salomonem. Nie pomogła mu wielka mądrość, którą dostał od Boga. Kto nie pamięta tego, co stało się z Salomonem, znajdzie dokładny opis w 11 rozdziale 1 Księgi Królewskiej.

  Biblia podaje nam wiele przykładów na to, że drobne odstępstwo od tego, co nakazuje Bóg, kończy się poważnymi konsekwencjami. Czy nakazy Boga związane są tylko z zawieraniem małżeństw? Oczywiście, że nie! I nie chodzi tu o nakazy związane bezpośrednio z grzechem, ale takie, które wskazują na poważne zagrożenie dla naszych relacji z Bogiem. Biblia ostrzega przed spożywaniem alkoholu. Nie nazywa tego grzechem, ale pokazuje, że picie mocnych trunków prowadzi do grzechu. Bóg poprzez Pismo Święte zakazuje jedzenia mięsa nieczystych zwierząt. Nie nazywa tego grzechem, ale ostrzega przed konsekwencjami, a współczesna nauka potwierdza tylko to, co ponad trzy tysiące lat temu Bóg przekazał Mojżeszowi.

  Jakie inne rady przekazuje nam Bóg? Przez czterdzieści lat na pustyni Izrael otrzymywał specjalny pokarm z nieba, mannę. Dostawali codziennie jednodniową porcję manny, w piątek dostawali porcję podwójną, ponieważ nie otrzymywali jej w sobotę. Manna jest symbolem o wielu znaczeniach, chcę podkreślić tutaj jedno, to które wskazuje na potrzebę codziennego naszego kontaktu ze Słowem Bożym. Dla wielu ludzi jest to rzecz bez większego znaczenia. Uważają bowiem, że wystarczy zaglądać do Biblii raz w tygodniu. Niektórzy czytając Biblię przez kilka lat przeczytali ją kilka razy i uważają, że niczego nowego już się z niej nie dowiedzą. I odkładają Biblię na półkę, zaglądając do niej tylko raz na jakiś czas. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież taki drobiazg, przecież nawet kiedy nie zaglądamy do Pisma Świętego, to i tak wierzymy w Boga. Jednak warto się wtedy zapytać w jakiego Boga wierzymy, gdy nie czytamy codziennie Biblii? Przykład manny mówi nam coś więcej, bowiem Żydzi jedli mannę codziennie, ale i tak z ponad pół miliona dorosłych mężczyzn,którzy wyszli z Egiptu, do Kanaanu weszło tylko dwóch, Jozue i Kaleb. Reszta zmarła na pustyni. Dlaczego? Przecież codziennie jedli mannę. Może jedli w niewłaściwy sposób. Może mieli możliwość poznania prawdy, ale z niej nie skorzystali? Może mieli czas na to, aby zrozumieć potrzebę zmiany swojego życia, ale nie chcieli się zmienić? Może nie chcieli zrezygnować z pewnych drobiazgów, do których byli przywiązani, a nie uważali ich za mające znaczenie w kwestiach wiary?

  A jak jest z nami? Czy my też nie mamy takich własnych drobiazgów? Czy jest ktoś taki wśród nas, kto uważa, że nie wierzy w Boga, albo że odrzuca pewne biblijne prawdy? Wydaje mi się, że raczej wszyscy uważamy się za ludzi, którzy są wierni Bogu, chociaż od czasu do czasu zdarza nam się jakiś drobny upadek. Skoro więc jesteśmy we własnych oczach tacy dobrzy, to dlaczego Bóg ostrzega nas, że jest z nami bardzo źle? Poselstwo do Laodycei jest Bożym przesłaniem do ludu Bożego żyjącego w czasach końca, a więc do nas. Jaki jest nasz obraz w tym poselstwie? "Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich. Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły, radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał" (Ap 3,15-18).

  W naszym życiu nie ma rzeczy nieważnych, nie ma nieważnych decyzji. Jeżeli uważamy się za chrześcijan, to w każdą naszą działalność powinniśmy się angażować z całego serca. Nie ma znaczenia, czy to co robimy wydaje nam się ważne lub nie, nasz rozum jest ograniczony i może się mylić. Bóg się nie myli i jeżeli chce, abyśmy coś zrobili, to jest to ważne i tak powinniśmy na to patrzeć. Nie nasza ale Jego wola niech się wypełnia. Nawet w najdrobniejszych sprawach.


26 listopada 2017

Czy znasz Boga?

  Jak dużo różnych, często sprzecznych ze sobą poglądów istnieje dzisiaj wśród chrześcijan? Wszyscy wierzą w to, że ich poglądy są zgodne z Biblią, jednak jest to niemożliwe, aby wszyscy mieli rację. Gdzie leży prawda i jak do niej dotrzeć? Aby ocenić zgodność naszej wiary z Pismem Świętym, musimy mieć świadomość realiów w jakich żyjemy. Kiedy w naszych rozważaniach o Bogu pominiemy to, jak wygląda nasz świat, jak doszło do jego powstania i jakie siły w nim działają, pominiemy bardzo istotny aspekt naszej rzeczywistości, bez którego nie można dostrzec prawdy.

  Bóg stworzył cały świat. Po stworzeniu wszystko w nim było doskonałe. Z naszego, ludzkiego punktu widzenia, proces stworzenia ma dwa etapy. Pierwszy to stworzenie tego świata, który jest dla nas niewidzialny. Drugi to stworzenie ziemi oraz nas, ludzi. Podstawową zasadą całego świata jest wolna wola. Ten który daje życie daje też możliwość samodzielnego podejmowania decyzji. Doskonała istota to taka, która podejmuje doskonałe decyzje, inaczej mówiąc dobre decyzje, ale musi przy tym mieć możliwość podjęcia decyzji złej. Grzech pojawił się na świecie nie dlatego, że Bóg stworzył niedoskonałe istoty, które musiały upaść i zgrzeszyć. Stwórca dał nam wszystko to, co jest potrzebne do prowadzenia doskonałego życia, ale niektóre stworzenia podjęły złe decyzje. W ten sposób doszło do podziału na tych, którzy są świadomie i dobrowolnie posłuszni Bogu, oraz tych, którzy uważają, że znają lepszy sposób życia i nie chcą być Bogu posłuszni. Biblia wyraźnie pokazuje nam, że w pewnym momencie historii pojawił się na świecie grzech, oraz wyjaśnia nam, że pewnego dnia historia grzechu zakończy się. Grzech nie jest wieczny, ma swój początek i będzie miał swój koniec. Grzechem jest wszystko to, co oddziela nas od Boga, a ponieważ tylko Bóg ma życie wieczne i tylko On jest dawcą życia dla każdego swojego stworzenia, to konsekwencją separacji z Bogiem jest śmierć, utrata życia. 

  Czytając Biblię pod kątem historii świata można zauważyć, jak przez wieki Bóg starał się objawić ludziom prawdę o sobie i o świecie. Wolna wola jest integralną częścią każdego stworzenia, ponieważ jest ona warunkiem istnienia możliwości dokonywania wyborów. Jednak fundamentem świata stworzonego przez Boga jest miłość, "gdyż Bóg jest miłością" (1 J 4,8). Od samego początku istnienia świata Bóg objawia swoim stworzeniom swoją miłość. Pozwala poznać samego siebie, robił to przed pojawieniem się grzechu, robił to także później i będzie robił to zawsze. Każdy ma możliwość poznania Boga i jest to jedyna droga prowadząca do tego miejsca, w którym Bóg przywróci wszystko do pierwotnego stanu doskonałości. "A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś" (J 17,3). Nasz świat, to co możemy obserwować dzisiaj, nie jest taki, jak chciał Bóg. Grzech zdeprawował Boże stworzenia, przede wszystkim ludzi, zniszczył też ziemię i to, co na niej stworzył Bóg. Jest to skutek konfliktu między Bogiem a szatanem, który sprzeciwił się Bogu i chociaż miał przez pewien czas szansę na wybaczenie, to wybrał drogę buntu i walki ze Stwórcą wszystkiego. W tej walce chciał aby ziemia stała się jego wiecznym królestwem, jednak Bóg na samym początku zapowiedział, że tak nie będzie. Już w ogrodzie Eden Bóg powiedział do szatana: "Ustanowię nieprzyjaźń między tobą a kobietą, między twoim potomstwem, a jej potomstwem; ono zdepcze ci głowę, a ty ukąsisz je w piętę" (Rdz 3,15). Szatan robił wszystko, aby nie dopuścić do pojawienia się tego potomka, który miał doprowadzić do jego zniszczenia. Z drugiej strony robił wszystko co możliwe, aby przeciągnąć ludzi na swoją stronę, aby byli posłuszni jemu, a nie swojemu Stwórcy. Robi to do dzisiaj i cały czas ma nadzieję, że wygra tę walkę. Jednak wyrok na niego i na tych, którzy go wybrali zapadł już dawno temu i jest nieodwołalny, jak każda Boża decyzja. Teraz jest czas dla nas, abyśmy świadomie i dobrowolnie podjęli decyzję, komu chcemy służyć. 

  I tu wracam do początkowej myśli. Jak w tej sytuacji zachowuje się szatan i co robi? Nietrudno chyba zrozumieć, że robi wszystko, abyśmy podejmowali złe decyzje. Ponieważ jest on "kłamcą i ojcem kłamstwa" (J 8,44), więc stosuje wszystkie sposoby, aby nas oszukać i zwieść. Jako istota o niewyobrażalnej dla nas inteligencji (Ez 28,12-15) robi to w taki sposób, aby utrzymać w nas przekonanie, że stoimy po właściwej stronie i jesteśmy posłuszni Bogu. Czy mamy w związku z tym jakiekolwiek szanse na ocalenie? Tak, ponieważ Bóg zadbał o to, aby każdy z nas miał wiedzę potrzebną do podejmowania właściwych decyzji, a także możliwość jej podjęcia. Bóg poszedł jeszcze dalej. Daje szansę także tym, którzy weszli na złą drogę. Bóg chce zbawić każdego: "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja dam wam ukojenie" (Mt 11,28). Czym zmęczeni i obciążeni? Pracą dla szatana i obciążeni ciężarami, którymi obarcza nas nieprzyjaciel naszego Boga. Odrzucenie tego balastu i przyjęcie tego, co daje Bóg zmienia tę sytuację, ponieważ Jezus wyjaśnił: "Jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie" (Mt 11,30). 

  W jaki sposób Bóg zadbał o to, abyśmy mogli poznać prawdę? Dał nam Biblię oraz Nauczyciela, który jako jedyny może nam właściwie wyjaśnić Boże Słowo. To o Duchu Świętym Jezus powiedział, że nauczy nas wszystkiego i przypomni nam wszystko, co On nam powiedział (J 14,26). "A On [Duch Święty], gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, i o sprawiedliwości, i o sądzie" (J 16,8). Co w związku z tym robi szatan? Sądzę, że dla każdego z nas jest oczywiste, że szatan robi wszystko, abyśmy nie poznali prawdy o Bogu, o tym kim naprawdę jest Jezus Chrystus i kim naprawdę jest Duch Święty. Biblia wyjaśnia nam tyle, ile powinniśmy wiedzieć, aby nie ulec zwiedzeniu i ocalić życie. Wybór należy do nas. Czy jesteśmy w stanie zaakceptować prawdę o Synu Bożym, o którym Jan napisał: "On jest tym prawdziwym Bogiem i życiem wiecznym" (1 J 5,20)? Czy jesteśmy w stanie zaakceptować prawdę o Duchu Świętym, o którym Jezus powiedział, że pośle Go od Ojca, aby złożył świadectwo o Nim (J 15,26)? Szatan zwodzi nas na różne sposoby, abyśmy tylko nie przyjęli prawdy i nie poznali Boga. Mami nas różnymi objawionymi "prawdami", przedstawia fałszywe świadectwo o Bogu tak, aby ci, którzy nie poddali się Bogu, odebrali to jako prawdę. 

  Apostoł Jan w natchnieniu napisał nam ostrzeżenie: "Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat. Po tym poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na świecie" (1 J 4,1-3). Inaczej mówiąc, każdy duch, który nas przekonuje o tym, że Jezus nie jest w pełni Bogiem, chociaż "w nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości" (Kol 2,9), nie pochodzi od Boga, ale od szatana. Każdy duch, który uważa, że Jezus jego zastępca na ziemi, Duch Święty, nie jest tak jak Jezus w pełni Bogiem, sam się odcina od Bożej pomocy w zrozumieniu tych prawd, których nauczał nasz Zbawca. Bóg zawsze daj nam to, co najlepsze. "W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli" (1 J 4,9). Aby zawrócić nas z szerokiej drogi grzechu prowadzącej do zagłady, Bóg ofiarował samego siebie, aby poruszyć nasze serca, aby skruszyć nasz egoizm, który nie pozwala nam dostrzec ogromu Bożej miłości, której jedynie zawdzięczamy to, że chociaż jesteśmy grzesznikami z wyrokiem śmierci, to mamy szansę na życie wieczne. 

  Nasz świat jest wielkim polem bitwy między Bogiem i szatanem. Każdy z nas bierze udział w tej wojnie, nie można w tym konflikcie pozostać neutralnym. Po której stronie stoimy? Czy jesteśmy pewni tego, że naszymi decyzjami dokonaliśmy właściwych wyborów i rzeczywiście stoimy po zwycięskiej stronie? Wielu ludzi przekona się na koniec, że ulegli zwiedzeniu. "W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie przecz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mt 7,22-23). Czy znasz Boga?



22 listopada 2017

Syn Boży

   W jaki sposób rozumiemy to, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, jak rozumiemy to, że Bóg ma Syna? Jak wreszcie rozumiemy to, że Jezus Chrystus stał się ofiarą za nasze grzechy?

   Każdy z nas wie, że syn nie może istnieć bez ojca. Określenie syn wskazuje na istnienie relacji między synem i ojcem. Jednak oprócz relacji jest jeszcze inny związek między synem i ojcem. Jak łatwo zauważyć na naszym, ludzkim przykładzie, syn jest takim samym człowiekiem jak jego ojciec. Jest istotą, która ma takie same możliwości, niczym nie różni się od ojca pod względem budowy anatomicznej oraz pod względem możliwości intelektualnych, pomijając oczywiście wpływ grzechu. Syn jest takim samym człowiekiem jak jego ojciec, dziedziczy swoje człowieczeństwo po swoim ojcu. Różnica między ojcem i synem nie polega na tym, że syn jest mniejszym lub gorszym człowiekiem, ponieważ nie ma pewnych cech czy możliwości swojego ojca. Różnica polega na tym, że chociaż są w takimi samymi ludźmi, to syn jest posłuszny ojcu, a przynajmniej powinien być. To nie ojciec słucha syna, ale syn ojca.

   Bóg ma Syna i Biblia mówi o tym wyraźnie. Co jednak Biblia mówi o tym, kim jest Syn Boga? Czy Jezus Chrystus jako Syn Boży jest taką samą istotą jak jego Ojciec? Jezus powiedział: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10,30). To tak, jak każdy z nas może powiedzieć, że jesteśmy tacy sami jak nasi rodzice. Różnimy się wyglądem, charakterami, wiedzą, ale mamy dokładnie takie same cechy, właściwości, które świadczą o naszym człowieczeństwie. Jakie cechy świadczą o boskości Ojca? Na pewno jest nią życie, nie jako cecha nabyta, ale jako cecha własna. Bóg ma życie sam w sobie, istnieje od zawsze, nie ma początku i końca. Czy Biblia mówi to samo o Jezusie? Jezus sam o sobie powiedział: "Jam jest pierwszy i ostatni, i żyjący" (Ap 1,17-18). Powtórzył tym samym to, co powiedział o sobie Ojciec: "Ja jestem pierwszy i Ja jestem ostatni, a oprócz mnie nie ma Boga" (Iz 44,6). Podczas rozmowy z Żydami Jezus powiedział: "Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć. Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać" (J 10,17-18). Jedynie Bóg jest dawcą życia, tylko On może życie dać i odebrać. Pod tym względem Syn Boży niczym nie różni się od Ojca. "W nim było życie" (J 1,4), napisał apostoł Jan. Nie zostało mu dane, jak Adamowi, ale po prostu było w nim od zawsze. 

   Czy są jeszcze inne cechy, które posiada tylko Bóg, a które znajdujemy w jego Synu, Jezusie Chrystusie? Apostoł Paweł napisał, że "w nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości" (Kol 2,9). Paweł nie napisał, że w Jezusie znajdujemy niektóre boskie cechy, ale całą, kompletną, pełną boskość. Jako Syn Boży Jezus jest w pełni Bogiem. Jako Syn swojego Ojca jest mu całkowicie posłuszny, tym rodzajem posłuszeństwa, które jedynie jest akceptowane przez Boga, posłuszeństwem wynikającym z miłości. Jezus jest posłuszny nie dlatego, że musi, ale dlatego że chce. 

   Niektórzy zastanawiają się nad tym, czy Jezus jako Syn Boży nie został przez Boga Ojca w jakiś sposób zrodzony, inaczej mówiąc stworzony. Logicznym wydaje się być wniosek, że przecież najpierw musi istnieć ojciec, a potem może zaistnieć syn. Tak jest z nami, ludźmi. Jednak ta analogia jest trochę zwodnicza. Oczywiście każdy ludzki syn musi mieć swój początek, musi się narodzić, a więc o każdym z nas można powiedzieć, że był taki czas, kiedy nas nie było. Jednak jest to cecha, którą dziedziczymy od naszego, ludzkiego ojca, który także ma swój początek. Bóg Ojciec takiego początku nie ma, jest wieczny, istnieje od zawsze i dlatego mówi o sobie "Jam Jest". Takie jest Jego imię, i dokładnie takim imieniem Jezus przedstawia nam się w wielu miejscach Pisma Świętego. Podczas jednej z burzliwych rozmów z Żydami powiedział: "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, pierwej niż Abraham był, Jam jest" (J 8,58). Gdyby Jezus nie był Bogiem, ale stworzeniem, to powinien raczej powiedzieć, "pierwej niż Abraham był, ja byłem". On jednak użył tych słów, którymi Bóg przedstawił się Mojżeszowi. O tym, że Jezus istnieje od zawsze świadczy też to, że wszystko, co zostało stworzone, powstało przez Niego: "Wszystko przez nie [Słowo, czyli Jezusa] powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało" (J 1,3). Co oznacza wszystko? Po prostu wszystko, jeżeli z tego, czym jest "wszystko", zabierzemy choćby jedną rzecz, przestaje to być "wszystkim". Apostoł Jan nie podaje tu żadnego wyjątku. To samo można powiedzieć o słowie "nic". Gdyby choć jedna rzecz, choć jedna istota powstała bez Jezusa, zdanie "bez niego nic nie powstało, co powstało" byłoby nieprawdziwe. A chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że Biblia mówi prawdę.

   Jak w świetle tych rozważań możemy odnieść się do kluczowej kwestii całego chrześcijaństwa, a mianowicie ofiary Jezusa na krzyżu? Przytoczę tu dwie wypowiedzi z Pisma Świętego, które mówią o ofierze Jezusa. Rzymian 3,24-25 "odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg ustanowił jako ofiarę przebłagalną przez krew jego", oraz Hebrajczyków 2,17 "Dlatego musiał we wszystkim upodobnić się do braci, aby mógł zostać miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem dla przebłagania go za grzechy ludu". Ofiara Jezusa została ustanowiona przez Boga, i to jeszcze przed stworzeniem świata: "był On na to przeznaczony już przed założeniem świata" (1 P1,20). Czy należy to rozumieć w ten sposób, że Bóg Ojciec poświęcił swojego Syna jako ofiarę za nasze grzechy? Czy tylko taka ofiara mogła przebłagać Ojca i uśmierzyć Jego gniew? Jeżeli ktoś odrzuca boskość Jezusa i uważa go za Boże stworzenie, to powinien zwrócić uwagę na to, co Bóg osobiście mówi o składaniu ofiar z własnych potomków. "Powiedz do synów izraelskich: Ktokolwiek z synów izraelskich i z obcych przybyszów mieszkających w Izraelu odda kogoś ze swego potomstwa Molochowi, poniesie śmierć" (3 Mojżeszowa 20,2). Ktoś mógłby powiedzieć, że chodzi o ofiary składane Molochowi. Po zdobyciu Jerycha, Bóg poprzez Jozuego przekazał Izraelowi ostrzeżenie: "Przeklęty będzie przed Panem mąż, który podejmie odbudowę tego miasta, Jerycha! Na swoim pierworodnym założy jego fundament i na swoim najmłodszym postawi jego bramy" (Joz 6,26). W tym ostatnim fragmencie pojawiają się dwa kluczowe słowa związane z Jezusem, czyli 'fundament' oraz 'brama'. Bóg nie akceptuje składania ofiar z ludzi, a szczególnie z własnych potomków. Dlaczego Biblia podkreśla ten fakt? Czy nie dlatego, abyśmy patrząc na krzyż Golgoty właściwie zrozumieli kim jest Jezus? 

   Gdyby Jezus został stworzony przez Boga, to oznaczałoby to, że Bóg złożył swoje stworzenie na ofiarę, aby zgładzić nasze grzechy. Związane jest z tym pytanie, czy Boga należy przebłagać przy pomocy krwawej ofiary, aby ułagodzić jego gniew? A może ta ofiara ma inny cel? Może nie chodzi o przebłaganie Boga, ale naszych serc, aby odwróciły się od grzechu pod wpływem świadomości tego, że Bóg sam siebie złożył na ofiarę i był gotów poświęcić własne życie, aby ratować nas, grzeszników?  Kto sprowadza Jezusa do roli stworzenia, nawet najwspanialszego, ale jednak stworzenia, nie jest w stanie dostrzec tego prawdziwego wymiaru ofiary złożonej na krzyżu Golgoty, a tym samym nie pozwala Bogu dokonać zmian w swoim sercu. Bóg nie jest tyranem i despotą, który dla powstrzymania swojego gniewu potrzebuje krwawej ofiary, na którą wyznacza jedno ze swoich stworzeń. On jest Bogiem miłości i miłosierdzia, który jest gotów przelać własną krew, aby jego stworzenia, jego dzieci, odwróciły się od grzechu i mogły żyć. 

   "Kto wstąpił na niebiosa i zstąpił? Kto zebrał wiatr w swoje dłonie? Kto owinął wody płaszczem? Kto stworzył wszystkie krańce ziemi? Jakie jest jego imię? Jakie jest imię jego syna? Czy wiesz?" (Prz 30,4).

   Czy znasz imię Syna Bożego i wiesz, kim naprawdę jest?



14 listopada 2017

Czy wiecie, co wam uczyniłem?

  Uczniowie Jezusa do końca swojego życia pamiętali wszystkie chwile, które spędzili razem ze swoim Mistrzem. Były jednak takie sytuacje, które szczególnie utkwiły w ich pamięci, a jedną z nich, być może najważniejszą, była ostatnia wieczerza. Jezus wiedział, że jest to ostatnia noc jaką spędza z uczniami przed swoją śmiercią. Myślę, że ten szczególny czas wykorzystał po to, aby przekazać im to, co najważniejsze. Wiemy o tym, że kiedy mówimy o Bogu, to nie ma rzeczy nieważnych, które można zlekceważyć, jednak są takie prawdy, które są kluczowe i powinny stanowić fundament naszej wiary. Tej szczególnej nocy Jezus ustanowił dla swojego kościoła nowy zwyczaj, który opisany został przez apostoła Jana. Umywanie stóp. 

  To co zrobił Pan Jezus zszokowało jego uczniów. Było to zaprzeczeniem ich wyobrażeń o Mesjaszu, który miał zbawić Izrael. "Gdy więc umył nogi ich i przywdział szaty swoje, i znów usiadł, rzekł do nich: Czy wiecie, co wam uczyniłem?". Kiedy dzisiaj czytamy te słowa doskonale wiemy, co Jezus uczynił. Znamy też powód wprowadzenia tego zwyczaju. Czy zastanawiamy się jednak nad tym, jaki wpływ na uczniów miało to, co uczynił Jezus? W jaki sposób wpłynęło to na ich serca?

  "W człowieku tkwi skłonność do wynoszenia się ponad brata, działania dla siebie, szukania najwyższego miejsca; często przynosi to owoc w postaci złych domysłów i goryczy ducha. Obrządek poprzedzający Wieczerzę Pańską ma wyjaśnić te nieporozumienia, wyprowadzić człowieka z jego egoizmu i zdjąć ze szczudeł wywyższania samego siebie, przywodząc do pokory serca, która z kolei poprowadzi go do służenia bratu.
  Święty Stróż z niebios jest obecny w tym momencie, aby przyłączyć się do badania serca, przekonywania o grzechu i o błogosławionej pewności przebaczenia grzechów. Chrystus w pełni swojej łaski jest obecny tam, by zmieniać bieg myśli, które dotąd biegły utartymi szlakami egoizmu. Duch Święty pobudza delikatność uczuć tych, którzy idą w ślady swojego Pana. Kiedy pamięta się o uniżeniu Zbawiciela, myśl pociąga za sobą myśl; poruszony zostaje łańcuch wspomnień o wielkiej Bożej dobroci oraz o życzliwości i czułości ziemskich przyjaciół. Powracają na myśl zapomniane błogosławieństwa, nadużyte miłosierdzie, zlekceważone gesty życzliwości. Objawiają się korzenie goryczy, które zagłuszały cenną roślinę miłości. Przypomniane zostają defekty charakteru, zaniedbanie obowiązków, niewdzięczność wobec Boga, chłód wobec braci. Grzech widoczny jest w takim świetle, w jakim widzi go Bóg. Nasze myśli nie są myślami pełnymi samozadowolenia, ale samokrytyki i pokory. Umysł zostaje pobudzony do przełamania wszelkich barier, które powodują urazę. Złe myśli i złe słowa zostają odsunięte. Grzechy zostają wyznane i wybaczone. Łagodząca łaska Chrystusa napływa do serca, a Jego miłość przyciąga serca do siebie nawzajem w błogosławionej jedności." 
(Ellen White, Pragnienie wieków, r.71).

  Na co zwróciła uwagę Ellen White? Nie nawiązała w tym fragmencie do tego, że Duch Święty ma nas pobudzać do życia zgodnego z Bożym Prawem. Podkreśliła za to, że rozmyślania nad tą sceną powinny nas pobudzić do badania naszych serc i spojrzenia na nasze życie i nasze grzechy tak, jak je widzi Bóg. To powinno obudzić w nas pragnienie nowego, duchowego życia i niechęć do tego, co robiliśmy wcześniej. Tak naprawdę Ellen White napisała o przestrzeganiu Bożego Prawa, ale nie w taki sposób, jaki to najczęściej rozumiemy. Zbyt często do kwestii posłuszeństwa Bogu, czyli przestrzegania przykazań, podchodzimy tak samo, jak faryzeusze. Przestrzeganie litery prawa uważamy za przestrzeganie przykazań. Tymczasem istotą posłuszeństwa nie jest literalne przestrzeganie przykazań, ale zakorzeniona głęboko w sercu potrzeba życia w harmonii i zgodzie z Bogiem, życia które jest dokładnym wypełnieniem Bożego prawa.

  "Przedstawiana jest w ten sposób lekcja o służbie przygotowawczej, budzi się pragnienie wyższego duchowego życia. Na to pragnienie odpowiada boski Świadek. Człowiek zostaje podźwignięty. Jesteśmy w stanie wziąć udział w Wieczerzy ze świadomością wybaczonych grzechów. Słoneczny blask sprawiedliwości Chrystusa wypełni komnaty umysłu i świątynię serca. Widzimy „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (J 1,29)." 
(EW, PW, r.71)

  Kiedy Jezus został zapytany o to, które przykazanie jest najważniejsze, nie wymienił żadnego z dziesięciu przykazań, ale podał dwa przykazania, które Mojżesz przekazał Izraelowi: "Będziesz zmiłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej", oraz "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" (Mt 22,37.39). Czy Jezus zlekceważył Dekalog? Oczywiście, że nie! Pokazał jednak, że Boże Prawo to coś dużo więcej, niż to, co Bóg umieścił na kamiennych tablicach. Nie nawoływał do lekceważenia dekalogu, wręcz przeciwnie, mówił o jego niezmienności i świętości. Jednak z drugiej strony wskazywał na to, że ograniczanie się w zrozumieniu prawa tylko do przepisów i zasad, które zostały przekazane Mojżeszowi nie jest właściwą formą posłuszeństwa. Podstawą wypełniania przykazań jest przede wszystkim oczyszczenie serc, umysłów i charakterów z tego wszystkiego, co przez sześć tysięcy lat wprowadził do nich grzech. My mamy znaleźć w sobie pragnienie tej zmiany, Bóg obiecuje, że ją dla nas uczyni. Czy chcemy tej zmiany? Czy nasze życie, nasze myśli i odczucia wskazują na to, że mamy taką potrzebę?



23 października 2017

Rocznica Reformacji

   Już tylko kilka dni pozostało do dnia, który obchodzimy jako rocznicę Reformacji. 500 lat temu Marcin Luter chciał dzięki akademickiej debacie doprowadzić do usunięcia z kościoła tych wszystkich nauk i zwyczajów, które były sprzeczne ze Słowem Bożym. Marcin Luter chciał zreformować rzymski katolicyzm, jednak tego systemu ludzie nie są w stanie zmienić,  a historia pokazuje, że jest to prawda. Pozorne zmiany papiestwa nie wynikają z jego chęci do usunięcia zła, ale z ograniczeń, które zostały mu narzucone. To brak władzy, której Rzym został pozbawiony spowodował, że nie może on stosować tych samych metod, jakimi posługiwał się w średniowieczu, aby narzucać swoją wolę światu. "Należy pamiętać, że wyniosłość Rzymu nigdy się nie zmienia. Zasady Grzegorza VII i Innocentego III są nadal zasadami Kościoła rzymskokatolickiego. Gdyby tylko posiadał władzę, zastosowałby stare metody, których używał w przeszłych wiekach" (EGW, Wielki bój, s.310). 

   Dzisiaj coraz więcej protestantów uważa, że papiestwo zmieniło się i odeszło od błędów, jakie wskazywał Marcin Luter oraz inni reformatorzy. Jednak "dzisiejszy katolicyzm jako system religijny jest tak samo sprzeczny z ewangelią Chrystusa, jak był przed wiekami" (EGW, WB, s.302). "Dzisiejszy Kościół katolicki stara się pokazać światu czyste oblicze, zakrywając usprawiedliwieniami swe straszliwe prześladowania. Przywdział szaty chrześcijaństwa, lecz nie zmienił swojego charakteru. Każda zasada papieska, która istniała w przeszłości, istnieje także dzisiaj. Doktryny powstałe w średniowieczu obowiązują nadal. Niech nikt się nie oszukuje. Papiestwo, któremu protestanci chcą dziś oddać cześć, jest tym samym papiestwem, które władało światem za dni reformacji, kiedy to wierni Bogu ludzie występowali przeciw Rzymowi, aby z narażeniem życia ukazać jego nieprawość. Posiada tę samą pychę i zuchwałe roszczenia jak wówczas, kiedy panowało nad królami i książętami twierdząc, że takie jest prawo Boże. Jest nadal tak samo despotyczne i okrutne jak wtedy, kiedy tłumiło wolność człowieka i zabijało świętych Najwyższego" (EGW, WB, s.305). 

   W przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nic się nie zmieniło w doktrynach papiestwa. Nadal głosi te same, sprzeczne z Biblią nauki. Nie tylko nadal je głosi, ale jest coraz bliżej odzyskania straconej władzy. Nietrudno jest zauważyć, że dzisiaj papiestwo już ma duży wpływ na politykę, co jeszcze sto lat temu wydawało się być nieprawdopodobne. Dzisiaj coraz częściej papież jest kreowany na światowego przywódcę, co wyraźnie wskazuje na wypełnianie się na naszych oczach biblijnych proroctw. "I cała ziemia szła w podziwie za tym zwierzęciem" (Ap 13,3). Jednak to, że wielu ludzi popiera papiestwo, nie jest dowodem na to, że ten system się zmienił. "Elokwencja i ujmujący wygląd nie są jeszcze znakiem czystego i wzniosłego charakteru. Zamiłowanie do sztuki i gładkie maniery często występują u osób zmysłowych i ziemskich. Szatan wykorzystuje te cechy, aby ludzie zapomnieli o potrzebie duszy, żeby stracili z oczu przyszłe nieśmiertelne życie, by odwrócili się od swego Wspomożyciela i żyli wyłącznie dla doczesności. Religia formalnych obrzędów jest bardzo pociągająca dla nieodrodzonego serca" (EGW, WB, s.303). To jest podstawowa przyczyna tego, że tak wielu ludzi ulega wpływowi papiestwa. Większość z nas nie chce się zmieniać, nie odczuwa potrzeby odmiany serca. "Studiowanie Pisma Świętego z modlitwą ukazałoby protestantom prawdziwy charakter papiestwa i wzmogłoby ich czujność. Niestety, wielu sądzi, że są tak mądrzy, iż nie odczuwają potrzeby szukania z pokorą Boga, aby zrozumieć prawdę. Chociaż chwalą się swoją wielką wiedzą, nie znają Pisma Świętego, ani jego mocy. Muszą mieć jakiś środek do uspokojenia swego sumienia i szukają tego, co jest najmniej duchowe i skłaniające do pokory. Starają się zapomnieć o Bogu, lecz robią to w taki sposób, aby się wydawało, że o Nim pamiętają. Papiestwo zaspokaja potrzeby tych chrześcijan. Odpowiada ono dwom grupom ludzi, do których należy większość mieszkańców ziemi - tych, którzy chcą być zbawieni przez własne zasługi i tym, którzy chcą być zbawieni we własnych grzechach. Tu leży tajemnica mocy papiestwa" (EGW, WB, s.306).

   Niechęć do przyjęcia prawdy jest jednym z objawów pozostawania w mocy szatana, w mocy zła. "Lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków. Lecz kto postępuje zgodnie z prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że uczynki jego są dokonane w Bogu" (J 3,19-21). Broszurka "2017 - 500 lat po Lutrze" pokazuje prawdę o papiestwie. Nie można pogodzić ze sobą faktów, które są w niej opisane z poglądami, że dzisiejsze papiestwo zmieniło się i nie jest już takie, jak w czasach Marcina Lutra. Biblia nawet nie sugeruje, że może do tego dojść, a wszystkie proroctwa dotyczące czasów końca jednoznacznie wskazują na to, że ten system nie zmieni się do samego końca, pozostając narzędziem w rękach szatana. 

   Kiedy Marcin Luter nie chciał odejść od odkrytej w Piśmie Świętym prawdy, papież wydał bullę potępiającą nauki Lutra, grożąc mu jednocześnie wykluczeniem z kościoła. I chociaż w tamtych czasach "groźba klątwy kościelnej napawała strachem wszystkich monarchów, a potężne państwa doprowadzała do nędzy i ruiny" (EGW, WB, s.75), to nie zmieniła ona poglądów reformatora. "Gdy bulla papieska dosięgła Lutra, napisał on: 'Gardzę nią i atakuję, gdyż jest niezbożna i fałszywa (...) sam Chrystus jest w niej potępiony (...). Cieszę się jednak, że muszę doznawać takiego zła dla najlepszej sprawy. Już teraz czuję o wiele więcej wolności w sercu, bowiem wreszcie wiem, że papież jest antychrystem, a jego tron tronem samego szatana' (D'Aubigne, VI, 9)" (EGW, WB, s.75).

   Czy coś się w ciągu ostatnich pięciuset lat zmieniło?

===================
Wspomniana w tekście broszurka "2017 - 500 lat po Lutrze" jest dostępna w wersji elektronicznej na stronie:

15 października 2017

Niewolnik

   Pewnego dnia Jezus powiedział do Żydów: "Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie, i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi". I chociaż w tym samym czasie oczekiwali Mesjasza, który uwolni ich spod panowania Rzymu i doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że stracili swoją niepodległość i stali się poddanymi pogańskiego cesarza, to w rozmowie z Jezusem ich duma kazała im odpowiedzieć: "Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy u nikogo w niewoli". Powiedzieli to tak, jakby to nie oni przez siedemdziesiąt lat znajdowali się w niewoli w Babilonie, a obecnie byli niepodległym państwem. Ciekawe jest to, że z pełnym przekonaniem mówili rzeczy, które były niezgodne z prawdą. Obecność Rzymian była widocznym dla każdego dowodem utraty niepodległości przez Żydów, a mimo to chcieli przekonać Jezusa, że nigdy nie byli u nikogo w niewoli. I chociaż Jezus mówił im o innym rodzaju zniewolenia, to ich niezrozumienie słów Chrystusa w niczym nie ich usprawiedliwia. Prawdziwym powodem ich zaślepienia było odrzucenie Jezusa jako ich Zbawcy i Mesjasza. Z powodu swojej dumy i egoizmu nie chcieli zaakceptować Jezusa, który nie odpowiadał ich wyobrażeniom o Mesjaszu. Coraz bardziej oczywiste dowody wskazujące, że Jezus jest Synem Bożym, były przez nich odrzucane, co powodowało coraz większą ślepotę i uzależnienie od szatana. Nie pamiętali o słowach Izajasza, który powiedział: "Wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze, tak że nie słyszy" (Iz 59,2). 

   Kiedy człowiek za wszelką cenę, wbrew oczywistym faktom, nie chce przyznać się do błędów, kiedy z powodu dumy woli raczej brnąć coraz dalej w kłamstwa, niż ukorzyć się i przyznać do swoich błędów, znajduje się coraz dalej od Boga i coraz bliżej szatana. Zrywa w ten sposób to, co łączy go z Bogiem, uzależniając się coraz bardziej od zła. Szatan tak wpływa na charakter i myśli człowieka, że jest on przekonany o tym, że postępuje słusznie. Nawet świadomość tego, że nie wszystko to, co robi, jest dobre, nie jest w stanie zatrzymać tego procesu. Człowiek woli bowiem w takiej sytuacji wierzyć w to, że zło popełnione w słusznej sprawie jest akceptowane przez Boga. 

  Kiedy Jezus wskrzesił Łazarza, dał tym samym niepodważalny dowód swojej boskości. "Ten potężny cud stanowił koronny dowód, jakiego Bóg udzielił ludziom na to, że posłał swojego Syna na świat dla ich zbawienia. Była to demonstracja boskiej mocy wystarczającej, aby przekonać każdy umysł, który pozostawał pod kontrolą rozsądku i oświeconego sumienia. Wzbudzenie Łazarza z martwych doprowadziło wielu tych, którzy byli jego świadkami, do uwierzenia w Jezusa" (EW, PW, s.537). Niestety większość żydowskich przywódców nie była już pod kontrolą rozsądku i oświeconego sumienia. Ich myśli były już pod kontrolą szatana. Z tego powodu nie potrafili nawet dostrzec tego, jak bardzo nielogiczne są ich myśli i wypowiedzi, nie potrafili też zrozumieć tego, co mówił do nich Jezus. Ale nawet w takim stanie nie mogli pozbyć się wszystkich wątpliwości. "Pod wpływem Ducha Świętego kapłani i przywódcy nie byli w stanie pozbyć się przekonania, że walczą przeciwko Bogu" (EW, PW, s.539). 

   Historia ta pokazuje w jaki sposób, rozpoczynając od małych błędów wynikających z dumy i egoizmu, człowiek potrafi tak bardzo uzależnić się od szatana, że nie jest nawet w stanie dostrzec tego, że już dawno odszedł od Boga, i nadal uważa się nie tylko za głęboko wierzącego, ale także posłusznego Bogu. Czytając Biblię nie potrafi właściwie jej zrozumieć, a wszystkie ostrzeżenia traktuje wprawdzie jako słuszne, ale nie skierowane do niego. Uważa, że Bóg ostrzega wszystkich dookoła, ale nie jego samego, ponieważ on sam jest Bogu posłuszny i te ostrzeżenia go nie dotyczą. 

   Najbardziej tragiczny będzie los tych ludzi, którzy do końca nie będą chcieli zaakceptować prawdy. Będą wśród nich tacy, którzy doczekają przyjścia naszego Pana. Kiedy na ich oczach wypełnią się wszystkie proroctwa zapowiadające to wielkie wydarzenie, dopiero wtedy zdadzą sobie sprawę z tego, co naprawdę zrobili. "Duchowni i ludzie zdają sobie sprawę, że nie żyli we właściwym stosunku do Boga. Rozumieją, że sprzeciwiali się Twórcy doskonałego i sprawiedliwego prawa. Lekceważenie boskich przepisów spowodowało tysiące czynów zła, nienawiści i niesprawiedliwości, aż ziemia stała się ogromnym polem walki i zepsucia. To wszystko widzą ci, którzy odrzucili prawdę i pielęgnowali fałsz. Żaden język nie potrafi wyrazić pragnienia, jakie opanuje nieposłusznych i niewiernych, pragnienia tego, co na zawsze utracili — życia wiecznego. 
   Ludzie, których świat cenił za ich zdolności, widzą teraz siebie we właściwym świetle. Rozumieją, co stracili i rzucają się do nóg tym, których wyśmiewali z powodu ich wierności i przyznają, że Bóg ich umiłował. Ludzie zdają sobie sprawę z tego, że zostali oszukani. Oskarżają się teraz nawzajem o sprowadzenie do upadku, ale wszyscy najbardziej potępiają duszpasterzy. Niewierni duchowni mówili o rzeczach przyjemnych, przyczyniając się w ten sposób do tego, że ich słuchacze zlekceważyli przykazania Boże i prześladowali tych, którzy prawa przestrzegali. Teraz w rozpaczy przyznają się przed światem do swego zwodniczego dzieła. To wyznanie napełnia ludzi ogromnym gniewem: „Jesteśmy zgubieni, a wy jesteście powodem naszego nieszczęścia” — wołają, rzucając się na fałszywych duszpasterzy. Ci, którzy ich najbardziej podziwiali, teraz najgorszymi słowami ich przeklinają. Te same ręce, które kiedyś wieńczyły ich wawrzynami, podnoszą się teraz ku ich zgubie. Miecze, których niegdyś używano do zgładzenia ludu Bożego, teraz są skierowane przeciw najgorszym wrogom wiernych Bogu. Ziemia pogrążona jest w walce i krwi: „Wrzawa dochodzi aż do krańców ziemi, gdyż Pan ma spór z narodami, spiera się z wszelkim ciałem, bezbożnych podda pod miecz”. Jeremiasza 25,31. Przez sześć tysięcy lat trwa wielki bój. Syn Boży i Jego niebiańscy posłowie walczą z szatanem, aby ostrzec, oświecić i wyratować ludzi. Wszyscy podjęli już decyzję, niezbożni połączyli się z szatanem w walce przeciwko Bogu. Nadszedł czas, by Pan wywyższył swoje prawo, tak długo deptane przez grzeszników. Walka toczy się teraz nie tylko z szatanem, lecz także z ludźmi: „Gdyż ma spór z narodami (...) bezbożnych podda pod miecz”. {EW, WB, s.348} 

  Teraz jest jeszcze czas na to, aby pozwolić Bogu na usunięcie z nas tych wszystkich wad naszego charakteru, które wykorzystuje szatan aby powstrzymać nas od przyjęcia Prawdy. Teraz jest jeszcze czas na skruchę i żal za grzechy, teraz jest czas na otwarcie oczu i szczere przyznanie się przed Bogiem do tego kim jesteśmy. Teraz możemy jeszcze prosić Go o pomoc, a On nie odmówi jej nam. "Wszystko, co mi daje Ojciec, przyjdzie do mnie, a tego, który do mnie przychodzi, nie wyrzucę precz" (J 6,37). "Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych" (Hbr 4,7).


2 października 2017

"I Ja cię nie potępiam"

   Dla Boga grzech jest obrzydliwością, jednak patrząc na nas Bóg nie przenosi swoich uczuć z grzechu na człowieka. Nasz Stwórca kocha ludzi, a najlepszym tego dowodem jest krzyż Golgoty, oraz słowa Jezusa: "Większej miłości nikt nie ma nad tę, gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich" (J 15,13). 
   Wspaniałym przykładem tej miłości jest sposób, w jaki Jezus potraktował kobietę, którą przyprowadzili do Niego faryzeusze i uczeni w Piśmie, oskarżając ją o cudzołóstwo. Jezus znał prawdziwy powód dla którego kobieta ta została przyprowadzona do Niego i dlatego w pierwszej kolejności zajął się jej oskarżycielami. I zrobił to w taki sposób, którego faryzeusze się nie spodziewali. Byli pewni siebie i przekonani, że tym razem Jezus znalazł się w sytuacji bez wyjścia i w końcu uda się im zdobyć dowód Jego winy, na podstawie którego będą mogli Go skazać i zabić. Tymczasem bardzo szybko sami stali się oskarżonymi i ze spuszczonymi głowami odeszli z tego miejsca. Dopiero wtedy Jezus zwrócił się do tej, która miała być wykorzystana do oskarżenia Go, mówiąc: "Kobieto, gdzież są ci, co cię oskarżali? Nikt cię nie potępił?". A ona odpowiedziała: "Nikt, Panie". I wtedy usłyszała te słowa: "I Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz" (J 8,10-11).
W książce "Życie Jezusa" Ellen White tak opisała tę scenę:
   "Kobieta stała przed Chrystusem drżąc ze strachu. Jego słowa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem” wydały się jej wyrokiem śmierci. Nie śmiała podnieść oczu ku Zbawicielowi, tylko w milczeniu czekała na swe przeznaczenie. Ze zdumieniem zobaczyła, że jej oskarżyciele odeszli zmieszani i milczący. A potem usłyszała te słowa pełne nadziei: „I Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz”. Serce jej stajało i padając do stóp Jezusa dziękowała Mu, ze łzami wyznając swe grzechy.
   Był to dla niej początek nowego życia, pełnego czystości i spokoju, poświęconego służbie Bożej. Podnosząc z upadku tę duszę Jezus uczynił większy cud niż uzdrawiając największe dolegliwości fizyczne, uzdrowił chorobę duchową, która doprowadza do wiecznej śmierci. Ta pokutująca kobieta stała się jedną z Jego najwytrwalszych naśladowczyń, okupując swym oddaniem i miłością okazane jej miłosierdzie" 
{ZJ 330.6-331.1}.
   To, co Ellen White napisała dalej powinno być dla nas drogowskazem pokazującym właściwy sposób postępowania:
   "W tym akcie darowania kobiecie winy i zachęcenia jej do lepszego życia charakter Jezusa ukazuje się w pięknie doskonałej sprawiedliwości. Nie usprawiedliwia On grzechu ani nie pomniejsza znaczenia winy, nie dąży do potępienia, lecz do wybawienia. Świat miał dla tej zbłąkanej kobiety jedynie pogardę i potępienie, Jezus zaś znalazł dla niej słowa pocieszenia i nadziei. Sam bezgrzeszny — litował się nad słabością grzeszników i wyciągał ku nim swą pomocną dłoń. Tam, gdzie obłudni faryzeusze nie znaleźli nic innego poza pogróżkami, Jezus rzekł do niej: „Idź i odtąd już nie grzesz”.
   Nie jest naśladowcą Chrystusa ten, kto odwraca wzrok od zbłąkanego, pozwalając mu staczać się dalej w dół. Często się zdarza, że najbardziej skorzy do potępiania innych i najgorliwsi w stawianiu innych przed sądem, mają o wiele więcej win na swoim sumieniu. Ludzie nienawidzą grzeszników a miłują grzech. Chrystus nienawidzi grzechu, lecz kocha grzesznika. Takim duchem powinni być ożywieni wszyscy, którzy chcą iść w Jego ślady. Miłość chrześcijańska nie jest skora do potępienia, lecz łatwo dostrzega skruchę, gotowa wybaczyć, zachęcić i sprowadzić błądzącego na ścieżkę świętości, i umocnić go na niej" 
{ZJ 331.2-3}.


(ZJ - "Życie Jezusa", Ellen White)

6 września 2017

Któż tedy może być zbawiony?

  „A gdy to usłyszeli uczniowie, zaniepokoili się bardzo i mówili: Któż tedy może być zbawiony? A Jezus spojrzał na nich i rzekł im: U ludzi to rzecz niemożliwa, ale u Boga wszystko jest możliwe” (Mt 19,25-26). 

  Zaniepokojenie uczniów wynikało z tego, że przed chwilą usłyszeli jak niezwykle trudno jest bogatemu człowiekowi wejść do Królestwa Niebios. Jezus powiedział im, że „łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego” (Mt 19,24). Żydzi uważali, że Bóg im błogosławi i mieli oczywiście rację, ale wielu z nich uważało też, że efektem tych błogosławieństw było powodzenie w życiu, powodzenie rozumiane jako posiadanie bogactwa, i w tym miejscu racji już nie mieli. Byli oczywiście tacy ludzie, którzy dzięki Bożej pomocy stali się bogaci, jak na przykład Abraham, ale bez problemu możemy znaleźć w Biblii przykłady ludzi, którzy zdobyli bogactwo nie na skutek błogosławieństw Stwórcy, a także takich, którzy byli błogosławieni chociaż ich stan posiadania był znikomy lub żaden, a najlepszym tego przykładem jest Jezus: „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Łk 9,58). 

  Zwracając uwagę swoich uczniów na to, że nie powinni wiązać ze sobą powodzenia w doczesnym życiu z błogosławieństwami, Jezus ponownie nawiązał do fundamentalnej kwestii wiary, czyli zbawienia. Podkreślił w swojej wypowiedzi, że nasze zbawienie jest w rękach Boga i nie jesteśmy w stanie w żaden sposób „zapracować” sobie na zbawienie. „U ludzi to rzecz niemożliwa”. Rozmowa ta miała miejsce tuż po spotkaniu Jezusa z pewnym bogatym młodzieńcem, który, jak chyba każdy z nas, był bardzo zainteresowany tematem zbawienia. Zapytał on Jezusa: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć żywot wieczny?” (Mt 19,16). W odpowiedzi nie usłyszał, że to co robi nie ma znaczenia, ponieważ i tak jego zbawienie zależy tylko od łaski Boga, a nie jego uczynków. Nie usłyszał, że nie musi się martwić tym, że robi coś wbrew Bożej woli, ponieważ Bóg jest miłosierny i tak mu wszystko wybaczy. Bogaty młodzieniec nie usłyszał tego. Usłyszał natomiast prostą radę: „Jeśli chcesz wejść do żywota, przestrzegaj przykazań”. A kiedy z zadowoleniem stwierdził, że „tego wszystkiego przestrzegałem od młodości swojej” i profilaktycznie zapytał się „czegóż mi jeszcze nie dostaje”, usłyszał, że nie do końca rozumie na czym polega przestrzeganie Bożego Prawa. Był przekonany, że usłyszy od Jezusa potwierdzenie swojej sprawiedliwości, że Jezus potwierdzi mu jego wiarę w to, że będzie zbawiony, ponieważ żyje zgodnie z oczekiwaniami Boga. A jednak dowiedział się, że jest coś, co musi zmienić w swoim życiu, aby móc myśleć o życiu wiecznym. Słowa Jezusa zaskoczyły go i nie mógł się z nimi pogodzić. 

Podobnie czuli się uczniowie. Ta sytuacja pokazuje, jak bardzo jesteśmy przywiązani do pewnych poglądów, które uważamy za biblijne, chociaż tak naprawdę Pismo Święte ich nie potwierdza. Jezus na długo przed spotkaniem z bogatym młodzieńcem, tuż po rozpoczęciu swojej działalności, wyjaśnił podczas kazania na górze kwestię wejścia do Królestwa Niebios. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios (…) błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą, błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani” (Mt 5,3.8-9). 

  Całe kazanie na górze jest niczym innym jak dokładnym wyjaśnieniem, na czym polega przestrzeganie Prawa, ponieważ ci, którzy uważali się za specjalistów znających Boże przykazania, nie wiedzieli tego. Ich zrozumienie Prawa zostało tak bardzo wypaczone przez szatana, że Jezus musiał ich tego uczyć. Podczas tego kazania przekazał słuchaczom dwie kluczowe prawdy. Po pierwsze podkreślił niezmienność Prawa: „Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie” (Mt 5,18). Po drugie wskazał na to, że o zbawieniu decydują nie tyle uczynki, co posiadanie czystego serca. Czytając relację z kazania na górze, spisaną przez Mateusza, nietrudno jest zauważyć jak ważne jest to, aby wiara wypływała z serca i była zbudowana na miłości. Pięknie opisał to apostoł Paweł przedstawiając w liście do Galacjan czym jest owoc Ducha. Miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i wstrzemięźliwość nie mogą być przyjęte i zaakceptowane tylko przez rozum, one muszą wypływać z potrzeby serca. Jezus mówił o tym często, na przykład wyjaśniając problem osądzania powiedział: „Człowiek dobry z dobrego skarbca serca wydobywa dobro, a zły ze złego wydobywa zło; albowiem z obfitości serca mówią usta jego” (Łk 6,45). Prawdę tę powtarzała też Ellen White, mówiąc: „Teoretyczna znajomość prawdy nie wystarcza do zbawienia duszy” (ZJ 218.1). 

  Oczywiście kazanie na górze zawiera więcej istotnych wskazówek dotyczących naszego zbawienia. Jezus poruszył na przykład problem uczynków, czy są one konieczne czy też nie. „Albowiem powiadam wam: Jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mt 5,20). Nasza sprawiedliwość nie ma być inna od tej, jaką mieli faryzeusze, ale ma być bardziej obfita. Mamy się od nich różnić nie tyle uczynkami, co motywacją prowadzącą do uczynków. Ocena uczynków nie polega na sprawdzeniu ich zewnętrznych efektów, ale na sprawdzeniu wewnętrznych pobudek, ocenie tego, co nas popycha do zrobienia czegoś, co jest widoczne jako „dobry uczynek”. Dwie rzeczy, które dla nas, obserwujących tylko to, co na zewnątrz, są identyczne i dobre, dla Boga mogą różnić się i jedna z nich może być dobra, a druga zła. Przestrzeganie Prawa polega przede wszystkim na przyjęciu go do serca tak, aby chęć życia zgodnie z Bożymi przykazaniami była dla nas czymś naturalnym, a grzech był czymś co budzi naszą odrazę, czymś czego nie chcemy robić. Jeżeli tak nie jest, to oznacza to, że Jezus wciąż stoi przed drzwiami do naszego serca i puka. Wciąż stoi na zewnątrz i w związku z tym nie ma Go w środku. A to oznacza, że nasze Zbawienie jest poza nami i chce wejść, ale my nie chcemy otworzyć mu drzwi. 

  Ellen White napisała: „Ideał Boga dla Jego dzieci znacznie przewyższa nasze najśmielsze przypuszczenia. „Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest”. Nakaz ten jest obietnicą. Plan odkupienia obejmuje nasze całkowite uwolnienie z mocy szatana. Chrystus stale oddziela skruszone dusze od grzechu. Przyszedł On, aby zniszczyć dzieło diabła, i dał zapewnienie, że Duch Święty zostanie udzielony każdej żałującej duszy, by zachować ją od grzechu” {ZJ 219.5}.

28 sierpnia 2017

Opętany i paralityk

„I zstąpił do Kafarnaum, miasta galilejskiego. I nauczał ich w sabaty. I zdumiewali się nad nauką jego, ponieważ przemawiał z mocą. A w synagodze był człowiek, opętany przez ducha nieczystego, który zawołał głośno: Ach, cóż mamy z tobą, Jezusie Nazareński? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kim Ty jesteś. Święty Boży. A Jezus zgromił go, mówiąc: Zamilknij i wyjdź z niego! A demon rzucił go na środek i wyszedł z niego, nie wyrządziwszy mu żadnej szkody. I zdumienie ogarnęło wszystkich, i mówili między sobą: Cóż to za mowa, że mając władzę i moc nakazuje duchom nieczystym, a wychodzą? I rozchodziła się wieść o nim po wszystkich miejscowościach okolicznej krainy” (Łk 4,31-37).

„I stało się pewnego dnia, gdy nauczał, a siedzieli tam faryzeusze i nauczyciele zakonu, którzy przybyli ze wszystkich wiosek galilejskich i judzkich, i z Jerozolimy, a w nim była moc Pana ku uzdrawianiu, że oto mężowie nieśli na łożu człowieka sparaliżowanego, i usiłowali wnieść go i położyć przed nim, a nie znalazłszy drogi, którędy by go mogli wnieść z powodu tłumu, weszli na dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem do środka przed samego Jezusa. I ujrzawszy wiarę ich, rzekł: Człowieku, odpuszczone są ci grzechy twoje. Wtedy uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli zastanawiać się i mówić: Któż to jest, co bluźni? Któż może grzechy odpuszczać, jeśli nie Bóg jedynie? A Jezus poznał myśli ich i odpowiadając, rzekł do nich: Cóż to rozważacie w sercach waszych? Co jest łatwiej, rzec: Odpuszczone są ci grzechy twoje, czy rzec: Wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc na ziemi odpuszczać grzechy, rzekł do sparaliżowanego: Powiadam ci: Wstań, podnieś łoże swoje i idź do domu swego. I zaraz wstał przed nimi, podniósł to, na czym leżał, i odszedł do domu swego, chwaląc Boga. I zdumienie ogarnęło wszystkich, i chwalili Boga, i byli pełni lęku, mówiąc: Niezwykłe rzeczy oglądaliśmy dzisiaj” (Łk 5,17-26).

Te dwa epizody z życia Jezusa, opisane przez Łukasza, wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, za wyjątkiem osoby Jezusa. Dwa różne miejsca, synagoga i dom Piotra; dwa różne ludzkie problemy, jeden człowiek opętany przez demona, a drugi cierpiący na poważną chorobę, umierający i sparaliżowany. Czy można doszukać się w krótkich, biblijnych opisach tych wydarzeń pewnych podobieństw między tymi dwoma postaciami, opętanym oraz paralitykiem?

Sparaliżowany mężczyzna znalazł się przed Jezusem tylko dzięki pomocy przyjaciół, którzy, podobnie jak sam chory, wierzyli w to, że Jezus jest w stanie mu pomóc. O jakiej formie pomocy myśleli? Jezus znał ich myśli i pragnienia, jakie więc one były, skoro pierwsze słowa Jezusa nie dotyczyły choroby, która dręczyła ciało paralityka? „I ujrzawszy wiarę ich, rzekł: Człowieku, odpuszczone są ci grzechy twoje”. Kiedy trędowaty zwrócił się do Jezusa, mówiąc: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”, Jezus po prostu uzdrowił go (Łk 5,12-13). Sługa setnika został uzdrowiony pomimo tego, że nikt go nie przyniósł do Jezusa, setnik poprzez starszych żydowskich poprosił Jezusa o pomoc. Jednak w przypadku sparaliżowanego mężczyzny, Jezus najpierw przekazał mu wiadomość o odpuszczeniu jego grzechów. To była najważniejsza potrzeba chorego. Grzech był przyczyną jego choroby i człowiek ten zdawał sobie z tego sprawę. Jego pragnieniem, o wiele większym od pragnienia bycia zdrowym, było uwolnienie od konsekwencji popełnionych wcześniej grzechów. 

Jezus nigdy nie dawał ludziom tego, czego oni od Niego nie oczekiwali. I dlatego do odpuszczenia grzechów potrzebne są: po pierwsze świadomość tego, że grzech został popełniony, po drugie skrucha, czyli żal za grzechy, i po trzecie wypływająca z potrzeby serca prośba o pomoc skierowana do Boga. I dokładnie to miało miejsce w przypadku tego mężczyzny.

A co z opętanym w synagodze? Biblia nic nie mówi o jego grzechach. I jest prawdą, że nie mówi tego wprost. Jednak w kontekście Pisma Świętego można stwierdzić, że człowiek może zostać opętany przez demona tylko dzięki grzechowi. To grzech otwiera drogę siłom zła do opanowania człowieka, ponieważ grzech powoduje utratę połączenia z Bogiem. „Lecz wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze, tak że nie słyszy” (Iz 59,2). Grzech jest tym, co łączy oba te przypadki. Ellen White tak wyjaśniła przyczyny opętania tego człowieka: „Tajemnica przyczyny cierpień tego człowieka, sprawiających, że przedstawiał sobą zastraszający widok dla innych, będących jemu samemu ciężarem, tkwiła w jego własnym życiu. Był zafascynowany przyjemnościami grzechu i zamyślał swoje życie uczynić nieprzerwanym pasmem uciech. Nie przyszło mu na myśl, że stanie się kimś odrażającym dla bliźnich i przekleństwem dla swojej rodziny. Uważał, że życie można spędzić na niewinnych igraszkach, ale gdy raz wszedł na równię pochyłą, nogi jego zaczęły szybko ześlizgiwać się w dół. Nieumiarkowanie i frywolność zniekształciły szlachetne cechy jego charakteru, aż szatan całkowicie przejął nad nim kontrolę” {ZJ 177.4}.

Przyjemność grzechu – czy grzech może być przyjemny? Nie, grzech nie jest przyjemny, ale kiedy szatan kusi nas do grzechu, to przedstawia nam te jego aspekty, które na skutek naszych wad, dają wrażenie przyjemności. To wrażenie dosyć szybko mija i pozostają nieprzyjemne konsekwencje popełnionego grzechu, jednak nasza grzeszna natura, pobudzona tym, co przyniosło jej „przyjemność”, dąży do ponownego zaspokojenia. To jest ta droga, o której Ellen White przedstawiła jako „równię pochyłą”. 

Na podobnej równi znalazł się kiedyś paralityk, któremu Jezus odpuścił grzechy. O tym człowieku Ellen White napisała: „Jego choroba była wynikiem grzesznego życia, dlatego do cierpień cielesnych dochodziły wyrzuty sumienia. Na długo przedtem zwracał się do faryzeuszy i lekarzy z prośbą, aby ulżyli jego cierpieniom duchowym i fizycznym. Jednakże z ich strony nadchodziła chłodna odpowiedź, że jego choroba jest nieuleczalna, a on sam ma ponieść skutki gniewu Boga (…) Sparaliżowany mężczyzna był całkowicie bezradny i nie widząc znikąd ratunku wpadł w rozpacz. Wtedy usłyszał o cudownej działalności Jezusa. Powiedziano mu, że inni, równie bezradni i grzeszni jak on, zostali uzdrowieni, że nawet trędowaci zostali oczyszczeni. Toteż przyjaciele, którzy przynosili te wiadomości, dodawali mu otuchy, że jeżeli zostanie zaniesiony do Jezusa, także może być uzdrowiony. Jednakże nadzieja jego zgasła, gdy przypomniał sobie, w jaki sposób nabawił się choroby. Ogarnęły go wątpliwości, czy ten nieskalany Lekarz zechce tolerować jego obecność? Pragnął jednak nie tyle fizycznego odrodzenia, lecz przede wszystkim uwolnienia od ciężaru grzechów. Gdyby mógł zobaczyć Jezusa i otrzymać zapewnienie o przebaczeniu i pokoju z Niebem, byłby szczęśliwy mogąc żyć lub umrzeć zgodnie z wolą Boga. Prośbą tego umierającego człowieka było, aby mógł stanąć przed Nim. Nie było czasu do stracenia, ponieważ zżarte chorobą ciało ukazywało oznaki rozkładu” {ZJ 186.2 – 186.4}.

Paraliż i rozkładające się ciało jako skutek grzesznego życia – jaki grzech prowadzi do takiego stanu? Jaka choroba wyniszcza w taki sposób organizm człowieka? W czasach Jezusa znane były takie choroby, a jedną z nich był trąd. Jednak w tym przypadku nie chodziło o trąd, a o jakiś rodzaj choroby wenerycznej. I tu mamy kolejny wspólny punkt między paralitykiem i opętanym przez demona. Obaj czerpali przyjemność z grzechu, który związany był z takim rodzajem przyjemności, który działa jak narkotyk. Z jednej strony wyniszcza ducha i ciało, a z drugiej zmusza do popełniania coraz większych grzechów. To, co wcześniej sprawiało przyjemność, przestaje wystarczać i chora, zdeprawowana natura domaga się czegoś więcej. A przy okazji może się to skończyć nie tylko utratą człowieczeństwa, ale też fizycznego zdrowia. 

Człowiek, z którego Jezus wypędził demona, „był zafascynowany przyjemnościami grzechu i zamyślał swoje życie uczynić nieprzerwanym pasmem uciech. Nawet nie śnił, że stanie się postrachem dla świata i przekleństwem dla swojej rodziny” {ZJ 177.4}. Gdyby grzesznik wiedział na początku jaki będzie koniec, nigdy by nie zgrzeszył. Szatan doskonale o tym wie i dlatego popycha nas do grzechu małymi kroczkami. Zachęca nas do zrobienia czegoś, co nie wydaje się być złe, a jednocześnie pobudza w przyjemny sposób naszą wyobraźnię. Tak najprawdopodobniej wyglądało to w życiu obu tych ludzi. I tak samo wygląda to dzisiaj. I podobnie jak w dawnych czasach tak i dzisiaj najsilniejszą bronią szatana jest wykorzystywanie pożądania seksualnego. 

Dawid, król Izraela, który wielokrotnie przedstawiany jest w Biblii jako wzór, przez długie lata chodził z Bogiem i był Mu posłuszny. Nie dał się skusić do grzechu w najtrudniejszych warunkach, kiedy musiał uciekać przed Saulem i przebywał na pustyni. Wystarczył jednak jeden krótki moment, kiedy zatrzymał swój wzrok na pięknej, kąpiącej się kobiecie i pozwolił swojej wyobraźni podążyć w niewłaściwym kierunku. Co stało się z Izraelem, który po czterdziestu latach pobytu na pustyni był gotowy do wejścia do Ziemi Obiecanej? Bileam pomimo usilnych starań nie potrafił przekląć Izraelitów i powiedział, że „w Jakubie nie dopatrzyłem się niczego zdrożnego, nie widziałem obłudy w Izraelu” (Lb 23,21). Wystarczyło jednak, że nawiązali kontakty z Moabitkami i momentalnie zaczęli się odwracać od Boga.
A co doprowadziło do upadku króla Salomona, tego samego, którego Bóg obdarował wielką mądrością? Salomon, podobnie jak opętany przez demona w Kafarnaum, był zafascynowany przyjemnościami grzechu. „Król Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich: córkę faraona, Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki, Chetytki, z narodów, co do których Pan nakazał Izraelitom: Nie łączcie się z nimi i one niech się nie łączą z wami, nakłonią bowiem na pewno wasze serca do swoich bogów. Otóż do tych zapałał Salomon miłością. Miał on siedemset żon prawowitych i trzysta nałożnic, a te jego kobiety omamiły jego serce” (1 Krl 11,1-3). Szatan użył tak dużej liczby kobiet, aby nakłonić Salomona do odejścia od Boga, prawdopodobnie dlatego, że Salomon był zbyt mądry, aby ulec wpływowi jednej lub kilku kobiet. A jak to wygląda dzisiaj?

Szatan przez wieki doskonalił swoje metody zwodzenia ludzi i nakłaniania ich do grzechu. Rozwój technologiczny spowodował, że ma dzisiaj o wiele większe możliwości, niż za czasów Mojżesza czy Jezusa. Nietrudno jest zauważyć, że cała nasza rzeczywistość, cała otaczająca nas cywilizacja, przesiąknięta jest erotyzmem, który skłania nas i zachęca do myślenia o seksie. Jest chyba niemożliwe, aby nie natrafić w popularnych czasopismach na materiały o seksualnym podtekście. Strony internetowe, które dzisiaj często zastępują nie tylko prasę i książki, ale też telewizję, pełne są tego typu informacji, zdjęć i filmów. To jeden z najpoważniejszych problemów dzisiejszego świata, pornografia. Chyba nic tak skutecznie nie niszczy tego, co powinno być podstawą zdrowego, chrześcijańskiego życia w rodzinie, jak właśnie pornografia. Nic tak skutecznie nie niszczy małżeństwa, które jest symbolem naszych relacji z Bogiem, a które powinno być obrazem doskonałej Bożej miłości. A kończy się to często tak, jak w przypadku opętanego z Kafarnaum. „Kusiciel nęcił go różnymi pięknymi możliwościami, ale gdy nieszczęśnik dostał się już pod jego władzę, wróg stał się bezwzględny w swym okrucieństwie i straszny w nawiedzeniach” {ZJ 177.5}. „Taka przyszłość spotka wszystkich, którzy lgną do zła. Fascynująca przyjemność występująca na początku kończy się mrokiem rozpaczy lub szaleństwem zrujnowanej duszy” {ZJ 178.1}.

Szatan doskonale zna potęgę ludzkiej pożądliwości i wykorzystuje tę wiedzę. Wykorzystuje wielowiekowe doświadczenie i odnosi duże sukcesy. Podstawą jego sukcesów jest to, że nasza duma nie pozwala nam często przyznać się przed samym sobą do tego, że jesteśmy zniewoleni przez szatana poprzez nasze pożądliwości. Nasza duma nie pozwala nam na przyjście do Jezusa z błaganiem o pomoc. A czasem wystarczyłaby niewypowiedziana prośba, potrzeba ukryta gdzieś głęboko w sercu, która jednak nie jest ukryta przed Bogiem, który zna wszystkie nasze myśli i wysłuchuje ich. Tak jak wysłuchał opętanego w Kafarnaum i pomógł mu, chociaż on nie wypowiedział na głos swojej prośby. Czasem wystarczy skorzystać z pomocy przyjaciół, którzy chcą nas przyprowadzić do Jezusa, tak jak przyjaciele przynieśli paralityka. Ellen White napisała o chorobie, z której został on wyleczony:
„Złośliwa i głęboko przenikająca choroba fizyczna została uzdrowiona mocą Chrystusa, lecz u tych, którzy zamykali oczy na światło, choroba duszy była bardziej uporczywa. Trąd i paraliż były mniej straszne od bigoterii i niedowiarstwa” {ZJ 189.3}. Trąd i paraliż nadal są mniej straszną chorobą od bigoterii i niedowiarstwa.


31 maja 2017

Purytanie i sabat


Kim byli purytanie? Mam wrażenie, że określenie "purytanin" nie kojarzy się wszystkim dobrze, prawdopodobnie dlatego, że jednym ze znaczeń tego słowa jest "człowiek o bardzo surowych zasadach moralnych i obyczajowych". W dobie tolerancji i dosyć swobodnego interpretowania różnych przepisów, w tym także Bożego prawa, purytanin jest kimś, kto nie pasuje do naszych czasów. Jest jednak jeszcze inne znaczenie tego słowa, mianowicie "zwolennik, wyznawca purytanizmu (kalwinizmu angielskiego, szesnastowiecznego ruchu reformatorskiego, domagającego się oczyszczenia Kościoła z pozostałości katolicyzmu)". Purytanie nie byli ludźmi, którzy, tak jak faryzeusze, zapatrzeni byli na literę prawa, ale dążyli przede wszystkim do tego, aby usunąć z protestantyzmu wszystkie niebiblijne zwyczaje przejęte z kościoła katolickiego. Czysta nauka biblijna zawsze wywoływała sprzeciw wśród tych, którzy uważali się za chrześcijan, ale byli przywiązani do spraw tego świata. Nie inaczej było z tym, co głosili purytanie.
Na skutek dużego oporu, przede wszystkim przywódców kościoła anglikańskiego, purytanie zostali zmuszeni do opuszczenia Anglii i Europy, aby w końcu dotrzeć do Ameryki. Kiedy grupa purytan miała wyruszyć w podróż do Ameryki, "John Robinson, kaznodzieja, który przewodniczył tej grupie, a któremu Opatrzność Boża nie pozwoliła towarzyszyć w wyprawie, zwrócił się w swej pożegnalnej mowie do wygnańców tymi słowy. „Bracia, za chwilę rozstaniemy się i tylko Bóg wie, czy was jeszcze kiedyś zobaczę. Ale czy Pan tego chce czy nie, wzywam was przed Bogiem i Jego aniołami, byście naśladowali mnie tylko w tym, w czym ja naśladowałem Chrystusa. Jeśli Bóg wam przez inne swe narzędzie coś objawi, przyjmijcie to tak chętnie, jak za czasów, kiedy przyjęliście prawdę, którą wam głosiłem. Jestem bowiem przekonany, że Pan sprawi, iż więcej prawdy i więcej światła wytryśnie z Jego świętego Słowa.
„Pamiętajcie o waszym ślubowaniu zbiorowym, w którym zobowiązaliście się zawsze kroczyć drogami Pana, jakie poznaliście lub które dopiero poznacie. Pamiętajcie o waszej obietnicy i o przymierzu z Bogiem oraz między wami, że przyjmiecie każde światło i każdą prawdę, którą otrzymacie z Jego pisanego Słowa. Błagam was jednak, byście uważali na to, co przyjmujecie za prawdę, porównajcie to i zbadajcie w świetle innych tekstów Pisma Świętego, zanim cokolwiek z tego przyjmiecie, ponieważ niemożliwe jest, aby świat chrześcijański od razu wyszedł z gęstej antychrześcijańskiej ciemności i od razu osiągnął całkowite i jasne zrozumienie”. Jeśli chodzi o mnie, to nie mogę odżałować zastoju, jaki panuje obecnie w zreformowanych Kościołach, które nie chcą pójść dalej niż ich twórcy. Luteranie nie chcą wyjść poza to, co wiedział Luter (...) a Kalwini, jak widzicie, uparcie tkwią tam, gdzie pozostawił ich ów wielki mąż Boży, który nie rozumiał jeszcze wszystkich rzeczy. Jest to stan godny pożałowania, bo choć swego czasu byli oni jak płonące i rozjaśniające ciemności pochodnie, to jednak nie poznali wszystkich Bożych rad. Gdyby dzisiaj żyli, byliby tak samo gotowi przyjąć dalsze światło, jak to, które otrzymali na początku”. — D. Neal, History of the Puritans I, 269. {WB 154.3-154.6}.
Historia pokazała, że rację miał Luter. A jak to wygląda dzisiaj? Nietrudno jest zauważyć, że nic się nie zmieniło. A najlepszym tego przykładem jest stosunek prawie wszystkich kościołów protestanckich do sabatu. Prawie wszyscy protestanci podkreślają dziś, że kościół katolicki usunął z Dekalogi drugie przykazanie, ale nie chcą zauważyć zmiany, jakiej katolicy dokonali w czwartym przykazaniu. Nie chcą przyjąć do swojej świadomości tego, że niezmienność i doskonałość Bożego prawa dotyczy także przykazania o sabacie. Nie ma dla nich znaczenia to, że kościół katolicki przyznaje się do tej zmiany, podkreślając to, że nie ma ona żadnego poparcia w Biblii i jest ona widocznym znakiem mocy, jaką dysponuje. Wielu protestantów usiłuje znaleźć w Biblii dowody na to, że Jezus zmienił dzień sabatu z soboty na niedzielę.
John Robinson wskazał w swoim wystąpieniu na pewne zjawisko, wciąż powtarzające się wśród protestantów. Otóż bardzo często słychać w różnych protestanckich denominacjach o potrzebie trzymania się nauk ojców i odrzucanie tego, co pojawiło się później. Jednak Robinson powiedział, że jego zdaniem, potrzebny jest czas, aby chrześcijanie zrozumieli i przyjęli wszystkie prawdy zawarte w Biblii. Historia Reformacji i protestantyzmu pokazuje, że wiele biblijnych prawd było odkrywanych stopniowo, a ich akceptacja trwała przez długie lata. Zdecydowana większość tych, którzy spotykają się z czymś nowym, reaguje negatywnie i w pierwszym odruchu, trwającym czasem nawet do końca ich życia, za wszelką cenę bronią tego, w co dotychczas wierzyli. Bardzo często nie przemawiają do nich argumenty oparte na Piśmie Świętym. Zamiast przyjąć i zaakceptować to, co w prosty sposób mówi nam Biblia, szukają w Piśmie Świętym potwierdzenia swoich poglądów. Bardzo często posługują się, prawdopodobnie nieświadomie, takimi samymi zarzutami w stosunku do tego co nowe, jakimi atakowano Lutra, który tak to opisał: "Jakże często sam zadawałem sobie pytanie, które wciąż słyszałem z ust zwolenników papiestwa: "Czy tylko ty jesteś mądry? Czy wszyscy inni błądzą? Cóż się stanie, jeżeli to właśnie ty błądzisz i tak wielu ludzi prowadzisz do błędu, który ich na wieki potępi?" (Martyn, The Life and Times of Luther, s.372-373).
Na zakończenie podam jeszcze jedną ciekawą informację o purytanach. Otóż jednym z wysuwanych przez nich postulatów była wiara w obowiązywanie starotestamentowego sabatu, zmienionego z soboty na niedzielę. Konstantyn Wielki rozpoczął w IV wieku proces zmiany sabatu z soboty na niedzielę, purytanie rozpoczęli proces przywrócenia biblijnego sabatu. Jednak jak zwykle okazało się, że łatwo jest coś zepsuć, o wiele trudniej jest to naprawić. Jednak prawda jest taka, że Biblia od początku do końca mówi tylko o jednym dniu sabatu, który ma miejsce w każdy siódmy dzień tygodnia, czyli w każdą sobotę. Podejście dzisiejszych protestantów do sabatu pokazuje dobitnie, że John Robinson miał rację, kiedy mówił o wychodzeniu z "antychrześcijańskiej ciemności".
===
WB - Wielki bój, Ellen White


27 marca 2017

Rocznica Reformacji

  W tym roku obchodzimy 500 rocznicę Reformacji. 31 października 1517 roku Marcin Luter ogłosił 95 tez, które przeciwstawiały się naukom głoszonym przez kościół katolicki, przede wszystkim nauce o odpustach, pokucie i zbawieniu. Oto kilka z tych tez:
***
  W żaden sposób nie można pod wyrazem "pokutujcie" rozumieć Sakramentu pokuty, to jest spowiedzi i zadośćuczynienia, które kapłan sprawuje.
  Ani rozumem, ani z Pisma nie udowodniono, żeby dusze w czyśćcu znajdowały się w stanie niezdolnym do zasługi i do wzrostu miłości.
  I to zdaje się być niemożliwe do udowodnienia, jakoby dusze w czyśćcu, przynajmniej niektóre, były pewne swego zbawienia i o nie się nie troszczyły, jakkolwiek my pewni tego jesteśmy zupełnie.
  Ludzkie brednie opowiadają ci, którzy głoszą, że gdy grosz w skrzynce zabrzęczy, dusza z czyśćca uleci.
  Jest to pewne, że gdy grosz w skrzynce brzęknie, urosnąć może skąpstwo i chęć zysku; skuteczność modlitwy przyczynnej Kościoła zależy natomiast od upodobania Bożego.
  Ci, którzy sądzą, iż mogą zapewnić sobie zbawienie przez listy odpustowe, będą wiecznie potępieni wraz z mistrzami swymi.
  Każdy chrześcijanin, prawdziwie żałujący za swoje grzechy, ma i bez listu odpustowego zupełne odpuszczenie męki i winy.
  Odpust zachwalany przez kaznodziejów, jako wielka łaska, jest istotnie łaską wielką, gdyż im przynosi wiele pieniędzy.
  W rzeczywistości jednak jest najmniejszą łaską w porównaniu z łaską Bożą i błogosławieństwem krzyża.
  Dlaczego papież dla świętej miłości i dla cierpień, jakie dusze w czyśćcu ponoszą, dusz tych naraz nie wyzwoli z czyśćca; gdy tymczasem dla tak małej przyczyny, jaką jest budowa kościoła św. Piotra, za pieniądze tyle dusz wyzwala?
  Cóż to jest za jakaś nowa doskonałość Boża i pobożność papieska, że bezbożnemu wolno za pieniądze wyzwalać dusze pobożne, a nie chcą dusz tych wyzwalać z miłości i bez pieniędzy?
  Będąc bogatym ponad magnatów, czemu to papież nie za swoje własne pieniądze, lecz za pieniądze ubogich wiernych buduje kościół św. Piotra?
***
  Chociaż minęło prawie 500 lat, nic się w tym temacie nie zmieniło i nadal mając pieniądze można sobie zapewnić odpuszczenie grzechów poprzez nabycie odpustu. Jednak to, co Marcin Luter ogłosił 31 października było tylko wstępem do tego, co zrobił później. Luter nie chciał walczyć z papieżem, nie chciał zakładać nowego kościoła, chciał tylko oczyścić kościół z błędów. Jednak sytuacja rozwinęła się tak, że Luter zaczął widzieć coraz więcej. Jego późniejsze wypowiedzi poruszały o wiele poważniejsze problemy niż te, o których pisał w swoich 95 tezach. I co ciekawe, nie był pierwszym, który to zauważył. Ponad sto lat wcześniej w Anglii, Jan Wiklif także chciał usunięcia błędów i przez to stał się wrogiem papiestwa, które bezskutecznie próbowało pozbawić go życia. Papież Grzegorz XI wysłał do Anglii trzy bulle, nakazujące usunięcia Wiklifa i żądające jego śmierci. 
  "Opatrzność Boża nadal kierowała wydarzeniami, by zapewnić reformatorowi warunki działania. Po śmierci Grzegorza XI władzę objęło dwóch zwalczających się papieży. Każdy z nich, powołując się na swą nieomylność, żądał posłuszeństwa dla siebie. Każdy też wzywał wierzących do walki przeciw drugiemu, grożąc opornym klątwami, a zjednując zwolenników obietnicami nagrody w niebie. 
  Sytuacja ta znacznie osłabiła siłę papiestwa. Przeciwne strony zajęte były wzajemnym zwalczaniem się, toteż Wiklif przez jakiś czas miał spokój. Klątwy i oszczerstwa rzucane były przez jednego i drugiego papieża, a potoki krwi lały się po obydwu stronach. Kościół zżerany był przez skandale i przestępstwa. Tymczasem reformator w swym bezpiecznym ukryciu na probostwie w Lutterworth pilnie pracował, by umysły ludzi odwrócić od zwalczających się papieży, a skierować na Jezusa, Księcia Pokoju. 
  Rozłam w papiestwie wraz z przeciwnościami i zepsuciem, które ukazał, przygotował drogę reformacji. Ludzie zorientowali się, czym w rzeczywistości jest papiestwo. W swej pracy na temat owego rozłamu Wiklif wezwał wierzących, by rozważyli, czy właściwie obaj papieże nie powiedzieli prawdy, nazywając się wzajemnie antychrystami. „I Bóg nie chciał już dłużej pozwolić — mówił Wiklif — by szatan panował w jednym kapłanie, dlatego (...) uczynił rozłam między dwoma, by w imieniu Chrystusa łatwiej można było zwyciężyć obu” {EGW, WB 47.4-5}.
  Marcin Luter przeszedł podobną drogę jak Jan Wiklif. "W tym czasie Luter tylko częściowo porzucił błędy papiestwa. Gdy jednak porównywał Słowo Boże z papieskimi dekretami, napełniało go zdziwienie. „Studiuję dekrety papieskie — pisał — i nie wiem, czy sam papież jest antychrystem, czy też jego apostołem, bowiem Chrystus jest w tych dokumentach przedstawiony w fałszywym świetle i zaiste powtórnie ukrzyżowany”. Luter nadal jednak był zwolennikiem Kościoła rzymskiego i nie myślał o odłączeniu się od niego" {EGW, WB 74.2}. 
  Porównywanie dekretów papieskich z Biblią doprowadziły go do tego, że gdy papież ogłosił bullę, która miała zniszczyć reformatora, Luter powiedział: "„Gardzę nią i atakuję, gdyż jest niezbożna i fałszywa (...) sam Chrystus jest w niej potępiony (...). Cieszę się jednak, że muszę doznawać takiego zła dla najlepszej sprawy. Już teraz czuję o wiele więcej wolności w sercu, bowiem wreszcie wiem, że papież jest antychrystem, a jego tron tronem samego szatana”. — D’Aubigné VI, 9" {EGW, WB 75.3}. O samym papieżu powiedział: "To straszne, że człowiek, który sam nazywa się zastępcą Chrystusa, postępuje jak władca świecki, z wystawnością, której żaden król ani cesarz nie może dorównać. Czy żyje on jak biedny Jezus lub pokorny Piotr? Mówią, że jest panem tego świata, ale Chrystus, którego namiestnikiem papież się mieni, powiedział: «Królestwo moje nie jest z tego świata». Czy zatem władza namiestnika może być większa od władzy zwierzchnika?” — D’Aubigné VI, 3" {EGW, WB 74.7}.
  Trudno się w związku z tym dziwić, że Luter stał się wrogiem nr 1 papiestwa i Rzym starał się ze wszystkich sił pozbawić go życia, likwidując jednocześnie te zmiany, które godziły w interesy Rzymu. A jedną z nich był dekret sejmu w Spirze, który w 1526 roku zapewnił każdemu państwu niemieckiemu wolność w sprawach religii. Cesarz Karol V, zwolennik Rzymu, chciał anulować ten dekret i w tym celu w roku 1529 "zwołał sejm w Spirze, celem wytępienia herezji" {EGW, WB 104.3}. Głównym celem cesarza było zlikwidowanie zagwarantowanej prawem tolerancji religijnej. Kościół wspierany przez cesarza "żądał, aby te państwa, które uznały reformację, poddały się bez zastrzeżeń władzy rzymskiej. Reformatorzy ze swej strony domagali się zapewnionej im poprzednio wolności religijnej" {EGW, WB 105.2}.
  "Wreszcie zaproponowano ugodę; tam gdzie reformacja nie dotarła, edykt z Wormacji powinien być jak najsurowiej przestrzegany, „tam zaś, gdzie odstąpiono od niego tak dalece, że ponowne wprowadzenie edyktu nie obeszłoby się bez buntów, ludzie nie powinni przynajmniej dokonywać nowych reform, podnosić kwestii spornych, zakazywać odprawiania mszy oraz pozwalać katolikom na przyjęcie luteranizmu”. Propozycja została przyjęta przez sejm ku wielkiemu zadowoleniu przedstawicieli Kościoła rzymskiego" {EGW, WB 105.3}.
  Warto zwrócić uwagę na te punkty, które dotyczyły tych państw, w których jeszcze obowiązywała tolerancja religijna, zagwarantowana dekretem sejmu z 1526 roku. W tych krajach miało być:
  1. wstrzymane wprowadzanie dalszych reform
  2. zabronione omawianie kwestii spornych
  3. zabroniona krytyka odprawiania mszy
  4. miał obowiązywać zakaz przyjmowania luteranizmu przez katolików
  Gdyby do tego doszło, to jak napisał D'Aubigne w "Historii Reformacji"; "reformacja nie mogłaby się szerzyć tam (...) gdzie jeszcze nie była znana, ani zakorzenić tam, gdzie już istniała (...) Nawrót rzymskiej władzy przywróciłby siłą rzeczy dawne nadużycia i powstałaby sytuacja, w której łatwo byłoby przez fanatyzm i sianie niezgody dokończyć zniszczenia dzieła już i tak wstrząsanego wieloma burzami” {D'Augigne XIII, 5}. "Wolność słowa zostałaby tym samym przekreślona, a nawracanie - zakazane {EGW, WB 105.4}.
  "Książęta ewangeliccy postanowili przedstawić sejmowi swoje poglądy na piśmie, które zawierałoby także teksty z Biblii na poparcie ich żądań. Zadanie to powierzono Lutrowi, Melanchtonowi i ich współpracownikom. Protestanci przyjęli sporządzone wyznanie wiary i zebrali się, aby złożyć pod tym ważnym dokumentem swoje podpisy. Była to uroczysta chwila, a zarazem czas próby. Reformatorzy obawiali się, by nie potraktowano ich sprawy jako kwestii politycznej. Byli przekonani, że reformacja nie powinna wywierać żadnego innego wpływu oprócz tego, który wypływa ze Słowa Bożego. Gdy książęta podeszli, by podpisać swe wyznanie wiary, Melanchton oświadczył: „Przedłożenie tych propozycji jest zadaniem teologów i duchownych; autorytet możnych zachowajmy dla innych spraw”. „Niech Bóg broni — odpowiedział Jan z Saksonii — żebyście mnie z tego wyłączyli. Postanowiłem czynić to, co jest sprawiedliwe, nie martwiąc się o koronę. Chcę wyznać Pana. Krzyż Jezusa Chrystusa jest dla mnie więcej wart niż mój elektorski kapelusz i płaszcz”. Powiedziawszy to, złożył swój podpis pod dokumentem. Inny z książąt, biorąc pióro do ręki powiedział: „Jeśli honor Pana Jezusa Chrystusa wymaga tego, jestem gotów (...) oddać życie i dobra”. „Prędzej zrzeknę się mych poddanych i majątku, prędzej opuszczę kraj z kijem pielgrzyma w ręce, niż przyjmę inną naukę prócz tej, którą zawiera niniejsze wyznanie”. Taka była wiara i odwaga tych nieustraszonych ludzi Bożych.
  Nadszedł oznaczony czas i trzeba było stanąć przed cesarzem Karol V zasiadł na tronie, otoczony przez elektorów oraz książąt, i oddał głos protestanckim reformatorom. Odczytano ich wyznanie wiary. Na tym uroczystym zebraniu jasno przedstawiono prawdy ewangelii i obnażono błędy Kościoła papieskiego. Słusznie określono ten dzień jako „największy w dziele reformacji i jeden z najwspanialszych w dziejach chrześcijaństwa i ludzkości” {EGW, WB 109.2-3}.
  "Pewien biskup oświadczył: „Wszystko to, co luteranie tutaj powiedzieli, jest prawdą; nie możemy temu zaprzeczyć”. „Czy możecie zbić jakimiś słusznymi argumentami uczynione przez elektora i jego przyjaciół wyznanie?” — zapytał doktora Ecka, na co ten odpowiedział: „Pismami proroków i apostołów — nie, ale pismami ojców Kościoła i soborów — tak”. „Zatem luteranie tkwią w Piśmie Świętym — rzekł pytający — my zaś poza nim” {EGW, WB 110.1}.
  W tamtych czasach kościół rzymski miał pozycję i władzę, jakiej nie miał żaden król czy cesarz, ale rozwój Reformacji spowodował, że papiestwo znalazło się w odwrocie, zaczęło tracić swoją pozycję. I chociaż jeszcze dużo czasu minęło, zanim otrzymało "śmiertelną ranę", to jednak stopniowo traciło władzę i przywileje. Dzisiaj sytuacja jest inna. Papiestwo nie jest w odwrocie, ale stopniowo odzyskuje to, co straciło na skutek Reformacji. Jednak łatwo jest dzisiaj zauważyć pewne podobieństwa pomiędzy czasami Lutra a naszymi. 
  Są to tendencje w tych kościołach protestanckich, które powstawały na przestrzeni wieków, a które dzisiaj są coraz bardziej widoczne. Jest to niechęć protestantów do wprowadzania reform, mogących odnowić życie duchowe. Jest to niechęć do omawiania kwestii spornych, zwłaszcza tych, które podkreślają doktrynalne różnice między kościołem katolickim a protestantami. Jest to też niechęć, a coraz częściej zakaz krytykowania tego, co w kościele katolickim jest niezgodnego z Pismem Świętym. I są to także działania, których efektem jest wstrzymywanie ewangelizacji wśród katolików. Jest to zadziwiająca zbieżność z tym, co miało miejsce w czasach Lutra. Jednak wtedy protestanci nie ulegli naciskowi i nie przyjęli pokoju oraz "gałązki oliwnej" zaoferowanej przez Rzym. A my zrobimy, jaką decyzję podejmiemy? Czy będziemy ulegać coraz liczniejszym głosom nawołującym do jedności w oparciu o kościół katolicki, czyli do ekumenii, i do pomijania różnic dzielących papiestwo od protestantyzmu? Coraz częściej zacierane są fundamentalne prawdy i nie dające się pogodzić sprzeczności. Coraz częściej w imię "miłości" ucisza się tych, którzy nie chcą zapomnieć o tych rzeczach, które były powodem powstania Reformacji. Są one nadal aktualne, nic się w tym miejscu nie zmieniło, tylko że my coraz chętniej o tym zapominamy. Wybieramy "pokój i bezpieczeństwo", chociaż wcale tego pokoju i bezpieczeństwa nie ma. Przekonamy się o tym bardzo dobitnie wtedy, gdy papiestwo odzyska swoją utraconą pozycję, a wszystko wskazuje na to, że nastąpi to wkrótce.
  Podczas sejmu w Spirze protestanci, włącznie z książętami, byli gotowi poświęcić wszystko dla obrony prawdy, byli gotowi oddać swoje majątki, władzę a nawet życie. Czy dzisiaj jesteśmy gotowi do tego samego?