Któż może wstąpić na
górę Pana? I kto stanie na jego świętym miejscu? Kto ma czyste dłonie i
niewinne serce (Psalm 24,3-4)
Tu i teraz jesteśmy
grzesznikami. Nikt z nas nie ma czystych rąk i niewinnego serca. W takim stanie
nikt z nas nie może stanąć przed Bogiem i żyć. Oznacza to, że gdzieś pomiędzy
„tu i teraz” a tą chwilą, gdy zbawieni staną przed obliczem Boga, musi w nich nastąpić
zmiana, której skutkiem będzie uznanie ich za sprawiedliwych. Jeżeli chcemy być
zbawieni, to musi w nas nastąpić taka zmiana.
Panie! Kto przebywać
będzie w namiocie twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje
nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim (Psalm 15,1-2)
Zmienić się musi zarówno
zachowanie, jak i myśli i pragnienia. Musimy mieć „czyste dłonie i niewinne
serce”, inaczej mówiąc musimy zacząć „żyć nienagannie” oraz mówić „prawdę
w sercu swoim”. Musimy odzyskać ten stan, jaki Adam i Ewa stracili z powodu
grzechu.
Na początku człowiek
został obdarzony równowagą umysłu i szlachetnymi siłami. Był istotą doskonałą,
harmonijnie żyjącą z Bogiem. Myśli jego były czyste, a cele święte. Jednak
nieposłuszeństwo skierowało szlachetne władze umysłu i serca na inne tory;
miejsce miłości zajęło samolubstwo. Przestępstwo tak osłabiło naturę człowieka,
iż nie był zdolny przeciwstawić się mocy zła własną mocą. Stał się więźniem
szatana i byłby został nim na wieki, gdyby Bóg nie interweniował w szczególny
sposób {DC 15.1}
Kiedy powinna nastąpić ta
zmiana? Wrócę do pierwszych dwóch cytatów. „Któż może wstąpić na górę Pana?
I kto stanie na jego świętym miejscu?”. To jest przyszłość, coś co dopiero
nastąpi, natomiast druga część tej wypowiedzi: „Kto ma czyste dłonie
i niewinne serce” dotyczy czasu teraźniejszego. Ta sama sekwencja czasów
znajduje się też w drugim cytacie: „Panie! Kto przebywać będzie w namiocie
twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje nienagannie i pełni
to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim”. Nasza przyszłość uzależniona
jest od tego, jacy jesteśmy dzisiaj. I jeszcze jeden ważny wniosek, nasza
przyszłość nie zależy od tego, jacy byliśmy. „Ten, kto żyje nienagannie i
pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim” doświadcza Bożego
miłosierdzia, ponieważ Bóg nie będzie mu przypominał „żadnych jego
przestępstw, które popełnił” (Ezechiel 18,22). Wymagania Bożej
sprawiedliwości są w pełni zaspokojone, gdy „bezbożny odwróci się od
wszystkich swoich grzechów, które popełnił” (Ezechiel 18,21).
Jeden grzech sprawił, że straciliśmy
zdolność przeciwstawiania się mocy zła. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie
uwolnić się z niewoli grzechu. W związku z tym wielu z nas zadaje sobie
pytanie, „w jaki sposób człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem? Jak
grzesznik może stać się sprawiedliwy?” {DC 23.1}. Osiągnięcie tego
stanu jest możliwe tylko wtedy, gdy „bezbożny odwróci się od wszystkich
swoich grzechów, które popełnił”, jednak nikt z nas nie jest w stanie tego
zrobić. Nasza grzeszna natura i nasze przywiązanie do grzechu skutecznie
przeciwstawiają się naszym wysiłkom w osiągnięciu sprawiedliwości. Nie mamy
wystarczająco dużo sił, aby samodzielnie odrzucić grzech, ale to nie oznacza,
że ta zmiana jest niemożliwa, ponieważ „przez Chrystusa możemy powrócić do
harmonii z Bogiem” {DC 23.1}. Apostoł Paweł powiedział: „Wszystko
mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Filipian 4,13). Ta zmiana
nie odbywa się w jednej chwili, ta zmiana wymaga czasu, ponieważ składa się z
kilku etapów, ale najważniejsze jest to, że jest ona możliwa.
Na początku musimy
uświadomić sobie prawdę o tym, kim jesteśmy. Nasze przywiązanie do grzechu
sprawia, że nie lubimy źle myśleć o sobie, ale bez problemów potrafimy myśleć
źle o innych. „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie,
oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu,
daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łukasz 18,11-12). „Bogaty
jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” (Apokalipsa 3,17).
Nawet gdy dostrzegamy jakieś własne wady, to uważamy, że nie mają one dużego
znaczenia i że wystarczy drobna korekta charakteru, abyśmy stali się
sprawiedliwi. Jednak prawda jest inna, nieprzyjemna, a nawet brutalna. „Wszyscy
staliśmy się podobni do tego, co nieczyste, a wszystkie nasze cnoty są jak
szata splugawiona” (Izajasz 64,6). „Wszyscy są pod wpływem grzechu, jak
napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie
masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie
masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Grobem otwartym jest ich
gardło, językami swoimi knują zdradę, jad żmij pod ich wargami; usta ich są
pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie
i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed
ich oczami” (Rzymian 3,10-18). Taki jest wyjściowy stan każdego człowieka,
tacy jesteśmy i takimi pozostaniemy tak długo, jak długo świadomie będziemy odrzucać
Boga, lub pomimo wrażenia, że żyjemy z Bogiem, chcemy własnymi siłami
dostosować się do wymagań Bożego prawa lub dostosować Boże prawo do naszych
wymagań.
Pierwszym krokiem do
zmiany jest akceptacja naszego prawdziwego stanu, przyjęcie prawdy o tym, że
jesteśmy niewolnikami grzechu. Bez tej świadomości nikt nie może odczuwać
potrzeby zmiany swojego życia. Każdy grzesznik musi najpierw zrozumieć kim
jest, a potem zapragnąć z całego serca zmiany.
Ale gdy serce poddaje
się wpływowi Ducha Świętego, budzi się sumienie. Grzesznik lepiej dostrzega
wówczas głębię i świętość prawa Bożego (…) oraz odczuwa pragnienie, by zostać
oczyszczonym i przywróconym do wspólnoty z niebem {DC 25.1}
Prawdziwe nawrócenie nie
polega na osiągnięciu stanu sprawiedliwości, ale na pragnieniu osiągnięcia
sprawiedliwości. Nawrócenie nie polega na powstrzymywaniu się od grzechu, ale
na odwróceniu się od grzechu, zmianie nastawienia do grzechu. Człowiek
nawrócony przestaje kochać grzech, a zaczyna go nienawidzić, zaczyna czuć
wstręt do grzechu.
Prawdziwe nawrócenie
to serdeczny żal za grzechy i odwrócenie się od nich. Dopóki nie zrozumiemy
istoty grzechu, nie będziemy mogli z nim zerwać. Dopóki sercem nie odwrócimy
się od niego, dopóty w życiu nie nastąpi prawdziwa zmiana {DC 23.2}
Ta zmiana jest tak
radykalna, że Biblia porównuje ją do śmierci i ponownych narodzin. Po tej
zmianie człowiek staje się kimś całkowicie innym. Nowonarodzony człowiek myśli i
czuje inaczej, ma inne pragnienia i inne priorytety. Przestał kochać grzech, do
którego był kiedyś przywiązany, a zaczął kochać Boga, od którego kiedyś się odwracał
i którego nie chciał słuchać. Teraz Słowo Boże stało się dla niego czymś
najbardziej pożądanym.
„Mam upodobanie w
przykazaniach twoich (…) dusza moja omdlewa ustawicznie z tęsknoty za prawami
twoimi (…) ustawy twoje są rozkoszą moją (…) oto tęsknię do przykazań twoich”
(Psalm 119)
Powtórzę ponownie, bo
jest to bardzo istotne, że ta zmiana wymaga czasu. To proces, w trakcie którego
Bóg usuwa z nas to, czego sami nie jesteśmy w stanie usunąć. Robi to krok po
kroku, a każdy z tych kroków składa się z objawienia prawdy o tym, co w naszym
charakterze wymaga zmiany, a następnie wprowadzenia tej zmiany, pod warunkiem,
że tego chcemy. Nasza zgoda jest niezbędna do Bożego działania i nie polega ona
tylko na słownej deklaracji, ta zgoda musi być wynikiem gorącego pragnienia
usunięcia tej wady, którą objawił nam Bóg. Musi to być pragnienie serca, a nie
tylko rozumu. Musi być efektem prawdziwego żalu za grzechy.
Modlitwa Dawida [Psalm 51] po upadku jest przykładem
prawdziwego żalu za grzech. Jego nawrócenie było głębokie i szczere. (…) Dawid
widział ogrom swego przestępstwa, widział plamy na swej duszy i poczuł wstręt
do grzechu. Wówczas prosił nie tylko o przebaczenie, lecz o czystość serca.
Tęsknił do radości, świętości i pragnął wrócić do harmonii i wspólnoty z Bogiem.
{DC 25.2}
Kiedy grzesznik zaczyna widzieć
swój prawdziwy stan i jednocześnie zaczyna widzieć piękno charakteru Boga i
ogrom Jego miłości, to może w nim powstać pragnienie zmiany umożliwiającej mu
zbliżenie się do Boga. To pragnienie jest wyrazem powstałej w sercu miłości do
wspaniałego Stwórcy, który jest miłością. To miłość do Boga sprawia, że
grzesznik może z Bożą pomocą przełamać opór swojej grzesznej natury i pozwolić
Bogu na oczyszczenie swojego charakteru.
Gdy Chrystus kieruje
uwagę grzeszników na swój krzyż, a oni uświadamiają sobie, że to ich grzechy przebiły
Go, wówczas przykazania Boże znajdują dostęp do sumienia. Ujawnione zostaje
zepsucie ich życia i głęboko w sercu tajony grzech. Zaczynają pojmować
sprawiedliwość Chrystusową i pytają: „Czymże jest ten grzech, jeżeli wybawienie
od niego wymaga aż tak wielkiej ofiary? Czyż trzeba było aż takiej miłości,
takiego cierpienia, tak ogromnego upokorzenia, żeby nas ratować i uczynić
dziedzicami życia wiecznego?” {DC
29.2}
Grzesznik może opierać
się tej miłości i nie chcieć zbliżenia się do Chrystusa. Jeżeli jednak podda
się działaniu łaski, zostanie do Niego przyciągnięty. Znajomość planu zbawienia
doprowadzi go do stóp krzyża w poczuciu żalu za grzechy, które spowodowały
cierpienia Syna Bożego. Ten sam boski umysł, który pracuje w przyrodzie,
przemawia do serca ludzkiego, powodując niewymowną tęsknotę za czymś, czego
dotąd serce nie znało. {DC 30.1}
Wszyscy jesteśmy
grzesznikami od urodzenia, jednak Bóg nie osądza nas za to. On wie o tym, że
przychodzimy na ten świat z grzeszną naturą, jest ona naszym dziedzictwem i nie
mamy na to wpływu. Dlatego mówi nam, że musimy narodzić się na nowo, ponieważ bez
przemiany w całkowicie inną istotę, nikt z nas nie może, a raczej nie jest w
stanie żyć w warunkach, jakie panują w Królestwie Bożym, tym królestwie, na
które przecież czekają wszyscy chrześcijanie. Bóg wie także o tym, jak silne
jest nasze przywiązanie do grzechu i jak trudno jest nam odwrócić się od tych
wszystkich rzeczy, którymi ten świat stara się przyciągnąć nas do siebie i
jednocześnie odciągnąć nas od Boga. Bóg o tym wie, a ponieważ jest Bogiem
miłości i zmuszanie ludzi do posłuszeństwa jest sprzeczne z Jego naturą, objawia
nam prawdę o sobie i w ten sposób chce przyciągnąć nas do siebie. Nie zachowuje
się jak mężczyzna, który chce poślubić kobietę i mówi do niej: „Patrz jaki
jestem dobry dla ciebie, powinnaś mnie za to kochać”, chociaż często jego
zachowanie świadczy o czymś przeciwnym. Bóg nie mówi nam, że musimy Go kochać,
ale objawiając nam samego siebie daje nam możliwość pokochania Go. Nasza
grzeszna natura wywołuje w nas niechęć do zaakceptowania tych objawień,
ponieważ one wywołują w nas nieprzyjemne uczucia, związane ze świadomością
naszej niedoskonałości. Bóg to rozumie, jest w końcu Bogiem i dlatego z ogromną
cierpliwością prowadzi nas przez proces polegający na stopniowym poznawaniu i
akceptowaniu prawdy. Krok po kroku zdejmuje z nas więzy niewoli od grzechu i
pozwala nam poczuć smak prawdziwej wolności.
Każdy chrześcijanin poczuł
to w swoim życiu przynajmniej jeden raz. Każdy, kto po raz pierwszy zobaczył i
poczuł swoim sercem Boga, poczuł też różnicę między swoim dotychczasowym
życiem, a życiem w obecności Boga. Tak naprawdę, to nikt nie poczuł od razu
pełnego smaku wolności, ponieważ pierwsza zmiana nie jest zmianą całkowitą. To
jedynie pierwszy krok do usunięcia wszystkich więzów grzechu, jednak ta różnica
jest wystarczająco wyraźna, aby człowiek zapragnął czuć jej smak przez cały
czas. Jednak dosyć szybko to pierwsze wrażenie, to uczucie radości i szczęścia,
zostaje zakłócone rosnącą świadomością tych wad, które jeszcze w nas pozostały.
Rosnąca świadomość Bożej miłości i doskonałości związana jest z rosnącą
świadomością własnej niedoskonałości. Dlatego Bóg nie tylko pomaga nam poznać
prawdę o nas, ale jednocześnie objawia nam prawdę o Nim, aby grzesznik nie
wpadł w depresję z powodu swoich wad tylko pociągnięty do Niego miłością,
pozwolił Mu na dokonanie kolejnych zmian. Są one konieczne do tego, aby w końcu
grzesznik został całkowicie uwolniony z niewoli grzechu, aby w końcu narodzić
się na nowo, stając się nowym stworzeniem. Jezus powiedział: „Pójdźcie do
mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie”
(Mateusz 11,28). On nie powiedział, że wystarczy przyjść do Niego jeden raz,
powinniśmy to robić ciągle, każdego dnia. Jezus daje ukojenie tym, którzy codziennie
biorą na siebie Jego jarzmo i stają się tacy, jak On, cisi i pokornego serca. „Jeśli
kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na
siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łukasz 9,23). Tylko wtedy, gdy
każdego dnia jesteśmy otwarci na kolejne objawienia prawdy o nas samych, kiedy
z całego serca pragniemy tej prawdy oraz pragniemy, aby Bóg zmienił w nas to,
co nam objawia; tylko wtedy będziemy czuć, że Jego jarzmo jest miłe, a brzemię
lekkie (Mateusz 11,30).
Niektórzy chrześcijanie
popełniają błąd, myląc osiągnięcie pewnego etapu zmiany z całkowitą zmianą
charakteru. Uczucie ukojenia pojawiające się po zakończeniu każdego etapu nie
zmienia faktu, że grzeszna natura nadal wywołuje w nas niechęć do kontynuowania
tej drogi. Łatwo jest wtedy zrezygnować z następnych zmian i skupić się na
pozytywnych uczuciach wynikających z częściowej zmiany charakteru, jednak częściowa
przemiana nie przystosowuje nas do warunków Bożego Królestwa. Nie można narodzić
się częściowo, człowiek albo jest, albo nie jest narodzony na nowo, albo jest
nowym stworzeniem, albo nim nie jest. Nowe stworzenie to nie zmodyfikowana
wersja starego, to całkowicie nowe stworzenie. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam
ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”
(Jan 3,3). Jak w związku z tym można uniknąć popełnienia takiego błędu?
Jednym z Bożych darów dla
nas jest głos sumienia. Jest to głos Boga przemawiający bezpośrednio do naszych
umysłów, nie tyle poprzez zrozumiałą dla nas mowę, co poprzez wrażenia i
uczucia. Bóg poprzez głos sumienia informuje nas o tym, w jakim kierunku
powinniśmy iść. To w ten sposób pomaga nam podejmować właściwe decyzje. Czyż
sami nie mówimy o tym, że nasze sumienie coś nam mówi? Grzeszność naszej natury
sprawia, że nie lubimy słuchać głosu naszego sumienia, nie lubimy, kiedy nasze
sumienie próbuje powstrzymywać nas przed zrobieniem czegoś, co lubimy robić i
do czego jesteśmy przywiązani. Słuchanie głosu sumienia to nie słuchanie
naszych pragnień, a przede wszystkim pożądliwości. One starają się raczej
uciszyć głos naszego sumienia, wyłączyć źródło nieprzyjemnych myśli. To szatan
na różne sposoby próbuje zaabsorbować nasze umysły tak, abyśmy nie słyszeli
głosu sumienia. Tak więc głos sumienia jest jednym z tych zabezpieczeń przed
błędami, w jakie wyposażył nas Bóg.
Innym zabezpieczeniem
jest nasz rozsądek, czyli umiejętność logicznego myślenia. Logika jest także
czymś, co pochodzi od Boga. Wbrew temu, co sądzi wielu chrześcijan, wiara jest
bardzo logiczna i nie ma w niej miejsca na sprzeczności. To dzięki umiejętności
logicznego myślenia, wspieranej pomocą Ducha Świętego, jesteśmy w stanie zrozumieć
te prawdy, o których Bóg mówi w Biblii. Studiowanie Pisma Świętego musi odbywać
się z pomocą Boga, a jedną z form tej pomocy jest właśnie logika. To dzięki niej
możemy dostrzec to, że Biblia nie zaprzecza sama sobie. To logika pokazuje nam
w jak wspaniały sposób łączą się ze sobą różne fragmenty Biblii, spisane przez
różnych ludzi w różnych czasach. I to właśnie logika jest tym, co Bóg
wykorzystuje, aby ustrzec nas przed błędami. Właśnie dlatego szatan stara się
wpływać na nas tak, abyśmy stracili umiejętność logicznego myślenia. A robi to
tak, aby zachować w naszych umysłach wrażenie, że nadal myślimy logicznie i
racjonalnie.
Podam przykład
ilustrujący jak to działa. Przez wiele lat byłem ateistą. Jako dziecko
przestałem wierzyć w istnienie Boga, a moje późniejsze doświadczenia i zdobyta wiedza
tylko wzmocniły moje przekonanie, że Bóg nie istnieje. Bóg cierpliwie próbował
pobudzić mój umysł do prawidłowego myślenia, ale skutecznie broniłem się przed tym.
Im dłużej trwał mój opór, tym trudniej mi było rozpoznać Boże działania. Myślę,
że tak dzieje się w każdym z nas, niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący,
czy nie. Wiem również, że ten trwanie tego oporu oznacza, że pewnego dnia
umysł nie będzie już mógł zmienić sposobu myślenia na taki, który pozwoli mu
zaakceptować prawdę.
Myślę, że byłem bardzo
blisko tego stanu. Stało się jednak coś, co zniszczyło mój ateistyczny
światopogląd. Dostrzegłem coś, czego nie potrafiłem wyjaśnić w żaden racjonalny
i logiczny sposób. Jedynym logicznym wyjaśnieniem było nadprzyrodzone działanie
istoty wyższej, w którą nie wierzą ateiści i ewolucjoniści. Bóg najpierw
wykorzystał poważne problemy moich rodziców i odciął mnie od wpływów tego
świata. Znalazłem się w miejscu, w którym nie miałem dostępu do Internetu,
telewizji, kolegów i wielu przyjemności tego świata. To było jak doświadczenie
Izraela na pustyni. Jedyne, co mogłem zrobić poza pracą, to czytanie książek.
Ponieważ zawsze lubiłem
książki, zacząłem czytać te, które były w miejscu, w którym byłem. To miejsce
było domem moich rodziców, adwentystów dnia siódmego, więc domowa biblioteka
zawierała głównie książki Ellen White, ale ja nie byłem nimi zainteresowany.
Znalazłem kilka niereligijnych książek, ale przeczytałem je wszystkie bardzo szybko
i szukając czegoś nowego znalazłem książkę „Historia reformacji”. Chociaż
Reformacja jest tematem religijnym, potraktowałem tę książkę jako historyczną i
zacząłem ją czytać.
Myślę, że właśnie tego
chciał Bóg. Zacząłem czytać o historii Reformacji i nic nie mogło mnie od tego
odciągnąć, ponieważ byłem jak na pustyni. Świat nie był w stanie dać mi czegoś,
co mogłoby odwrócić moją uwagę od tej książki. A kiedy poznawałem coraz więcej
faktów o działalności Marcina Lutra, w pewnym momencie doznałem czegoś w
rodzaju objawienia. Uświadomiłem sobie, że jedynym wyjaśnieniem faktu, że
Marcin Luter nie stał się kolejną ofiarą papiestwa, jest działanie
nadprzyrodzonej mocy, takiej istoty jak Bóg. Był to moment, w którym mój umysł
zaakceptował fakt istnienia Boga.
Bóg użył resztek logiki w
moim umyśle, aby mnie poruszyć i zmienić mój stosunek do poznania Go. W podobny
sposób Bóg działa z każdym człowiekiem, dając każdemu szansę na pokutę i
nawrócenie. Bóg czyni to nie tylko z tymi, którzy w Niego nie wierzą, ale także
z tymi, którzy nazywają siebie chrześcijanami, ale naprawdę są daleko od Boga.
W mojej historii jest
coś, na co chcę zwrócić uwagę. To jest mój sposób myślenia w okresie, kiedy
byłem ateistą. Zawsze uważałem się za racjonalnego i logicznego człowieka.
Prawda była jednak taka, że zignorowałem te myśli, które sugerowały mi, że
pewne moje poglądy były nielogiczne. Usuwałem z umysłu wszystkie fakty, które
były sprzeczne z moją ateistyczną filozofią i pomimo takich chwil zwątpienia,
byłem przekonany, że mam rację i że mój światopogląd jest zgodny z prawdą. Ktoś
mógłby powiedzieć, że przecież dzisiaj także myślę, że mój obecny światopogląd
jest zgodny z prawdą. Różnica polega na tym, że dzisiaj nie odczuwam nielogiczności
w tym, w co wierzę, a moje sumienie nie mówi mi tego, co często słyszałem jako
ateista.
Ten sposób myślenia jest
charakterystyczny dla każdego, kto jest przywiązany do grzechu. Nie ma znaczenia,
czy jest on ateistą, katolikiem czy adwentystą. Jak pisała Ellen White,
teoretyczna znajomość prawd nie czyni nas chrześcijanami. Jako ludzie uważający
się za chrześcijan także potrafimy nie słuchać głosu sumienia oraz myśleć w
bardzo nielogiczny sposób, kierując się bardziej emocjami niż logiką. Dokładnie
tego chce szatan i wykorzystuje wszystkie możliwości, aby pozbawić nas
zdolności słuchania tego, co Bóg mówi nam poprzez sumienie i zdrowy rozsądek.
Szatan robi to na każdym etapie zmiany chrześcijanina, a im bliżej jesteśmy
celu, tym gwałtowniejsze są jego działania.
To co napisałem o sobie
to dopiero początek historii nawrócenia, prowadzącego do narodzenia się na
nowo. Pomimo tego, że uwierzyłem w Boga, a następnie ochrzciłem się i zostałem członkiem
Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, Bóg nadal miał dużo do zrobienia w moim
życiu. Nastąpiła we mnie pewna zmiana, ale nie było to narodzenie się na nowo.
Co jakiś czas Bóg objawiał mi kolejne prawdy o mnie, pobudzając moje sumienie
do działania. Chociaż lubiłem myśleć o sobie, że teraz już jestem dobrym
człowiekiem, to prawda była zupełnie inna. Nadal byłem przywiązany do wielu
złych rzeczy, a takie przywiązanie jest przeszkodą uniemożliwiającą życie w
obecności Boga. Ellen White napisała, że „najcięższą spośród wszystkich walk
jest walka przeciwko samemu sobie. Oddanie siebie i podporządkowanie
wszystkiego woli Bożej wymaga walki, ale człowiek musi się poddać Bogu, zanim
dozna odnowy w świętości” {DC 51.3}. Całkowicie zgadzam się z tą opinią.
Wiem z własnego doświadczenia, że o wiele łatwiej jest zaakceptować pewne religijne
doktryny niż prawdę o własnych wadach i uzależnieniu od grzechu. Kiedy
uwierzyłem w Boga i zacząłem czytać Biblię, mój rozum bez większego problemu
zaakceptował niektóre z adwentystycznych doktryn, na przykład szybko znalazłem
w Biblii potwierdzenie, że to sobota jest Bożym sabatem. Jednak ta nowa wiedza
nie przełożyła się na dużą zmianę moich przyzwyczajeń, nadal lubiłem robić
rzeczy, o których teraz już wiedziałem, że nie są dobre. W końcu zrozumiałem,
że wiedza rozumiana jako znajomość prawd i faktów nie czyni z nas prawdziwych
chrześcijan, czyli naśladowców Jezusa. Bo prawdziwy naśladowca Jezusa to nie
ten, kto robi to samo, co robił nasz Zbawiciel, ale przede wszystkim ktoś, kto
myśli i czuje to samo co Jezus. To ktoś, kto żyje takim życiem, jakim Jezus
żyłby będąc na jego miejscu. Taki ktoś może „wstąpić na górę Pana” i
stanąć „na jego świętym miejscu”, ponieważ taki ktoś ma „czyste
dłonie i niewinne serce”.